Bajka Indyjska
Żółw gaduła.
Był sobie niegdyś w pięknych Indiach młody król i żółw - i obaj byli wielkimi gadułami. Król nazywał się Brahma-Datta, mieszkał w cudnym pałacu, był panem i władcą nad milionami ludzi.
Chociaż miał pełne skrzynie cennych, lśniących kamieni, złota całe góry, był wielki i możny, poddani nieszanowali go.
Gdy przejeżdzał ulicami swego pięknego miasta Benaresu na złocistym wozie, ciągnionym przez strojne w pióropusze rumaki, otoczony dworzanami i giermkami, żebracy przydrożni mówili między sobą:
- Oto jedzie ten, który nie umie milczeć! Mówi on ciągle,mówi bez przerwy, nikomu do słowa przyjśc nie da i w ciągu jednego dnia powie więcej niedorzeczności niż Harizarman przez całe życie. Nie powierzajcie Brahma-Datcie swoich sekretów, gdyż przestaną być tajemnicą.
Harizarman, który był pierwszym ministrem króla, słyszał często podobne rozmowy poddanych o władcy swoim i martwił się nimi bardzo. Nie wiedział, jak zaradzić tej wielomówności młodego króla, i im więcej rozmyślał, tym to zadanie wydawało się trudniejsze.
Żółw zaś mieszkał w stawie wśród cienistych ogrodów królewskich, a był jeszcze gadatliwszy od młodego króla.
Przemawiał wciąż do papug i ryb, gawędził z małpami, opowiadał o czymś ciągle ptakom, cały dzień nudził wszystkich swoją rozmową. Aż wreszcie znużeni słuchacze uciekali przed samym dżwiękiem jego głosu.
-Ile krzywdy robi on swoim gadulstwem - ubolewały ryby, spoczywające na dnie stawu - wszak to on wypaplał czaplom o naszych kryjówkach, a one wyławiają nas teraz i zjadają.
- To on również opowiedział papugom, tym pięknym arom, co niedawno małpy, wesoło sobie żartując, mówiły o ich ogonach, i wywołał tym między rodami papug i małp ostrą kłótnię i waśń, która trwa do dzisiejszego dnia.
- To szkaradny gaduła i plotkarz, gorszy nawet od samego króla Brahma-Datty - cichutko zaświergorał śliczny koliberek - Miejmy nadzieję, że może go kto poprosi na lato - dodał trochę głośniej.
Nadeszły letnie dni upalne. Król odjechał do pięknego zamku, położonego wśród skał Himalajów. Żółwia pozostawiono w stawie.
Minister Harizarman został jeszcze w mieście dla ukończenia ważnych spraw państwowych. Pewnego poranku, przechodząc koło stawu, spostrzegł dwie dzikie kaczki odpoczywające, a tuż obok żółwia, który wygrzewał się na słońcu.
- Dokad podążacie? - zapytał naraz żółw.
- Lecimy do ślicznej miejscowości w górach Himalajach, nazywa się Złota Grota na Cud-Górze.
- Jaka to śliczna nazwa!... Proszę was, powiedzcie czy macie tam staw?
- Nie, ale są tam jeziora i rzeki, co jest o wiele przyjemniejsze. Leć z nami, to zobaczysz.
Żółw był trochę zniechecony do przebywania w tym stawie, gdzie jego gadulstwo przyczyniło mu dużo niechętnych i nieprzyjaciół. Nie wiedział jednak, w jaki sposób mógłby wyruszyć w tak daleką podróż z dzikimi kaczkami.
- Gdybym tylko miał skrzydła, chętnie poleciałbym z wami.
- Zabierzemy Cię chętnie! - żywo zakwakały kaczki - Uchwycimy naszymi mocnymi dziobami za dwa końce grubego kija, ty uczepisz się zębami za środek. Nie otwieraj tylko pyszczka, a wszystko będzie dobrze!
- Ależ ja to z łatwością potrafię - zawołał uradowany żółw.
"Nie potrafisz - pomyślał Harizarman, który ukryty za drzewami, słyszał całą rozmowę - bo trzeba będzie, żebyś trzymał, jak to mówią, język za zębami, a tyś tego nigdy jeszcze nie dokazał, bratku!".
Pozostawiwszy kaczki i żółwia na długich naradach nad tą trudną podróżą, Harizarman wkrótce odjechał, dążąc ku śnieżnym szczytom gór Himalajów, do zamku królewskiego.
Wreszcie i kaczki z żółwiem, wiszącym pomiędzy nimi na kiju, uniosły się ponad stawem.
- Szczęśliwej podróży! Nie wracaj tylko do nas prędko! - cieniutkimi głosikami piszczały małe rybki, śledząc pilnie okrągłymi oczkami wzlot trojga podróżnych. Żółw już miał gotową odpowiedź: "Wcale nie mam tego zamiaru, zachowajcie wasz marny staw dla siebie", ale ugryzł kij mocniej, nie mając ochoty plusnąć na powrót do stawu.
Lecieli nad lasami, lecieli nad łąkami, pełnymi cudownych kwiatów, nad gwarnymi wioskami i miastami, pięknie zbudowanymi, a poczciwe kaczki wciąż przypominały żółwiowi, że musi milczeć, jeżeli nie chce runąć w przepaść i zabić się.
Następnego dnia, kiedy lecieli nad jakąś wioską, młoda kobieta, pracująca w polu, spojrzała w górę i wykrzyknęła zdziwiona:
- Patrzcie! Dwie dzikie kaczki unoszą żółwia, uczepionego do kija.
Żółw tak się rozgniewał tą uwagą wieśniaczki, że chciał jej odpowiedzieć: "A co tobie do tego, nieznośna kobieto!", ale powstrzymał się w porę i z wielkiej irytacji wgryzł się zębami aż do połowy grubości kija.
Wreszcie zawisnęli nad ogrodami, otaczającymi zamek na Cud-Górze. Na polance bawiło się kilku chłopców. Ujrzawszy kaczki, zaczęli rzucać w górę kijami.
Jeden z malców zawołał:
- Palnij w tego starego żółwia, ugotujemy sobie z niego zupę!
Żółw już nie mógł dłużej milczeć, było to nad jego siły.
- Zupę? - wrzasnął - To z was, brzydale, trzeba zrobic zupę!
Właśnie miał zamiar tak im odkrzyknąć, gdy bowiem otworzył pyszczek i puścił kij, runął na ścieżkę parku.
W pobliżu przechadzał sie właśnie król ze świtą. Minister Harizraman rzucił się ku żółwiowi, chcąc go ratować, lecz biedny gaduła już nie żył.
- Jaką moralną naukę mógłbyś wysnuć z tego wypadku, Harizarmanie? - zapytał król ministra. - Czy żółw ten spadł z nieba, jako znak tajemniczy, przestrzegający nas o grożącym niebezpieczeństwie?
- Nie, królu! Niosły go przez przestworza powietrzne dwie kaczki. Jeżeli łaskawie zezwolić raczysz, miłościwy panie, opowiem dokładnie całą tę historię.
Po otrzymaniu pozwolenia od króla Harizarman opowiedział wszystko, co widział i słyszał nad stawem w ogrodzie pałacowym.
Brahma-Datta, młody król, słuchał w milczeniu, wreszcie rzekł:
- A więc powodem nieszczęścia jest jedynie to, iż żółw nie umiał milczeć? I za to spotkała go taka straszna kara...
Minister skłonił się głęboko.
Król zamyślił się, a po chwili zawstydzony rzekł ciszej:
- Zdaje mi się, drogi Harizarmanie, że i ja często za dużo mówię.
Dworzanie spojrzeli po sobie zmieszani, pewni byli, że minister zaprzeczy królowi gorąco. Czyż bowiem mogą królowie mówić za dużo? Wszak cały świat powienien z zachwytem słuchąc ich słów.
Z ciekawością wielką oczekiwali wszyscy na odpowiedź ministra. Niektórzy z zawistnych mu dworzan cieszyli się już w duszy z tego zdarzenia, przypuszczając, że popadnie w niełaskę.
Lecz Harizarman zbliżył się i, patrząc królowi prosto w oczy, odrzekł poważnie:
- Szczęśliwy jest kraj, którego władca zna wady swoje.
- Szczęśliwy również jest król, gdy posiada tak prawego i szczerego doradcę, jakim ty jesteś - dodał król i, zwracając się do dworzan, wydał rozkaz, aby pięknie wyrzeźbiono żółwia w złocie i umieszczono go w pałacu na pamiątkę zdarzenia tego dnia.
Niezadługo w wielkiej sali stanął na pięknej jaspisowej kolumnie złoty żółw... Król przechadzając się po pałacu, patrzył nań często, przypominając sobie smutne skutki gadulstwa.
Od chwili tej przygody z żółwiem młody król Brahma-Datta często zasięgał światłych rad ministra Harizarmana i stawał się coraz mędrszy i lepszy; posiadał też trudną sztukę milczenia.
Naród kochał i czcił swego młodego króla, a głosów niechętnych nie słyszano już nigdy wśród wdzięcznych i wiernych mu poddanych.
"Bajki indyjskie" Michalina Jankowska
#bajka#Indie#żółw#gaduła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz