Baśń kirgiska.
Co było większe?
Dawno, dawno temu żyli w pewnym aile trzej bracia. Całym ich bogactwem był jeden łaciaty byk. Pewnego razu bracia postanowili założyć własne gospodarstwa i żyć oddzielnie. Ale jak tu podzilić między trzech ludzi jednego byka? Pomyśleli bracia, że można go sprzedać, ale w sąsiedztwie nie mieszkał nikt, kogo byłoby stać na kupno byka. Przyszło braciom do głowy, że może byka zarżnąć i podzielić mięso, ale żal im było zabijać zwierzę. A odstąpić jednemu z nich - też nie chcieli.
Postanowili bracia udac się do mądrego sędziego.
- Jak zdecyduje sędzia, tak uczynimy - powiedzieli sobie.
Wyruszyli bracia ze swoim bykiem do sędziego. Najstarszy brat szedł tuż przy łbie byka, średni - obok byka, a najmłodszy szedł z tyłu i poganiał zwierzę.
O świcie dopędził ich jeździec. Ukłonił sie najmłodszemu bratu i zapytał:
- Dokąd pędzisz tego byka?
Najmłodszy brat dokładnie wytłumaczył jeźdźcowi, w czym rzecz, i odparł:
- Pędzimy naszego byka do mądrego sędziego; jak on zdecyduje, tak uczynimy.
Na pożegnanie poprosił nieznajomego o przysługę:
- Wkrótce dogonisz mego średniego brata, który idzie obok naszego byka. Przekaż mu pozdrowienia ode mnie i powiedz, żeby szybciej popędzał zwierzę. Trzeba by dotrzeć na miejsce przed zapadnięciem zmroku.
- Dobrze - zgodził się jeździec i ruszył przed siebie kłusem.
W południe jeździec zrównał się ze średnim bratem, który szedł obok byka.
Jeździec przywitał się z nim i rzekł:
- Twój młodszy brat pozdrawia cię i prosi, abyś lepiej poganiał byka, ponieważ nie zdążycie na miejsce przed zapadnięciem zmroku.
Średni brat podziękował jeźdzcowi i także zwrócił się do niego z prośbą.
- Kiedy dogonisz mego starszego brata, któy idzie tuż przy łbie byka, pozdrów go ode mnie i powiedz, żeby szybciej popędzął zwierzę, bo chcemy jak najwcześniej dotrzeć do aiłu mądrego sędziego.
Jeździec znów pogalopował przed siebie i pod wieczór zrównał się z głową byka. Tu przekazał najstarszemu bratu pozdrowienia i prośby dwóch młodszych braci.
- Nic na to nie poradzę - odparł starszy brat - bo już zapada zmrok. Trzeba będzie zatrzymać się i przenocować w drodze.
Jeździec pożegnał się i pogalopował dalej.
A bracia przenocowali w stepie, nazajutrz zaś popędzili znowu swego łaciatego byka. I nagle spotkało ich nieszczęście. Z nieba runął potężny orzeł, wbił szpony w grzbiet zwierzęcia, uniósł się wraz z nim wysoko pod obłoki i zniknął. Bracia zeszli się, wspólnie poskarżyli się na zły los i z niczym wrócili do domu.
Tymczasem orzeł, trzymając w szponach byka, leciał w przestworzach; wkrótce zobaczył pastwisko i stado kóz, a wśród nich kozła o ogromnych rogach. Orzeł poszybował w dół, usiadł na rogach kozła, zaczął pożerać byka i rozrzucać jego kości.
W tym czasie spadł ulewny deszcz. Pastuch wraz ze stadem kóz schronił się pod brodą kozła o wielkich rogach.
Raptem pastuch poczuł ból w lewym oku. "Pewnie wpadł mi do oka jakiś paproszek" - pomyślał.
Pod wieczór pastuch pognał swoje stado do aiłu. Tam oko rozbolało go na dobre, więc poprosił miejscowych wieśniaków:
- Wezwijcie do mnie czterdziestu medyków! Niech popływają po moim oku na czterdziestu łódkach i wyciągną ten paproszek, bo mi straszliwie dokucza.
Poszli ludzie, przyprowadzili czterdziestu medyków i rzekli do nich:
- Popływajcie po oku naszego pastucha, spróbujcie odszukać paproszek i usunąć dolegliwość. Tylko uważajcie, żeby nie uszkodzić oka!
Popływało czterdziestu medyków na czterdziestu łódkach po oku pastucha i odszukało paproszek. Okazało się, że była to łopatka byka. A wpadła pastuchowi do oka wówczas, gdy schronił się przed deszczem pod brodę kozła.
Po zabiegu oko przestało boleć. Medycy wrócili do domu, a łopatkę byka cisnęli daleko od aiłu.
Niedługo potem przejeżdżali tmatędy koczownicy.
Nadchodziła noc. Starszyzna naradziła się i postanowiono zatrzymać się tutaj i rozniecić ognisko.
- O, solnisko, to najbezpieczniejsze i najdogodniejsze miejsce na nocleg - powiedzieli.
I oto, kiedy koczownicy rozłożyli się obobzem i już mieli zasnąć, ziemia nagle zadrżała pod nimi i zakołysała się.
Strach ogarnął ludzi. W jednej chwili załadowali swój dobytek na arby, zaprzęgli konie i czym prędzej odjechali.
Dopiero nad ranem zatrzymali się i ochłonęli po nocnych przeżyciach. Starcy posłali na mijece trzęsienia ziemi czterdziestu dżygitów, aby sprawdzili, co się stało.
Dżygici przybyli na miejsce i zobaczyli, że to, co w nocy wzięli za solnisko, było ogromną kością, łopatką byka. Jeszcze teraz obgryzał ją lis.
- No teraz wiadomo, dlaczego trzęsła się ziemia! - zawołali dżygici.
Napieli cięciwy łuków, wypuścili strzały i ustrzelili lisa.
Potem czterdziestu dżygitów poczęlo ściagać skórę z martwego zwierza. Udało im się ściągną skóre z jednego boku, nie dali rady odwrócić lisa.
Wrócili dżygici do koczowiska i opowiedzieli wszystko starszyźnie.
Poczęli przemyśliwać starzy, co by tu zrobić, lecz wtem podeszła do nich młoda kobieta i rzekła:
- Podarujcie mi połowę lisiej skóry, którą przywieźli dżygici, uszyję z niej czapkę dla mego dziecka.
- Dobrze - zgodzili się starcy - weź ją sobie.
Kobieta wzięła miarę z głowy swego niemowlęcia i zaczęła krajać czapkę z lisiej sierści. Okazało się, że wystarczy jej tylko na połowę czapki. Wówczas kobieta poszła po raz drugi do starców i rzekła:
- Podarujcie mi i drugą połowę skóry.
Wtedy czterdziestu dżygitów przyznało się, że nie dali rady przewrócić lisa i dlatego nie ściągnęli skóry z drugiego boku.
- Jeśli nie starcza ci jednej połowy lisiej skóry na czapkę dla twego niemowlęcia - rzekli dżygici - idź sama i ściągnij skórę z drugiego boku.
Kobieta wzięła ze sobą dziecko i poszła. Bez trudu przewróciłą lisa na drugi bok, ściągnęła skórę i z dwóch kawałkówlisiego futra uszyła czapkę dla swego dziecka.
A teraz powiedzicie: co było największe? Czy byk, który był tak długi, że jeździec od jego ogona do łba musiał jechać przez cały dzień? Czy orzeł, który potrafił unieść zwierzę wysoko w niebo? Czy kozioł, na którego rrogach usiadł orzeł, aby pożreć byka? Czy pastuch, mający tak wielkie oko, że mogło pływać po nim w czterdziestu łódkach czterdziestu medyków? Czy też lis, który ogryzał łopatkę byka i przestraszył koczowników? A może niemowlę, które było tak wielkie, że aby uszyć dla niego czapkę, ledwie starczyło skóry zabitego lisa? Czy może wreszcie największa była kobieta, która miała tak olbrzymie dziecko?
Zastanówcie się dobrze i odpowiedzcie, jeśli potraficie!
Postanowili bracia udac się do mądrego sędziego.
- Jak zdecyduje sędzia, tak uczynimy - powiedzieli sobie.
Wyruszyli bracia ze swoim bykiem do sędziego. Najstarszy brat szedł tuż przy łbie byka, średni - obok byka, a najmłodszy szedł z tyłu i poganiał zwierzę.
O świcie dopędził ich jeździec. Ukłonił sie najmłodszemu bratu i zapytał:
- Dokąd pędzisz tego byka?
Najmłodszy brat dokładnie wytłumaczył jeźdźcowi, w czym rzecz, i odparł:
- Pędzimy naszego byka do mądrego sędziego; jak on zdecyduje, tak uczynimy.
Na pożegnanie poprosił nieznajomego o przysługę:
- Wkrótce dogonisz mego średniego brata, który idzie obok naszego byka. Przekaż mu pozdrowienia ode mnie i powiedz, żeby szybciej popędzał zwierzę. Trzeba by dotrzeć na miejsce przed zapadnięciem zmroku.
- Dobrze - zgodził się jeździec i ruszył przed siebie kłusem.
W południe jeździec zrównał się ze średnim bratem, który szedł obok byka.
Jeździec przywitał się z nim i rzekł:
- Twój młodszy brat pozdrawia cię i prosi, abyś lepiej poganiał byka, ponieważ nie zdążycie na miejsce przed zapadnięciem zmroku.
Średni brat podziękował jeźdzcowi i także zwrócił się do niego z prośbą.
- Kiedy dogonisz mego starszego brata, któy idzie tuż przy łbie byka, pozdrów go ode mnie i powiedz, żeby szybciej popędzął zwierzę, bo chcemy jak najwcześniej dotrzeć do aiłu mądrego sędziego.
Jeździec znów pogalopował przed siebie i pod wieczór zrównał się z głową byka. Tu przekazał najstarszemu bratu pozdrowienia i prośby dwóch młodszych braci.
- Nic na to nie poradzę - odparł starszy brat - bo już zapada zmrok. Trzeba będzie zatrzymać się i przenocować w drodze.
Jeździec pożegnał się i pogalopował dalej.
A bracia przenocowali w stepie, nazajutrz zaś popędzili znowu swego łaciatego byka. I nagle spotkało ich nieszczęście. Z nieba runął potężny orzeł, wbił szpony w grzbiet zwierzęcia, uniósł się wraz z nim wysoko pod obłoki i zniknął. Bracia zeszli się, wspólnie poskarżyli się na zły los i z niczym wrócili do domu.
Tymczasem orzeł, trzymając w szponach byka, leciał w przestworzach; wkrótce zobaczył pastwisko i stado kóz, a wśród nich kozła o ogromnych rogach. Orzeł poszybował w dół, usiadł na rogach kozła, zaczął pożerać byka i rozrzucać jego kości.
W tym czasie spadł ulewny deszcz. Pastuch wraz ze stadem kóz schronił się pod brodą kozła o wielkich rogach.
Raptem pastuch poczuł ból w lewym oku. "Pewnie wpadł mi do oka jakiś paproszek" - pomyślał.
Pod wieczór pastuch pognał swoje stado do aiłu. Tam oko rozbolało go na dobre, więc poprosił miejscowych wieśniaków:
- Wezwijcie do mnie czterdziestu medyków! Niech popływają po moim oku na czterdziestu łódkach i wyciągną ten paproszek, bo mi straszliwie dokucza.
Poszli ludzie, przyprowadzili czterdziestu medyków i rzekli do nich:
- Popływajcie po oku naszego pastucha, spróbujcie odszukać paproszek i usunąć dolegliwość. Tylko uważajcie, żeby nie uszkodzić oka!
Popływało czterdziestu medyków na czterdziestu łódkach po oku pastucha i odszukało paproszek. Okazało się, że była to łopatka byka. A wpadła pastuchowi do oka wówczas, gdy schronił się przed deszczem pod brodę kozła.
Po zabiegu oko przestało boleć. Medycy wrócili do domu, a łopatkę byka cisnęli daleko od aiłu.
Niedługo potem przejeżdżali tmatędy koczownicy.
Nadchodziła noc. Starszyzna naradziła się i postanowiono zatrzymać się tutaj i rozniecić ognisko.
- O, solnisko, to najbezpieczniejsze i najdogodniejsze miejsce na nocleg - powiedzieli.
I oto, kiedy koczownicy rozłożyli się obobzem i już mieli zasnąć, ziemia nagle zadrżała pod nimi i zakołysała się.
Strach ogarnął ludzi. W jednej chwili załadowali swój dobytek na arby, zaprzęgli konie i czym prędzej odjechali.
Dopiero nad ranem zatrzymali się i ochłonęli po nocnych przeżyciach. Starcy posłali na mijece trzęsienia ziemi czterdziestu dżygitów, aby sprawdzili, co się stało.
Dżygici przybyli na miejsce i zobaczyli, że to, co w nocy wzięli za solnisko, było ogromną kością, łopatką byka. Jeszcze teraz obgryzał ją lis.
- No teraz wiadomo, dlaczego trzęsła się ziemia! - zawołali dżygici.
Napieli cięciwy łuków, wypuścili strzały i ustrzelili lisa.
Potem czterdziestu dżygitów poczęlo ściagać skórę z martwego zwierza. Udało im się ściągną skóre z jednego boku, nie dali rady odwrócić lisa.
Wrócili dżygici do koczowiska i opowiedzieli wszystko starszyźnie.
Poczęli przemyśliwać starzy, co by tu zrobić, lecz wtem podeszła do nich młoda kobieta i rzekła:
- Podarujcie mi połowę lisiej skóry, którą przywieźli dżygici, uszyję z niej czapkę dla mego dziecka.
- Dobrze - zgodzili się starcy - weź ją sobie.
Kobieta wzięła miarę z głowy swego niemowlęcia i zaczęła krajać czapkę z lisiej sierści. Okazało się, że wystarczy jej tylko na połowę czapki. Wówczas kobieta poszła po raz drugi do starców i rzekła:
- Podarujcie mi i drugą połowę skóry.
Wtedy czterdziestu dżygitów przyznało się, że nie dali rady przewrócić lisa i dlatego nie ściągnęli skóry z drugiego boku.
- Jeśli nie starcza ci jednej połowy lisiej skóry na czapkę dla twego niemowlęcia - rzekli dżygici - idź sama i ściągnij skórę z drugiego boku.
Kobieta wzięła ze sobą dziecko i poszła. Bez trudu przewróciłą lisa na drugi bok, ściągnęła skórę i z dwóch kawałkówlisiego futra uszyła czapkę dla swego dziecka.
A teraz powiedzicie: co było największe? Czy byk, który był tak długi, że jeździec od jego ogona do łba musiał jechać przez cały dzień? Czy orzeł, który potrafił unieść zwierzę wysoko w niebo? Czy kozioł, na którego rrogach usiadł orzeł, aby pożreć byka? Czy pastuch, mający tak wielkie oko, że mogło pływać po nim w czterdziestu łódkach czterdziestu medyków? Czy też lis, który ogryzał łopatkę byka i przestraszył koczowników? A może niemowlę, które było tak wielkie, że aby uszyć dla niego czapkę, ledwie starczyło skóry zabitego lisa? Czy może wreszcie największa była kobieta, która miała tak olbrzymie dziecko?
Zastanówcie się dobrze i odpowiedzcie, jeśli potraficie!
"Baśnie Narodów ZSSR. Baśnie Narodów Azji Środkowej i Kazachstanu"
ilustracja: Piotr lat 11
#baśń#Kirgistan#największe'bracia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz