Bajka z Ameryki Północnej
Kojot złodziejem ognia
Dawno temu, kiedy ziemia była młoda to zwierzęta, a nie ludzie rządzili światem. Monitou Wielki Duch Stworzyciel dał zwierzętom wszystko, aby rządzili jeziorami, górami i lasem.
Wiewiórkom dał giętkie ciała, które ważą ledwie tyle co powiew wiatru, aby wspianały się po wysokich drzewach, by zjadać słodkie owoce i przepyszne orzechy. Kojotowi dał silne ostre zęby i mocne łapy, aby mógł polować na jedzenie.
Wszystkie zwierzęta współczuły biednym ludziom. Byli oni slabi i niezdarni, nie mieli ostrych pazurów by zabijać swoje jedzenie, ani grubego futra by ogrzać się podczas mroźnych, zimowych miesięcy.
Ludzie byli nieśmiałymi i bojaźliwymi istotami, którzy kryli się za drzewami w lesie przed kojotem i innymi zwierzętami z ich ostrymi zębami i pazurami.
Wszyscy ludzie jedli owoce i orzechy, które wiewiórki zrzucały z drzew oraz liście i korzenie, których żadne ze zwierząt nie chciały jeść. W tych czasach ludzie nie potrafili rozpalać ognia, więc nie mogli ugotować jedzenia, ani stworzyć garnków i narzędzi. Kiedy zima nadeszła ludzie drżeli z zimna, kichali i chorowali, aż śnieg i mróz roztopiły się i przeszły w wiosnę. Kojot i wiewiórki natomiast cieszyły się ze swoich ciepłych futer.
Kojot był dumnym i mądrym zwierzęciem, ale był także uczynnym. Obserwował jak ludzie marźli, drżeli i chorowali.
"Biedne stworzenia" pomyślał. "Nie mają grubych futer, aby się ogrzać jak ja. Nie potrafią kopać nor, tak jak wiewiórki. Jestem szczęśliwcem i powinieniem im pomóc. Ale jak?"
Kojot poszedł na skraj lasu. Usiadł na konarze drzewa pokrytym śniegiem i pomyślał. Zobaczył ogromną przestrzeń prerii i oddalone góry. Zaśpiewał żałosną pieśń o tym jak czuł się źle z powodu ludzi.
Kiedy tak śpiewał zobaczył czerwony i pomarańczowy odblask na szczycie wielkiej góry i wpadł na pomysł.
"Wiem, jak mogę pomóc ludziom" powiedział kojot. "Zabiorę ogień od Duchów Ognia, którzy mieszkają na szczycie góry i podaruję go ludziom. Ogień ogrzeje ich w zimie".
Kojot podniósł głowę i zaśpiewał przywołującą pieśń, wzywającą inne stworzenia do siebie.
Wiewiórki usłyszały śpiew kojota i przybiegły tak szybko jak tylko potrafiły.
"Co się stało kojocie?" zapytały. "Czy jesteś ranny?"
"Chcę zrobić coś bardzo niebezpiecznego" powiedział kojot. "Potrzebuję waszej pomocy. Posłuchajcie..."
Duchy Ognia siedziały przy wielkim bulgoczącym garze gotującego się ognia na szczycie góry. Ich twarze lśniły a ich pomarańczowe włosy wyglądały jak płomienie ognia rozwiane przez wiatr.
Kiedy kojot podszedł do nich największy z Duchów skoczył do jego stóp.
"Kim jesteś? zaryczał. "Słyszę kogoś skradajacego się w ciemności. Odpowiedz, kim jesteś?"
"To tylko ja" powiedział kojot cieniutkim głosikiem. "Jestem kojotem. Nie musicie się niczego obawiać, nie mogę was skrzywdzić".
"Czego chcesz kojocie?" zapytał podejrzliwie duch.
"Chciałem tylko się ogrzać na moment lub dwa" odpowiedział kojot drżącym głosem. "Jest bardzo zimna noc, śnieg pada, jeziora i stawy są zamarznięte. Proszę, czy mógłbym usiąść przy ogniu by się ogrzać".
Usiadł razem z Duchami Ognia i podszedł troszkę bliżej ognia.
"Oh! Śnieg musiał wpaść mi za futro prosto na moje kości" powiedział kojot. "Czy mogę usiąść jeszcze bliżej ognia - proszę, nie musicie się niczego obawiać".
Kojot podszedł jeszcze bliżej ognia.
"Wasz ogień jest taki wspaniały" powiedział kojot z podziwem. "Prawie tak piękny jak wy, Duchy Ognia"
Największy duch zalśnił jeszcze mocniej z dumy i przetarł swoje włosy błyszczącą ręką.
"Może podejdziemy jeszcze bliżej by pomodlić się do tego ognia - aby go uczcić".
Kojot podszedł jeszcze bliżej.
"O jaki on przepiękny" powiedział kojot pełnym zachwytu głosem.
Szybko porwał kawałek ognia. Potem odwrócił się i zaczął biec z całych sił, odskakując od Duchów Ognia.
"Stop!" zawołały Duchy. "Wracaj złodzieju".
Pobiegły za kojotem szybciej niż ogień, kóry zabiera suche liście w lesie.
Kojot biegł w dół góry, ale Duchy Ognia były szybsze niż ciekła lawa spływająca w dół zbocza.
Największy z duchów doganiał kojota i złapał go za jego piękny szaro-brązowy ogon. Po dotknięciu Ducha Ognia koniec ogona kojota spalił się na czarno i od tej pory kojoty mają koniuszek ogona czarny.
"Pomocy! Moi przyjaciele, gdzie jesteście?" wołał kojot.
"Tutaj jesteśmy!" zawołała jedna z wiewiórek. "Rzuć mi ogień". Wiewiórka złapała ogień na swoje plecy i zaczęła zbiegać z góry. Ale w tym momencie jej futro zaczęło się przypalać.
"Pomocy!" zawołała. "Ogień mnie pali!" Jej plecy były czarne, a ból przenikał tak, że ogon skręcił jej się w duży zawijas i tak już zostało do dziś.
"Jestem tutaj" zawołała kolejna wiewiórka. "Szybko! Podaj go mnie". Chwyciła ogień i pobiegła do lasu.
Biegła tak szybko jak tylko mogła, ale Duchy Ognia były szybsze. Wiewiórka próbowała dobiec do krańca lasu, ale duchy były już i tam, czekając na nią.
"Oddaj nam nasz ogień" krzyczały Duchy Ognia. Odważna wiewiórka wbiegła w pień drzewa trzymając płomień.
"Oddaj nam nasz skradziony ogień" wołały Duchy Ognia. Odważna wiewiórka tylko schowała się głębiej w pień drzewa.
"Żądamy abyś oddała nam nasz ogień. Teraz!" zakrzyczały Duchy Ognia.
Odważna wiewiórka popchnęła ogień jeszcze głębiej, zakopując jego głownię głęboko w lesie.
"Mamy cię" zawołał największy Duch Ognia. Próbował złapać wiewiórkę swoimi płonącymi pazurami. Była ona jednak szybsza od niego, ale jego czerwone pazury wypaliły na jej grzbiecie trzy paski. Od tej pory wszystkie wiewiórki mają takie paski po dziś dzień.
Odważne wiewiórki pokazały ludziom, gdzie schowały ogień w głębi lasu. Mądry kojot nauczył ludzi jak rozpalać ogień.
Ale czy ludzie byli wdzięczni?
Nie, nie byli.
Używali ognia do wypalania żelaza na siekiery i pługi. Ścinali las, gdzie wiewiórki i ich dzieci mieszkały. Uprawiali rozległe prerie, gdzie kojot i jego dzieci mieszkały.
Zamienili kraj w farmy i nazywali kojota i wiewiórki pasożytami i szkodnikami.
Używali ognia by wytapiać żelazo, z którego robili pułapki, robili strzały i włócznie, pistolety i broń, by łapać i zabijać kojoty i wiewiórki.
Ludzie zaczęli ogrzewać się zimą robiąc futra ze skór zwierząt. Wieszali nawet głowy zwierząt na ścianach swoich domów jako trofea myśliwskie.
Kojot i wiewiórki ukrywali się od tej pory przed ludźmi, którym kiedyś pomogli.
Teraz kiedy kojot wychodzi na skraj lasu i śpiewa w nocy, jest to pieśń smutna. Jest to pieśń o tym, że chciałby nigdy nie ukraść ognia dla ludzi.
"Coyote the fire thief" by Mick Gowar and James Rey Sanchez
#bajka#legenda#ameryka#północna#kojot#złodziej#ogień#
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz