Bajka hiszpańska
Flet pasterza
Pewngo razu niedaleko starej Grenady mieszkał sobie wdowiec ze swoim synem Pablem. Człowiek ten strasznie tęsknił ze żoną, która zrobiłaby mu śniadanie i ogrzała jego łóżko. Ożenił się więc powtórnie, z kobietą bardzo surową i nieprzyjemną.
Jedyne czego chciała to pozbyć się Pablo i mieć własnego syna, który odziedziczyłby cały majątek wdowca.
Powiedziała więc do męża "Czas, aby Pablo zarobił na swoje utrzymanie. Wyślij go w góry z psem do doglądania owiec".
Pies Pablo był bardzo mądry i sprytny, i wabił się Todo. Niestety w górach było wiele owiec i jeszcze więcej wilków i zdarzyło się, że jedna z owieczek zginęła.
Kiedy przyszedł do domu macocha nakrzyczała na nich, mówiąc "Czy myślisz, że twój ojciec ma wystarczająco pieniędzy, by móc pozwolić sobie na zagubienie jednej owcy?"
Pablo poszedł znowu w góry i zdarzyło się po miesiącu, że kolejna owca zginęła. Było tam zdecydowanie zbyt dużo wilków jak na jednego chłopca i psa.
Pewnego dnia w czasie jesieni wiatr zawiał mocniej i śnieg spadł wcześniej niż normalnie. Wszystkie owce były przerażone i rozproszyły się w górach. Pablo i jego pies odnaleźli tylko tuzin z nich.
"Tym razem macocha nie tylko nas skrzyczy, ale zabije" powiedział Pablo do Toda. Zwiesił głowę i zaczął płakać.
Todo szczeknął, krótkim i ostrym głosem. Pablo popatrzył na niego. Tuż przed nim stała stara wieśniaczka, z czarną chustą wokół jej ramion. Popatrzyła na Pablo ciemnymi oczami i powiedziała: "Czuję kłopoty".
Pablo potrząsnął głową. Może i kobieta wyglądała na wieśniaczkę, ale żadna kobieta ze wsi nigdy nie przychodziła w góry. Pablo słyszał historie opowiadane przez ludzi. "Straciłem moje owce, seniora" powiedział i zwiesił ponownie głowę.
Uśmiechnęła się do niego, a jej zęby były białe i lśniące. Teraz Pablo już wiedział, że nie jest ona zwykłą kobietą.
"Jesteś dobrym chłopcem Pablo" powiedziała. "Obserwowałam cię". Z kieszeni swojej sukni wyciągnęła srebrny flet. Na końcu wyryto na nim dwa małe kwiaty granatu. "Mam więc prezent dla ciebie". Podała mu flet i po tym nagle zniknęła.
Chłopiec przycisnął usta do fletu i począł grać. Piękna pieśń zabrzmiała, jakby wołanie drozda wydobywało się z fletu. Było to bardzo dziwne, ponieważ Pablo nigdy nie grał wcześniej.
Todo zaszczekał i zaczął tańczyć flamenco na swoich tylnich nogach, a za nim wszystkie zagubione owce utworzyły linię tańcząc bolero.
Było to tak zabawne, że Pablo odłożył flet i zaczął się śmiać.
Kiedy ucichły dźwięki pies wrócił na cztery nogi warcząc na owce, a te spokojnie pasły się, jakby nigdy wcześniej nie tańczyły.
Od tego dnia Pablo, jego pies i owce spędzałi czas na tańcu. Niestety owce zaczęły tracić wagę, stały się chude i muskularne.
Kiedy Pablo przyprowadzał je każdego wieczoru do domu jego macocha była wściekła. Krzyczała i zrzędziła na niego. Ojciec Pablo stał tylko i palił fajkę. Razem też narzekali z sąsiadami jakim niedobrym jest synem.
Macocha gotowała właśnie zupę fasolową, kiedy zaczęła narzekać i chciała wylać ją na psa. Pablo uchwycił swoją srebrną fujarkę i zaczął grać.
W domku dźwięki odbijały się od ścian i słychać było setki drozdów śpiewających razem. Macocha wciąż trzymała garnek, jakby był to bęben, jej nogi tańczyły wokoło pokoju. O jak ona tańczyła! Zupa wylewała się jej na ramiona i ręce, a także na stopy. Wyła z bólu, ale nie mogła przestać tańczyć.
Jej mąż przyszedł jej z pomocą, ale on również zaczął tańczyć, klikając w palce jakby były to kastaniety.
Potem nadeszli sąsiedzi, ale kiedy usłyszeli dźwięki fleta zaczęli też tańczyć.
Wkrótce cała wioska tańczyła, kopiąc swoje obcasy, wirując, kłaniając się i pochylając. Po prostu nie mogli się zatrzymać.
Pablo wyszedł na zewnątrz a za nim długi sznur mężczyzn, kobiet i dzieci tańczących ciągle. Na przodzie tańczyła wciąż jego macocha trzymająca w rękach garnek z zupą. Idąc drogą przeszli tak obok kościoła.
Na zewnątrz stał ksiądz, który zażywał trochę słońca i pił wino. Wkrótce dźwięki pieśni otarły i do niego, więc zaczął tańczyć, a jego długa sutanna falowała.
Pablo zaprowadził ich poza wioskę aż do górskiej drogi. Ksiądz wołał na niego aby się zatrzymał, a jego matka błagał go o przebaczenie. Pablo jednak nie odkładał fletu od ust. Wciąż grał.
Jak mówią w niektórych miejscach Grenady Pablo grał na flecie, aż jego macocha prosiła go o przebaczenie i obiecała nigdy go nie skrzywdzić. Wtedy przestał grać i wszyscy wrócili do swoich domów. Ale inni mówią, że jeśli posłuchasz uważnie to w górach wciąż słychać jak gra. Nie podchodź wtedy zbyt blisko, bo i ty będziesz musiał tańczyć.
"The Shepard's Flute" from "World of dance" by Jane Yolen and Heidi E. Y. Stemple
#bajka#hiszpania#flet#pasterz#Grenada#taniec#
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz