piątek, 29 grudnia 2023

Baśń walijska
Wielka Brytania

Złoto wróżek



Wróżki (mali ludzie od setek lat kojarzeni z Walią) najbardziej uwielbiały wesołą muzykę i taniec. Potrafili tańczyć przez całą noc.

Jest to historia o tym jak Shenkin skrzypek został zaproszony przez wróżki. Pewnej nocy, kiedy wracał samotnie przez wrzosowiska do domu zobaczył mnóstwo migających światełek w ciemności. Poszedł w tamtym kierunku i  doszedł do wspaniałego pałacu. Był on pewien, że ten pałac nie istniał w tym miejscu wczesnym rankiem, kiedy szedł tamtędy. Zdenerwowany przybliżył się i nagle został otoczony przez małych ludzi tańczących w pałacowych drzwiach i wołających do niego:

"Shenkin! Shenkin! Chodź i zagraj nam na twych skrzypcach".

Shenkin był zachwycony tym zaproszeniem, ponieważ wiedział, że tylko najlepsi muzycy byli wybrani by grać dla wróżek. Wziął swoje skrzypki z worka na placach i poszedł za małymi ludźmi do pałacu.

Shenkin grał taneczne nuty w przepięknej sali. Wróżki wirowały wokół niego szczęśliwe, jakby nie dotykając podłogi stopami. Wtedy Shenkin zagrał żywsze, dziksze melodie. Czuł, że nigdy tak dobrze nie grał w życiu jak tu. Obserwując tańczące wróżki czuł, że dostawał od nich energię.

Melodia po melodii, taniec po tańcu - nikt nie liczył ile, nikt nie troszczył sie o to jak późno było. W końcu jeden z małych ludzi zawołał:

"Shenkin! Wystarczy już! Chodź i zjedź coś. Musisz być wyczerpany".

Wtedy Shenkin usiadł do stołu nakrytym wspaniałym jedzeniem. Po tym jak zjadł biedny skrzypek usnął w dużym, wygodnym, zielonym krześle głośno chrapiąc.

Kiedy Shenkin obudził się wróżki... pałac... zielone krzesło - wszystko zniknęło. Leżał na zielonym mchu ze swoimi skrzypkami i workiem obok niego.

Wstał i przetarł swoje oczy. Wtedy uslyszał brzdęk w swoich kieszeniach. Co to mogło być? Shenkin był biednym skrzypkiem, kóry nie miał zbyt wiele pieniędzy. Włożył rękę do kieszeni i ku swojemu zdziwieniu znalazł mały woreczek zawierajacy dwadzieścia złotych monet. Fortuna! To była zapłata wróżek za jego granie.

Poszedł do domu z uśmiechem na twarzy. Wyobraził sobie jak zadowolona bedzie jego żona. Wtedy przyszło mu na myśl, że nie powinien nikomu mówić o złocie wróżek. Jeśli tego nie zrobi wróżki zabiorą mu jego skarb z powrotem. Kiedy więc Shenkin przyszedł do domu wspiął się na strych i schował woreczek ze złotem w słomianym dachu.

Jakiś czas później żona Shenkina zamartwiała się, ponieważ byli biedni. Shenkinowi było smutno z tego powodu. Poszedł na strych i powrócił do kuchni z jedną złota monetą, którą wręczył żonie bez słowa.

"Skąd masz złoto?" spytała zaskoczona. "Czy masz tego więcej? Czy jesteś bogaty?"

Przez kilka dni żona Shenkina męczyła go pytaniami, aż w końcu opowiedział jej wszystko.

"Dwadzieścia złotych monet!" wrzasnęła jego żona. "Pozwól mi zobaczyć ten skarb".

Wtedy Shenkin wyciągnął mały woreczek ze słomianego dachu, ale nie było w nim brzęku monet. Otworzył go i - ku ogromnemu zdziwieniu żony i siebie - nie znalazł w środku monet, lecz muszle. To była kara za zdradzenie sekretu wróżek.

"Fairy gold" from "Fairy Tales from Wales" by Myrddin ap Dayfydd

#baśń#walia#wielkabrytania#złoto#wróżki


środa, 27 grudnia 2023

Bajka indyjska

Wąż złota



Jago miał małą farmę. Próbował zasiać na niej ryż. Niestety ryż nie urósł. Próbował sadzić melony, groszek, orzeszki ziemne. Nic nie mogło wyrosnąć na jego ziemi. Jago jednak nie poddawał się.

Pewnego dnia Jago zobaczył kopiec mrówek na swojej ziemi. Nigdzie jednak nie było widać mrówek. 

"To musi należeć do króla wszystkich węży" pomyślał Jago. "Do kobry".

Nagle kobra pojawiła się. Zasyczała głośno. Najpierw Jago się przestraszył. Potem zrozumiał, że kobra była tu by chronić jego ziemię.

Jago przyniósł miseczkę napełnioną mlekiem i położył przed wężem. 

Kobra pochyliła się i  zaczęła pić. Jago powrócił do domu.

Następnego poranka Jago przyszedł do kopca mrówek. Kobra wypiła całe mleko. Jago zobaczył coś na dnie miseczki. Podniósł to i zobaczył złoto. To była złota moneta.

"Dziękuję za twój dar" powiedział Jago szczęśliwy. "Teraz będę mógł kupić jedzenie dla mojej rodziny".

Napełnił ponownie miseczkę mlekiem i poszedł z powrotem do domu.

Każdego ranka Jago karmił kobrę. Każdego poranka kobra zostawiała mu złotą monetę. Dni mijały. Teraz Jago i jego rodzina mieli wystarczająco pieniędzy, by kupić nowe ubrania i świeże jedzenie.

Pewnego dnia Jago musiał wyjechać. Nie miało go być dwa dni. Jago zawołał swojego najstarszego syna Lulu. 

"Lulu mam ważne zadanie dla Ciebie" powiedział.

"Co to jest, ojcze?" zapytał Lulu.

"Twoją pracą będzie nakramienie kobry jutro rano" powiedział Jago.

"Tak, ojcze" powiedział Lulu.

"Jeśli znajdziesz coś w miseczce przynieś to do domu" powiedział Jago.

"Tak, ojcze" powiedział Lulu.

Lulu wstał wczesnie rano. Wziął dzbanek mleka i poszedł do kopca mrówek. Popatrzył na miseczkę.

"Złota moneta!" zakrzyknął, podnosząc ją.

Lulu nalał mleka do miseczki. Kobra zaczęła pić.

Wtedy Lulu przyszedł do głowy plan. Może w środku kopca było więcej takich monet. Szybko rozkopał kopiec. Kobra zasyczała na Lulu i odpełzła daleko. Niestety nie było złota w kopcu mrówek. 

"O nie!" krzyknął Lulu. "Co ja zrobiłem?"

Kiedy Jago powrócił Lulu opowiedział mu wszystko. Jago był zły na syna. 

"Kobra pomagała nam" powiedział.

"Przepraszam ojcze" powiedział Lulu. "Byłem chciwy. Chciałem więcej złota dla nas".

Jago pokiwał głową.

"Opiekowaliśmy się kobrą, a ona opiekowała się nami." powiedział Jago.

"Powinniśmy być szczęśliwi z tego co mieliśmy. Wkrótce znów będziemy biedni". 

"Snake of gold" by Chitra Soundar and Darishka Varma

#bajka#indie#złoto#wąż



poniedziałek, 25 grudnia 2023

Bajka brazylijska

O tym jak żuczek zdobył kolorowy płaszczyk.



Pewnego dnia szary szczur chodził po ciemnym lesie. Popatrzył w górę na drzewa i zobaczył niebieskie motyle, czerwone żaby i czarno-pomarańczowe ptaki.

"Jakież one kolorowe" powiedział. "Chciałbym mieć takie kolorowe futerko".

Wtedy właśnie zobaczył małego brązowego żuczka, który siedział na ścieżce przed nim. 

"Jesteś powolny" powiedział szczur. "Popatrz jak ja szybko biegam".

Szczur zaczął biec w dól ścieżki.

"Rzeczywiście biegasz bardzo szybko" powiedział mały brązowy żuczek. "Ja nie potrafię tak szybko biegać".

Niedaleko zielono-złota papuga słyszała ich rozmowę. 

"Jeśli chcecie zrobić wyścig" powiedziała papuga "dam zwycięzcy kolorowy płaszczyk jako nagrodę".

Szczur i mały brązowy żuczek zgodzili się. 

"Będziemy biec aż do następnego drzewa" powiedzieli.

Wyścig się zaczął. Szary szczur biegł szybko. Wkrótce był już na przodzie.

"Wygram ten wyścig" powiedział szary szczur do siebie. "Wkrótce będę mieć kolorowy płaszcz".

Popatrzył w tył na małego brązowego żuczka.

"Szybciej" zakrzyknął. "Musisz być szybszy albo ja wygram".

"Dobrze" powiedział mały brązowy żuczek. Otworzył skrzydła i poleciał prosto do drzewa.

Szary szczur biegł tak szybko jak tylko potrafił, ale było za późno. 

Mały brązowy żuczek wygrał wyścig.

"Oszukałeś mnie" zakrzyczał szary szczur. "Nie powiedziałeś mi, że potrafisz latać".

"Ale ty nie pytałeś o to czy potrafię latać" powiedziął żuczek do szczura.

Zielono-złota papuga dała małemu brązowemu żuczkowi kolorowy płaszczyk. Od tej pory stał się on małym zielonym żuczkiem.

Niestety był on zbyt kolorowy by żyć w ciemnym lesie, dlatego pofrunął w korony drzew. Od tej pory żyje wpromieniach światła. 

Szary szczur nadal żyje w ciemnym lesie i wciąż chce dostać kolorowy płaszczyk.

"How beetle got a colourfull coat" by Sarah Snashall and Valeria Valenza.

#bajka#brazylia#żuczek#płaszczyk#kolorowy


sobota, 23 grudnia 2023

Baśń amerykańska

Trzy drzewa



Dawno temu na wzgórzu rosły trzy młode drzewa. W jasnym świetle dnia dzielnie wyciągały swoje liście w strone złotego słońca, a w nocy szemrały w cichym podmuchu wiatru. 

Pewnej nocy pod srebrnymi gwiazdami, rozmawiały o swoich marzeniach.

"Moje drewno jest gładkie i złote" powiedziało pierwsze drzewo. "Kiedy wyrosnę chciałabym być skrzynią dla wielkiego skarbu".

"Moje drzewo jest twarde i silne" powiedziało drugie drzewo. "Kiedy dorosnę chciałbym być okrętem wojennym, na którym będzie pływał potężny król".

Trzecie drzewo ukłoniło się na wietrze. "A ja chcę zostać tu" powiedziało "i chcę urosnąć wysokie i i śliczne, więc ludzie będą podnosić oczy, aż do nieba".

Pory roku zmieniały się i drzewa rosły wysokie.

Pewnego dnia drwale przyszli na wzgórze. 

Jeden z nich popatrzył na pierwsze drzewo. "To drzewo jest właśnie takim drewnem jakie potrzebuję" powiedział. Wziął siekierę i ściął je. "Może moje marzenia się spełnią" drzewo uśmiechnęło się.

Kolejny stanął przy drugim drzewie. "Ten jest dobrym, silnym drzewem dla mnie" powiedział. Wziął siekierę i ściął drzewo. "Moje marzenie właśnie się zaczyna" zaśmiało się drzewo.

Trzeci drwal podszedł do trzeciego drzewa. "To drzewo jest dobre dla mnie" powiedział drwal. "I to koniec mojego marzenia" westchnęło trzecie drzewo upadając.

Stolarz obrobił pierwsze drzewo. Pomirrzył go cierpliwie, ale jedyne co mógł z niego uzyskać było proste koryto. Rolnik kupił je i napełnił sianem dla zwierząt.

"Więc nie będę skrzynią ze skarbami" powiedziało smutnie drzewo. "Moje marzenie właśnie sie skończyło".

Pewnej nocy, gdy gwiazdy tańczyły na niebie, drzewo usłyszało delikatny głos w stajni dla zwierzat. Mężczyzna i kobieta skryli się w niej. Mężczyzna napełnił koryto świeżym sianem i położył na nim koc. Kobieta urodziła niedawno dziecko.

W końcu drzewo zostało skrzynią trzymającą skarb, największy skarb świata.

Budujący okręty ludzie zabrali deski z drugiego drzewa. Pomierzyli go i wykonali zwykłą łodź rybacką. Noc po nocy surowi i weseli mężowie wiosłowali po wietrznym jeziorze i napełniali pokład oślizgłymi i śmierdzacymi rybami. 

"Więc nie będę już prowadzić króla do zwycięstwa" zasmuciło się drzewo. "Moje marzenie się skończyło".

Pewnej nocy największa burza nawiedziła jezioro. Fale przelewały się przez pokład i próbowały zalać cały statek. Statek zanurzał się coraz głębiej i głębiej.

"Pomóż  nam. Toniemy" krzyczeli rybacy.

Obudzili mężczyznę śpiącego na pokładzie i prosili go o pomoc z walce z burzą.

Mężczyzna uśmiechnął się i stanął. "Uspokój sie" powiedział do wiatru. "Bądź spokojne" powiedział do fal jeziora.

Nastąpiła wtedy cisza i drzewo wiedziało, że ten mężczyzna był największym królem na całym świecie.

Trzecie drzewo zostało przeniesione do szopy. Tam zostało pocięte na belki i zapomniane.  Drzewo leżało tak przy gorącu letnim i zimnie w zimowe dni, ale wiedziało, że jego marzenie jest już skończone. 

Pewnego dnia usłyszało krzyki. Żołnierze weszli do szopy. Wzięli drzewo i załadowali je na wóz i powieźli daleko. 

Zostało założone na czyjeś ramiona i poniesione przez drwiący i zły tłum na szczyt wysokiego wzgórza. 

Mężczyzna został ułożony na drzewie a jego ręce i nogi zostały przybite gwoździami. Drzewo zostało podniesione i utworzone w kształt krzyża, gdzie mężczyzna wisiał dopóki nie umarł.

Jego ciało zostało zabrane. Przeszedł noc i dzień. 

Wtedy trzeciego dnia słońce wschodziło i obudziło cały świat do radości. Wieści docierały przez wiatr i zapłonęło niebo. Przez siłę niebiańskiej miłości mężczyzna, który umarł zmartwychwstał.

Wtedy trzecie drzewo zrozumiało, że jego marzenie się spełniło. Na zawsze, kiedy ludzie będą je widzieć  pomyślą o niebie.

"The Three Trees" "The Lion book of tales and legends" by Lois Rock.

#baśń#ameryka#trzy#drzewa#BożeNarodzenie

czwartek, 21 grudnia 2023

Bajka koreańska

Uwięziony tygrys



Wiele lat temu, żył młody chłopiec imieniem Min. Pewnego dnia szedł po wodę. Nie uszedł daleko, kiedy usłyszał dziwny dźwięk.

"Co to jest?" powiedział do siebie. Głos dochodził z głębokiego dołu w ziemi. 

Min popatrzył do dołu i zobaczył tygrysa. 

"Proszę, pomóż mi!" wołał tygrys. "Zostałem uwięziony w tym dole".

"Jeśli ci pomogę się wydostać to mnie pożresz" powiedział Min.

"Jeśli pomożesz mi" powiedział tygrys, "obiecuję, że cię nie zjem".

Min był dobrym chłopcem i nie lubił, gdy tygrys był uwięziony.

"Dobrze" powiedział Min. "Dostałem twoją obietnicę, więc ci pomogę".

Min znalazł grubą gałąź i wsadził ją do pułapki. Tygrys chwycił ją i wspiął się po niej.

Ale wtedy tygrys pokazał swoje ostre zęby.

"Zjem cię teraz na obiad" zawarczał. 

"Ale obiecałeś mi, że mnie nie zjesz".

"Jestem głodny" powiedział tygrys. "Więc zmieniłem zdanie".

"Czekaj" zawołał Min. "Pozwól, że zapytamy kogoś jeszcze czy masz mnie zjeść".

"Dobrze" powiedział tygrys. "Możesz zapytać drzewo".

"Co myślisz?" Min powiedział do drzewa. "Czy to w porządku?"

Drzewo pomyślało przez moment...

"Ludzie ścinają drzewa, aby mieć drewno na opał" powiedziało drzewo. "Więc tak, to w porządku aby tygrys cię zjadł".

Tygrys oblizał swoje wargi i otworzył pysk.

"Czekaj!" zawołał Min. "Pozwól mi zapytać wołu, co o tym myśli".

"Dobrze zapytaj" powiedział tygrys. "Możesz pójść i zapytać wołu".

Min poszedł do woła i zapytał go o obietnicę tygrysa.

"Czy myślisz, że to w porządku by tygrys mnie zjadł?" zapytał Min.

Wół pomyślał chwilę.

"Ludzie każą wołom dźwigać ciężkie ładunki" powiedział wół. "Więc tak myślę, że to w porządku aby zjadł cię tygrys".

Tygrys oblizał znów swoje wargi. 

"Chcę mój obiad" zawarczał.

"Czekaj" zawołał Min. "Proszę pozwól mi zapytać się jeszcze jednego stworzenia co ono myśli".

Tygrys był bardzo głodny i nie chciał już czekać dłużej. Właśnie wtedy królik przebiegał obok.

"Bardzo dobrze" powiedział tygrys. "Możesz zapytać królika".

Min opowiedział królikowi o obietnicy tygrysa.

"Mądry króliku" powiedział. "Czy sądzisz, że tygrys powinien mnie zjeść?"

Królik pomyślał chwilę.

"Najpierw pokażcie mi co się stało" powiedział królik. "Potem powiem wam co myślę".

Tygrys pokazał królikowi dół.

"To tu zostałem uwięziony" powiedział.

"Nie wierzę ci" powiedział królik. "Nie mógłbyś być tu uwięziony".

Tygrys stawał się coraz bardziej poddenerwowany.

"Pokażę ci" zawarczał i wskoczył do dołu.

"Proszę" powiedział tygrys. "Czy teraz mi wierzysz?"

"Tak" powiedział królik z uśmiechem. "I gdybyś nie złamał obietnicy byłbyś teraz wolny"

Tygrys dopiero teraz zobaczył, że królik go oszukał.

Min podziękował sprytnemu królikowi i wrócił do swojej wioski. Nigdy więcej nie zobaczył tygrysa, a tygrys nigdy już nie złamał obietnicy.

"The trappped tiger" by Damian Harvey and Emily Paik.

#bajka#korea#tygrys#uwięziony



wtorek, 19 grudnia 2023

Baśń wikingów.

Freya Odważna.



Wiele lat temu żyła sobie dziewczyna z plemienia Wikingów o imieniu Freya. Jej ojcem był Olaf Silny. Był on odważnym wojownikiem i szefem wioski. Jej matka była również odważną kobietą, ale niestety umarła kiedy Freya była jeszcze dzieckiem.

Starsi bracia Freyi, Erik i Ivan ciągle kłócili się o to, który z nich jest najodważniejszy. Freya próbowała również być odważna, ale w środku czuła się mała i przestraszona. 

Pewnego wieczoru wódz Olaf zwołał wszystkich Wikingów do wielkiej sali.

"Moi synowie i ja jedziemy w poszukiwaniu nowych ziem" powiedział. "Kto z was chce pojechać z nami?"

Wielu Wikingów podniosło swe ręce pokazując tym, że pragną wziąć udział w wyprawie. Freya również to zrobiła.

"Ty nie możesz pojechać" powiedział Erik.

"Jesteś dziewczyną" uśmiechnął się Ivan.

"Ja również mogę być odważna" zakrzyczała Freya.

"Jesteś odważna" powiedział wódz Olaf. "Tak jak twoja matka. Ale chcę byś została tam gdzie jest bezpiecznie".

Następnego dnia statek został załadowany i był gotowy do drogi. Były tam beczki z suszoną rybą i świeża woda na podróż. Były tam narzędzia do wybudowania obozu. Były tam kury i kozy, które dostaczały wojownikom jajka i mleko podczas podróży.

Kiedy byli gotowi do wyruszenia wódz Olaf patrzył dookoła w poszukiwaniu Freyi, ale nigdzie nie mógł jej dojrzeć. Freya ukryła się pod stosem futer i zasnęła ukołysana szumem morza.

Freya obudziła się słysząc nadchodzącą burzę. Blyskawice roświetlały niebo, a wiatr mocno wiał. Kiedy obserwowała burzę ogromna fala przelała się przez pokład. Wtedy usłyszała krzyk. Fala wyrzuciła szefa Olafa prosto do morza. 

Freya skoczyła na nogi. 

"Szybko" zawołała. "Musimy go uratować". 

Niestety inni Wikingowie nie wiedzieli co robić. 

Tak szybko jak tylko potrafiła Freya chwyciła linę i rzuciła jej koniec w stronę ojca. Gdy tylko ją uchwycił pociągnęła ją z powrotem. Dwóch wojowników pomogło jej. Jej bracia stali i patrzyli, jak wódz Olaf jest wyciągany na pokład. 

"Dziękuję ci Freyo" wyszeptał Olaf.

Nagle wysoko nad ich głowami rozległ się głośny trzask. Wszyscy popatrzyli w górę. Silny wiatr złamał szczyt masztu.

"Ktoś musi to naprawić" zakrzyczała Freya.

"Ja nie potrafię się wspinać" powiedział Erik z lękiem w głosie.

"A ja nie lubię wysokości" powiedział Ivan.

"A ty Rolf?" powiedziała Freya do najwyższego Wikinga. "Jesteś wysoki i silny".

Wszyscy patrzyli jak Rolf wspina się na maszt. Wiatr wiał i fale rozstrzaskiwały się o pokład. W końcu udało mu się to naprawić. Wikingowie wiwatowali.

"Potrafiłbym to zrobić" powiedział Erik.

Następnego dnia jeden z Wikingów zobaczył coś w morzu. 

"To potwór morski" zajęczał.

"On zje cały nasz statek" powiedział Ivan.

"On zje nas" zakrzyczał Erik.

Wikingowie nie wiedzieli co zrobić i ukryli się za swoimi tarczami. Freya jednak miała pewien pomysł. Podniosła wieko beczki i wsadziła rękę do środka.

"Pomóżcie mi rzucać ryby" powiedziała.

Freya wyciągnęła rękę pełną suszonych ryb i rzuciła je w morze tak daleko jak tylko potrafiła. Inni Wikingowie robili to samo. Ogromny potwór popłynął tam gdzie były ryby a Wikingowie znowu zawiwatowali. Freya znów ich ocaliła.

"Ja też to potrafiłbym zrobić" powiedział Ivan.

Szef Olaf posadził Freyę na swoich ramionach.

"Jesteś najodważniejsza z nas wszystkich" powiedział.

"Nie, nie jestem" Freya uśmiechnęła się. "Ale razem możemy być bardzo odważni".

Wtedy Freya coś zauważyła.

"Ląd" zakrzyczała.

Wikingowie zawiwatowali. 

"Właśnie zaczęła się nasza przygoda" powiedział wódz Olaf.

"Freya the brave" by Damian Harvey and Max Rambaldi.

ilustracja Estera lat 9

#baśń#wikingowie#frya#odwaga#statek


niedziela, 17 grudnia 2023

Bajka arabska

Papuga



Przy jednej z ciasnych, ubogich uliczek niewielkiego miasteczka, w ciemnej lepiance, mieszkał Hassan, biedny sprzedawca fig i daktyli. Doprawdy wiodło mu się bardzo źle. Zarabiał bardzo niewiele, prawie nic, a kiedy wracał do domu, gdzie czekała na niego żona i dzieci, przyniesione grosze nie wystarczały nawet na kupno posiłku dla całej rodziny.

W końcu doszło do tego, że biedaczysko poszedł pewnego dnia na rynek tylko z wielkim, glinianym dzbanem pełnym wody. Była to co prawda woda zimna, świeża, kryniczna, przyniesiona rano ze studni przez Dilah, żonę Hassana, ale stanowczo nie był to towar, na którym można było wiele zarobić. Hassan jednak pocieszał się:

- Przecież w gorące dni ludzie na targu są zmęczeni i spragnieni. Myślę, moja droga Dilah, że wrócę dziś z jakimś zarobkiem.

- Woda! Woda źródlana, woda kryształowa do picia! - zachęcał przechodniów Hassan. - Woda z mojego dzbana orzeźwi cię i doda młodzieńczych sił!

Przechodnie zatrzymywali się i wypijali czarkę wody.

Kiedy miał jeszcze pół dzbanka, ale wszystko wskazywało na to, że reszta będzie równie szybko sprzedna, zbliżył się do Hassana jakiś starzec z papugą na ramieniu i zażądał czarki wody, mówiąc, że jest niezwykle zmęczony daleką drogą. Rzeczywiście wyglądał na niezmiernie znużonego, a odzież jego była pokryta kurzem; kiedy zaś Hassan podawał mu napełnioną czarkę, podróżny zachwiał się i potrącił naczynie z wodą.

- Biada mi! - wrzasnął Hassan, widząc rozlaną wodę i skorupy na ziemi.

- Nie rozpaczaj! - uspokajał go słabym głosem starzec. - Postaram się wynagrodzić ci sowicie tę stratę. Błagam cię tylko na wszystko, zaprowadź mnie gdziekolwiek, abym mógł spocząc choć trochę. Nie pożałujesz tego.

- Mogę cię zaprowadzić tylko do mojej lepianki - mruknął Hassan. I wziąwszy nieznajomego pod rękę zaprowadził go do swego domu.

Kiedy wreszcie znaleźli się w lepiance, starzec położył się na posłaniu Hassana i jęczął coraz słabszym głosem.

- Może wezwać jakiegoś lekarza? - zaofiarował się Hassan, ale nieznajomy zaprotestował:

- Nie, nie, zacny Hassanie. Nikt nie zdoła się przeciwstawić woli Allacha. Dogasa już płomyk mego życia. Ale zanim odejdę, aby przechadzać się w wiekuiście pięknych ogrodach Allacha, pragnę ci się odwdzięczyć za twoją uczynność i dobroć. Pozostawię ci wobec tego moją papugę!

Papuga jakby na potwierdzenie słów swego pana, zaskrzeczała przeraźliwie, Hassan zaś, bynajmniej nie zachwycony darem starca, pomyślał:

"Cóż pocznę z tym wstrętnym ptaszyskiem?"

Tymczasem nieznajomy, odgadując widocznie myśli Hassana,mówił z trudem dalej:

- Nie rób jej krzywdy. Dzięki temu ptakowi, mój zacny hassanie, dojdziesz do dobrobytu. Niech ci to będzie zapłatą za twój rozbity przeze mnie dzban i rozlaną wodę. Jeśli postąpisz według mojej rady, nie zaznasz już biedy. Słuchaj tylko uważnie tego, co ci powiem. Masz oto parę sztuk złota... Jednakże muszę ci jeszcze, nim odejdę z tej ziemi, powiedzieć, jak masz zużytkować pieniądze. Ponieważ rada moja musi pozostać okryta tajemnicą, a nie ufam pod tym względem żadnej niewieście, przeto rozkaż swej małżonce, dobrej Dilah, a także i dzieciom swoim, aby zostawili nas samych, bym mógł swobodnie mówić do ciebie.

- Pewnie - odezwała się w tej chwili skrzeczącym głosem papuga - pewnie!

- Mądry ptak - zdiwił się Hassan.

- Weźmiesz trzy sztuki złota z tych, które ci pozostawiam - mówił starzec - wczesnym rankiem, gdy nie ma przechodniów, zakopiesz je na najbardziej ruchliwych uliczkach miasta...

W dwa dni później, kiedy zmarły starzec był już pochowany, na co trzeba było wydać jedną ze sztuk złota, Hassan, sprzedawca fig, zbudził się o świcie. Podniósł sie cicho z posłania, aby nie zbudzić nikogo z rodziny, wziął papugę i wyszedł na ulicę. Szarzało zaledwie i nie widać było żadnego przechodnia. Roezjrzawszy się ostrożnie wokoło, Hassan przyklęknął na skrzyżowaniu ruchliwych ulic i, wykopawszy w ziemi płytki dołek, zakopał w nim jedną złotą monetę. Po czym, rozglądając się znów przezornie, czy czsem nie będzie miał niepożądanych świadków, zakopał jeszcze dwie złote monety w dwóch najruchliwszych punktach miasta. Dokończywszy tego, wrócił do domu i położył się spokojnie spać. 

Wstał dopiero wówczas, kiedy na ulicach panował ożywiony ruch i pełno było przechodniów i kupców. Z papugą na ramieniu, z małą łopatką w ręce poszedł najpierw tam, gdzie zakopała pierwszą monetę. Przystanąwszy, zapytał ptaka głośno, tak aby wszyscy przechodnie mogli go dosłyszeć:

- Jak myślisz, papugo, czy tu warto kopać?

- Pewnie! - zaskrzeczała papuga.

- Wobec tego posłucham cię, mądra papugo - te słowa Hassan wyrzekł głośno i uroczyście i zaraz zabrał się do rozkopywania ziemi w tym miejscu, gdzie rankiem tego dnia zakopał monete. Gdy wreszcie wydobył po chwili prawdziwy złoty pieniądz, podziw otaczających go mieszkańców nie miał granic.

- Niezwykłe! To jest naprawdę niezwykłe! - powtarzali. - Cóż to za ptak nadzwyczajny!

Otoczony już sporą gromadką widzów, Hassan powędrował w drugie miejsce, gdzie poprzednio ukrył był złoty pieniądz. Tam powtórzył znów swoje pytanie: 

- Czy mam tu kopać, kochana papużko?

- Pewnie! - wrzasnęła papuga, nieco zdenerwowana coraz liczniej otaczającym ich tłumem ludzi.

I tu oczywiście wydobył Hassan spod grudek ziemi złotą, błyszczącą monetę.

Gdy zapytawszy papugę po raz trzeci, znalazł pieniądze na jeszze innej ulicy miasta, spostrzegł, że otacza go ogromny tłum ludzi, z których każdy chciał zobaczyć na własne oczy tak niezwykłego ptaka.

Wieść o mądrej papudze szybko obiegła całe miasto. Zaledwie Hassan zdołał powrócić do swej ubogiej lepianki, już czekali na niego chętni do kupna ptaka, który potrafił wskazywać, gdzie zakopane są pieniądze.

- Sprzedaj ją Hassanie! - mówili.

-  Czemu mam pozbywac się papugi, jeśli dzięki niej mogę szybko zdobyć majątek? - wzdragał się Hassan.

- Ależ dostaniesz za nią tyle pieniędzy, że i tak od razu staniesz się bogaty - tłumaczyli.

- Wobec tego - powiedział Hassan udając głęboki namysł - wobec tego sprzedam ją temu, kto mi najwięcej za nią zapłaci.

Wreszcie szczęśliwym właścicielem ptaka został młody i bardzo bogaty nicpoń, słynny ze swoich awantur i hulanek, imieniem Abdullah. Chwyciwszy mocno ptaka, który skrzeknął żałośnie w tym uścisku, pobiegł szybko do swego wspaniałego domu.

- Hej! Służba! - wrzasnął, stanąwszy na progu. - Zaraz postarać się o piękną i obszerną klatkę dla mojej papugi.

Kiedy przyniesiono ogromną klatkę o pozłacanych drutach, Abdullah rozkazał następnie przynieść naczynie z wodą i zarno.

- Masz, jedz, kochana papużko! Abyś mi tylko znalazła dużo złota - przemawiał do nastroszonego ptaka. - Nie bój się! Jeśli pomożesz mi zdobyć bogactwo, nie zapomnę o tobie, każę wtedy twoją klatkę ozdobić drogimi kamieniami.

- Pewnie! - zaskrzeczała papuga.

- Patrzcie, jaki to mądry ptak! - cieszył się i dziwił Abdullah.

Nazajutrz, ledwie zaczęło świtać, wyjął ptaka z klatki i wziąwszy łopatę pobiegł do miasta. Zatrzymawszy się na jednej z ulic zapytał:

- Czy mam tu kopać? Czy znajdę tu coś?

- Pewnie! - odpowiedziała papuga.

Abdullah zabrał się więc ochoczo do kopania. Ale mimo, że kopał tak długo, aż ręce mu mdlały, nie znalazł nic.

- Zaryzykuję, jeszcze raz - postanowił cierpliwie Abdullah. - A teraz, papugo kochana, jedyna, najmądrzejsza papużko, nie żartuj sobie ze mnie, tylko powiedz, czy na przykład w tym miejscu warto kopać?

- Pewnie! - powiedziała zgodnie papuga.

Abdulah pokrzepiony tą odpowiedzią, zabrał się znowu z zapałem do pracy. Kopał w głąb i kopał wszerz i wzdłuż, ale w rozkopanej ziemi nie było żadnego skarbu. Ba! Nie było nawet najmniejszego grosika.

Omdlewając ze zmęczenia Abdulah przysiadł wreszcie, aby odpocząć, i podejrzliwie mruknął:

- Czyżby twój poprzedni pan oszukał mnie?

- Pewnie! - zaskrzeczał wesoło papuga. Bowiem była porządnie najedzona i nic jej nie brakowało do szczęścia.

- Zdaje mi się, że tym razem powiedziałaś prawdę, moja kochana - szepnął melancholijnie Abdulah. - Ale na wszelki wypadek pójdę do Hassana i zażądam wyjaśnień. Może źle zrozumiałem jego pouczenia, jak należy do ciebie przemawiać?

Papuga pominęła te słowa milczeniem. Milczała również wtedy, gdy Abdulah na próżno przez dłuższą chwilę dobijał się do chaty Hassana. Wreszcie od zwabionych hałasem sąsiadów dowiedział się, że Hassan wraz z całą rodziną opuścił miasto i przeniósł się gdzieś hen daleko, na południe.

- Ale czy naprawdę to on mnie oszukał? - zastanowił się naraz Abdullah. - Przecież to nie on namawiał mnie do kupna ptaka, tylko ja sam chciałem kupując papugę w łatwy sposób dojść do majątku.

- Pewnie! -powtórzyła papuga.

- Wobec tego moja kochana papugo, okazuje się, że jestem ostatnim głupcem!

- Pewnie! - skwapliwie, aczkolwiek grzecznie, zgodził się ptak.

- Tak, tak - smutnie pokiwał głową Abdullah. - To jest nauczka dla mnie. Drogo za nią zapłaciłem. Ale może i nawet było warto. Bo w ten sposób narreszcie nauczyłem się rozumu.

- Pewnie! - odpowiedziała wesoło papuga. I podskakując dziobnęła przyjaźnie Abdullaha w ucho.

Jako para przyjaciół wrócili do domu.

Maria Kruger "Płomyczek nr. 2 16-31 I 1972 r."

#bajka#arabska#papuga


piątek, 15 grudnia 2023

Bajka z Meksyku

Lama i powódź.



Pewnego razu była sobie lama. Mieszkała w dolinie otoczonej wysokimi górami. 

Lama pracowała dla mężczyzny, kobiety i małej dziewczynki.

Każdego dnia lama widziała różne zwierzęta, które żyły w dolinie. Była to kura mieszkająca w trawie i szynszyla na skałach. Widziała też flaminga w rzece i lisa w krzakach.

Pewnego dnia Kondor przeleciał nad doliną. 

"Kra, kra" zawołał. "Powódź nadchodzi. Uciekajcie z doliny".

Wszystkie zwierzęta zaczęły uciekać w góry. Szynszyla i kura uciekały, jak również lis i flaming pobiegli w góry.

Lama również chciała uciekać, ale została jednak, aby pomóc mężczyźnie, kobiecie i małej dziewczynce.

Lama nie potrafiła mówić. Nie mogła powiedzieć mężczyźnie, kobiecie i małej dziewczynce, że nadchodzi powódź. Lama była zbyt smutna by jeść.

Mężczyzna dał lamie trochę trawy, ale ona nie zjadła jej.

Kobieta dała jej trochę mleka, ale lama nie chciała jej pić.

Mała dziewczynka dała lamie trochę kukurydzy. Nagle pojawił się błysk światła. Kukurydza okazała się magiczna. W tym momencie lama przemówiła. 

"Nadchodzi powódź", zakrzyczała. "Musimy opuścić dolinę".

Tak szybko jak tylko potrafili mężczyzna i kobieta spakowali swoje torby. Mała dziewczynka wsiadła na lamę. Szybko wspieli się na góry, gdy czarna woda powodzi już się podnosiła. 

Wszystkie zwierzęta, mężczyzna, kobieta i mała dziewczynka siedzieli na samym szczycie góry. Czarna woda powodzi zalewała dolinę. Wlewała się coraz wyżej i wyżej w góry.Zatrzymała się dopiero gdy dotknęła lisiego ogona. Czekali na szczycie pięć dni.

W końcu woda opadła. Zwierzęta powróciły do doliny. Mężczyzna, kobieta i mała dziewczynka wraz z z lamą wrócili do domu. 

Wszyscy byli bardzo szczęśliwi. Tylko lis był bardzo smutny. Końcówka jego ogona była czarna jak woda z powodzi. I tak zostaje do dziś.

"Lama and the flood" by Sarah Snashall and Marcela Calderon.

#bajka'meksyk#lama#powódż

środa, 13 grudnia 2023

Baśń japońska

Brzoskwiniowy chłopiec



Dawno temu w Japonii mieszkała stara kobieta. Każdego dnia szła do rzeki, aby prać swoje ubrania. Każdego też dnia marzyła o tym, aby mieć dziecko, które mogłaby kochać. Pewnego dnia kobieta zobaczyła płynącą po rzece ogromną brzoskiwnię. Wyłowiła ją i zabrała do domu.

"Będę miała ucztę na kolację" pomyślała. Kiedy przecieła brzoskwinię w miejscu pestki zobaczyła małego chłopca. Kobieta natychmiast wyjęła go i przytuliła. 

"Jesteś moim małym brzoskwiniowym chłopcem". powiedziała. "Nazwę cię Momotaro i będę dla ciebie matką".

Momotaro Brzoskwiniowy Chłopiec rósł zdrowy i szczęśliwy. Jego matka karmiła go samymi dobrymi rzeczami. Jednak Momotaro najbardziej lubił jeść ciasto zrobione z kaszy jaglanej i ryżu z pola rosnącego przy ich domku.

"Jedno z tych ciasteczek da ci siłę dziesięciu mężczyzn" mówiła do niego jego mama. Momotaro po zjedzeniu jednego mógł rozciągnąć ramiona, podnieść swoją mamę i zawirować z nią w powietrzu.

Pewnego dnia trzy ogry zamieszkały na wyspie, na rzece. Były starsznie nieznośne, kradły zwłaszcza  skarby z wiosek i miast całej Japonii. Zbudowały ogromny czarny fort na wyspie, gdzie trzymały wszystkie skradzione skarby. 

Był tam szkarłatny ogr z krwistymi oczami, fioletowy ogr z długim językiem i ogromny żółty ogr z spiczastymi złotymi zębami.

Ogry wkrótce zjadły całe jedzenie na wyspie. Z daleka dostrzegły wioskę, w której żył Momotaro i jego matka. Mogły zobaczyć dojrzałe  owoce na drzewach i zielone pastwiska. 

Pewnego dnia ogry zdecydowały przekroczyć rzekę. Zebrały wszystkie owoce z drzew i ukradły całe ziarno z pól. Ukradły wszystko co tylko mogły.

Wkrótce w wiosce zapanował głod. W domu Momotaro jego matka upiekła ostatnie ciastka dające siłę.

"Nie ma już więcej ziarna" powiedziała smutno. "Co my zrobimy?"

"To sa najlepsze ciastka jakie upiekłaś" powiedział Momotaro. "Zabiorę je z sobą, kiedy pójdę walczyć z ogrami".

Jego mama zrobiła dla niego zbroję. 

"Momotaro, Mały Brzoskwiniowy Chłopcze, jesteś najsilniejszym wojownikiem w całej Japonii" powiedziała do niego z dumą. Momotaro odszedł niosąc z sobą ciastka swojej mamy.

Momotaro doszedł do końca wioski, gdzie spotkał psa. 

"Momotaro, Mały Brzoskwiniowy Chłopcze" zaszczekał pies "Dokąd idziesz?"

"Idę na wyspę" powiedział Momotaro "walczyć z ogrami".

"Jeśli dasz mi jedno z ciastek twojej mamy, pójdę z tobą" zaszczekał pies.

Momotaro uśmiechnął się "Jeśli zjesz jedno, to będziesz tak silny jak dziesięciu mężczyzn. Tak mówi moja mama."

W drodze do rzeki Momotaro spotkał małpkę.

"Proszę, daj mi jedno z ciastek twojej mamy" małpka poprosiła. 

"A czy pójdziesz ze mną walczyć z ogrami?" zapytał Momotaro.

"Ha! Ogry nie są groźne dla mnie!" powiedziała małpka. "Słyszałam, że ciastka twojej mamy dają siłę dziesięciu mężczyzn".

Kiedy przybyli do rzeki, wszystkie łodzie były przycumowane do brzegu. Żaden z rybaków nie wypływał na łowy gdy ogry były blisko. Momotaro, pies i małpka wskoczyli na pokład i odbili od brzegu. 

W połowie drogi na wyspę dołączył do nich żuraw. 

"Momotaro, Mały Brzoskwiniowy Chłopiec!" zawołał żuraw. "Dokąd płyniesz?" 

"Na wyspę" powiedział Momotaro, "Aby walczyć z ogrami".

"Daj mi jedno z ciastek twojej mamy, a zostanę z tobą" powiedział żuraw.

Kiedy przybyli do fortu wysoka brama była zamknięta. Momotaro zastukał w nią. 

"Kto czyni taki hałas?" zaryczał szkarłatny ogr.

"Momotaro, Japoński Najsilnijeszy Wojownik!" odpowiedział Momotaro.

"Momotaro? Brzoskwiniowy Chłopiec?" szydził z niego  ogr.

"Ja wezmę klucze" zakrzyczał żuraw.

Rozpiął swoje ogromne skrzydła i przefrunął na drugą stronę. Ciężkie klucze wisiały na ogromnym żelaznym haku. Jednak po zjedzeniu ciastka żuraw bez trudu podniósł je i rzucił u stóp Momotaro. Chłopiec podniósł klucze i otworzył bramę. Stanął przed szkarłatnym ogrem, który miał krwawe spojrzenie. Momotaro pomachał swoją flagą. 

"Jestem Momotaro, Japoński Najsilniejszy Wojownik" zakrzyczał. "I przyszedłem walczyć z wami".

"Chyba sobie żartujesz!" zaśmiał się szkarłatny ogr. "Patrzcie" zawołał do swoich braci. "Chodźcie i zobaczcie kogo tu mamy!"

"Kto to jest ten mały brzoskwioniowy chłopiec?" zachichotał fioletowy ogr.

Żółty ogr zadzwonił swoimi złotymi zębami.  "Nie jest on zbyt duży" zażartował "ale może smakuje dobrze".

Żółty ogr rzucił się na Momotaro, ale pies ugryzł go w nogi. Wtedy małpka wskoczyła na jego grzbiet i uderzyła go po ramionach. 

Fioletowy ogr zakręcił swój język wokól szyi Momotaro, ale żuraw podleciał do niego i uderzył go w oko.

"Więc przyprowadziłeś swoich przyjaciół do walki" szydził z niego szkarłatny ogr. "Czy nie potrafisz sam wygrać tej bitwy?"

Wtedy właśnie Momotaro zjadł resztę ciastek, które zrobiła jego mama...

Po wielu godzinach walki ogry poddały się.

"Jesteś dla nas zbyt silny" jęczały. "Ale prosimy nie zabijaj nas".

"Jeśli obiecacie odejść stąd" powiedział Momotaro "i nie sprawicie więcej żadnych kłopotów wtedy zostawię was przy życiu".

"Obiecujemy" wyszeptały ogry i rozpłynęły się w chmurze dymu.

Momotaro poszedł do fortu, aby znaleźć jedzenie, które ogry skradły w wiosce. W środku było pełno skarbów. Załadował wszystko na łódź - złoto, srebro, rubiny i diamenty. Wioska Momotoro stała się od tej pory bogata.

Od tej chwili rybacy mogli łowić ryby, drzewa brzoskwiniowe kwitły a dzieci bawiły się na piknikach, na wyspie.

Pies zamieszkał wraz z Momotaro i jego mamą, a małpka korzystała zawsze z owoców z ich sadu. 

"Ja muszę odlecieć" powiedział żuraw. "Powrócę na wiosnę po więcej ciastek twojej mamy".

Momotaro został sławny w całej Japonii, tak jak ciastka jego mamy. Nawet cesarz usłyszał historię o Momotaro i jego walce z ogrami. Kiedy Momotaro dorósł ożenił się z cesarską córką - ale to już inna historia.

"Peach boy" by Enid Richemont and Andy Catling.

#baśń#japonia#brzoskwinia#chłopiec#walka#wojownik






poniedziałek, 11 grudnia 2023

Baśń Maoryska. 
Nowa Zelandia

Tiki



Tane, bóg lasu i ptaków, patrzył na czerwoną glinę, która powstała przez osunięcie się klifu na ziemię.  "Czerwony to święty kolor" powiedział "i ziemia, z której wszyskie rzeczy wyrosły  i zakwitły. Z takiej mieszanki może powstać coś większego niż cokolwiek zostało stworzone".

Zebrał więc czerwoną glinę i zaczął ją wyrabiac rękami układając ją w kształty, które przypominały jego postać. Kiedy kształty były gotowe tchnął w nie swoje własne tchnienie. Powoli życie wchodziło w te figury i wyglądały jakby były pogrążone we śnie. 

Tane stanął i zaczął śpiewać pieśń dawającą życie. Kończyny otrzymały swoją moc, oczy otworzyły się i zobaczyły świat. Kształt urósł i zaczął chodzić. Tak powstał Tiki, pierwszy mężczyzna. Jego serce i wszystkie inne części były czerwone, tak jak glina z której powstał.

Tane, który był niewidzialny obserwował mężczyznę jak oszołomiony i z ciekawością w oczach chodził po dolinie i doszedł aż do lasu, w którym śpiewały ptaki. Niewiedzialny bóg  pływał w powietrzu i patrzył na dzieło, które stworzył. "Potrzebuje on towarzystwa" - powiedział.

Ze światła słonecznego, które przedzierało się przez drzewa i Echa, które wędrowało przez las, boginie utkały mgłę, która została ukształtowana w kobietę. Wysłali ją na spotkanie z mężczyzną, aby nie był już więcej samotny. Ci dwaj żyli razem w ogrodzie Matki Ziemi i od tej pory  mężczyźni i kobiety żyją razem. 

Tane wrócił do lśniącej krainy wschodzącego słońca nad jeziorem rozjarzonego światła. Tu został więc panem ogrodu i żył wśród sześciu bratów gigantów. Mężczyźni i kobiety, którzy mieszkali na ziemi potrafili uzyskać dobry rzeczy od czterech braci. Od Tane uzyskali drewno na łodzie i domy włókna liści na liny i ubrania. Od Rongo i Haumia dostali korzenie i jagody, a od Tangaroa ryby. Niestety od Tu dostali zły prezent jakim jest sztuka walki. Ciężko to powiedzieć, ale najbardziej ze wszystkich braci modlili się do niego. Zrobili go bogiem wojny i od tejpory pokój opuścił ziemię. 

"Tiki" by Edith Howes 

#baśń#maorysi#nowazelandia#tiki#pierwszy#człowiek


sobota, 9 grudnia 2023

Baśń irlandzka.

Historia o małym ptaszku.



Wiele lat temu był sobie bardzo religijny i święty człowiek, jeden z mnichów w zakonie. Pewnego dnia klęczał na modlitwie w ogrodzie przyklasztornym, kiedy usłyszał małego ptaszka siedzącego na krzakach różanych. Nigdy jeszcze mnich nie słyszał tak słodkiej pieśni, jak tak śpiewana przez tego ptaszka.

Święty mąż podniósł się z klęczek i słuchał śpiewu, który wydawał mu się niebiański.

Mały ptaszek odleciał do sadu otaczającego klasztor, a święty mąż zaczął podążać za nim słuchając wciąż jego śpiewu. Mnich czuł, że nigdy nie znudzi go ta słodka pieśń.

A mały ptaszek odlatywał na kolejne drzewo, a potem na kolejne ciągle oddalając się od klasztoru, a mnich szedł ciągle za nim słuchając go wciąz i wciąż.

W pewnym momencie mnich poczuł, że zbliża się wieczór i przestał gonić ptaszka. Zawrócił do klasztoru i wszedł w jego mury właśnie kiedy słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo mieniło sie najwspanialszymi kolorami świata. Mnich doszedł do klasztoru kiedy zapadła noc.

Był on bardzo zaskoczony tym co ujrzał. Otaczały go ze wszystkich stron obce twarze, których nigdy przedtem nie widział. Wszystko wokoło również się zmieniło i wyglądało zupełnie inaczej, niż to miejsce, które rano opuścił. Ogród również nie wyglądał na taki, w którym rano zanosił modły do Boga i po raz pierwszy zobaczył śpiewającego ptaka. 

Wkrótce jeden z mnichów przyszedł do niego, a on zadał mu pytanie: "Bracie, powiedz mi dlaczego widzę takie zmiany i wszystko wydaje mi się obce od tego, co było tu rano?"

Mnich, z którym rozmawiał zdziwił się i zapytał w czym widzi różnice. On jest tu cały dzień i żadnych dziwnych rzeczy nie zauważył. Zdziwiony zapytał: "Bracie, dlaczego zadajesz tak dziwne pytania, jak ci na imię? Chociaż nosisz habit naszego zakonu, jednak nigdy nie widzieliśmy cię tu wcześniej".

Święty mąż powiedział mu swoje imię oraz to, że rano był w tej kaplicy na porannej mszy, potem wyszedł do ogrodu, gdzie spotkał ptaka śpiewającego na różanych krzewach, niedaleko miejsca jego modlitwy.

Wtedy zakonnik z którym rozmawiał powiedział mu, że brat o takim imieniu żył 200  lat temu i nikt nie wie gdzie  zniknął.

W czasie, gdy mówił święty mąż powiedział: "Moja godzina śmierci wybiła, błogosławiony niech będzie Pan za jego miłosierdzie".

Uklęknął w tym momencie i powiedział: "Bracie, wysłuchaj mojej spowiedzi, daj mi rozgrzeszenie, bo moja dusza odlatuje".

Po spowiedzi, rozgrzeszeniu i namaszczeniu przed północą umarł święty mąż.

Mały ptaszek był aniołem, jednym z cherubinów lub serafinów, i w ten sposób Najwyższy okazał swoją łaskę zabierając duszę świętego męża do Siebie.

"Fairy tales of Ireland. The story of the little bird" by W. B. Yeats

#baśń#Irlandia#historia#ptak#mnich



Bajka chińska Wielka powódź Dawno, dawno temu żyła sobie wdowa, która miała dziecko. A chłopiec miał dobre serce i  wszyscy go kochali. Pe...