Baśń Indian z plemienia Oroczów.
Jaskółki
W pradawnych czasach, kiedy jeszcze Wielki Duch, spoczywający na szczycie ogromnej, czerwonej skały, wtrącał się czasem w sprawy ludzi i zwierząt, w owych niezmiernie dawnych czasach żył wśród plemienia Oroczów słynny myśliwy Uthi. Uzbrojony w giętki łuk i chyże strzały przebiegał prerię, przedzierał się przez puszcze lub uganiał między skałami, ścigając zwierzynę. Polował na bizony i kozice, strzelał do orłów i wiewiórek, żadne żywe stworzenie nie uszło przed jego niezawodnie celnym strzałem. Siał śmierć wokoło i kiedy biegł lekką stopą, obuty w miękkie mokasyny - wszystko, co żyło, uciekało przed nim. Tylko ryby czuły się bezpieczne.
Aż stało się tak, że któregoś dnia Uthi zapędził się za zwierzyną w głąb puszczy i zgubił drogę. Gniewny był, bo wstydem jest dla łowcy i wojownika, jesli zabłądzi. Wreszcie jednak, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi, wydostał się z puszczy i wyszedł na niewielką polanę, pośrodku której stał wigwam i płonęło ognisko. Ludzi nie było widać. Być może odpoczywali wewnątrz wigwamu lub jeszcze nie powrócili z polowania. Tylko mały koziołek wesoło podskakiwał wśród zielonej trawy. Widząc go Uthi natychmiast napiął cięciwę swego niezawodnego łuku i strzała ze świstem ugodziła koziołka. Krew zbroczyła białą sierść i zwierzątko upadło, becząc żałośnie. Kiedy z wigwamu wybiegła zwabiona jego żałosnym głosem dziewczyna - już nie żył. Uklękła nad nim, a wtedy słynny łowca Uthi roześmiał się szyderczo.
- Cóż to? Płaczesz? - zapytał. - Płaczesz zamiast podziwiać celność mego strzału? Jam jest słynny łowca Uthi! Uthi, który nie chybia!
- Jesteś okrutny - odpowiedziała dziewczyna, która zwała się Tookhan. - Słyszałam, że zabijasz wszystkie leśne zwierzęta i ptaki!
Uthi znów się roześmiał i jeszcze raz naciągnął cięciwę swego łuku. W tej samej chwili z gałęzi pobliskiego drzewa spadł przeszyty jego strzałą ptak.
- Jesteś okrutny! - powtórzyła dziewczyna. I trzymając w ramionach zabitego koziołka, zaczęła biec w tę stronę, gdzie wznosiła się przeogromna czerwona skała, na której przebywał Wielki Duch. Droga była daleka i trudna, ale wszystkie zwierzęta z prerii i lasu wiedziały, dokąd zmierza Tookhan, i pomagały jej. Bizony i mustangi niosły ją na swych grzbietach, a sępy i orły wskazywały drogę. Aż wreszcie dotarła do wyniosłej góry i stanęła przed Wielkim Duchem. Palił właśnie w zadumie swą glinianą fajkę, kiedy dziewczyna zwana Tookhan, zadyszana jeszcze ze zmęczenia, złożyła u jego stóp zabite koźlę.
- Wiem, z czym do mnie przybywasz - odezwał się, a głos jego przypominał grzmot odbijający się po skałach. - Ale wracaj spokojnie do swego plemienia. Sprawiedliwość zostanie wymierzona.
A potem Wielki Duch skinął ręką, w której trzymał tomahawk, i rozkazał sępom i orłom, aby przywiodły do niego słynnego łowcę Uthiego. Jednak ogromne ptaki broniły się przed wykonaniem tego rozkazu. - Jakże się do niego zbliżymy - kwiliły orły - jeśli nas dostrzeże, natychmiast dosięgną nas lotne strzały z jego łuku!
Wobec tego Wielki Duch natężył swój gromki głos i sam wezwał Indianina Uthiego, aby przed nim stanął. Przybiegł więc Uthi, szybki jak jeleń, z łukiem gotowym do strzału.
- Tyś jest Uthi? - zapytał Wielki Duch.
- Jam jest Uthi! Uthi, który nie chybia! - odpowiedział chełpliwie. - I ani wśród żyjących, ani wśród tych, kótrzy udali się na wieczne łowy do krainy przodków, nie ma nikogo, kto mógłby mi dorównać.
- Rzekłeś! - skinął głową Wielki Duch. - Swymi celnymi strzałami zabijasz nie dla zaspokojenia głodu, nie dla zapewnienia żywności ludziom ze swego plemienia, ale dlatego tylko, aby zabijać! Wymordowałeś już zbyt wiele zwierząt i ptaków. Ale jeśli tak pysznisz się celnością swych strzał, to spróbuj jeszcze trafić w locie tego oto ptaka, którego za chwilę wypuszczę z mej dłoni. Lecz jeśli chybisz - głos Wielkiego Ducha echo niosło po skałach i dolinach - jeśli nie trafisz, to zostaniesz zamieniony w zwierzę, które przez sześć miesięcy w roku pozostaje pod ziemią bez wody i pokarmu, nie widząc światła dziennego.
- Na pewno trafię i zabiję go! - zawołał na to łowca Uthi...
I wtedy Wielki Duch wypuścił ze swojej dłoni niewielkiego ptaka o ciemnogranatowych piórkach. Ptak wzniósł sie wysoko, a strzała z łuku Indianina Uthiego pomknęła za nim. Nie dosięgła go jednak, tylko dotknąwszy ogona, wyrwała z niego kilka piórek, po czym spadła na ziemię. Teraz ptaszek, zataczający w powietrzu koła, wyglądał, jakby ogonek jego był rozdwojony.
- Więc nie trafiłeś - rzekł Wielki Duch i podniósł rękę, a okrutny łowca Uthi stał się w jednej chwili małym, niepozornym chomikiem, który zasypiając w swej norze jesienią, wychodzi z niej dopiero na wiosnę. Wychodzi, gdyż budzi go i niepokoi śpiew ptaków, do których nie może już strzelać.
Od tego czasu zaś wszystkie owe nieduże ptaki o ciemnogranatowych piórkach, takie same jak ten, którego próbował przebić strzałą Uthi - mają rozdwojone ogonki. Są to jaskółki.
Maria Kruger "Płomyczek. nr 4 16-29 II 1972r.
#baśń#Indianie#jaskółki#łowca#natura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz