sobota, 29 czerwca 2024

Baśń duńska

Młynek, co miele sól na dnie morza



Pewnego razu przyszedł biedny chłop do bogatego i poprosił go , klnąc się na Boga, o kawałek mięsa w Wigilię. Bogaty nie chciał z początku nic dać, lecz po dłuższych prośbach i naleganiach rzucił mu ochłap ze słowami:

- Masz i wynoś się do diabła!

Biedny zrozumiał to dosłownie i z kawałkiem mięsa ruszył zaraz w drogę do piekła. W lesie spotkał drwala, który mu wskazał drogę i po jakimś czasie zawędrował na miejsce. W piekle tak się ucieszyli ochłapem, że w nagrodę dali chłopu młynek do pieprzu,który umiał mleć wszsytko, czego by ktoś sobie zażyczył. Wystarczyło powiedzieć: "Miel, mały młynku!, by zaczął mleć oraz: "Stań, mały młynku!", kiedy sie chciało, by przestał mleć. Kiedy biedny chłop powrócił do domu ze swoim młynkiem, powiedział:

- Zmiel mi dom, mały młynku!

Młynek natychmiast zabrał się do roboty i wkrótce stanął najpiękniejszy pałac, jaki można sobie wyobrazić. Chłop poczekał, aż młynek skończy i rzekł:

- Stań, mały młynku!

Potem przyszło mu do głowy, że nie zawstydziłoby się mieć pieniądze i zaraz rozkazał:

- Zmiel mi pieniędzy, mały młynku!

Wkrótce pełne były wszystkie szuflady i skrzynie, a kiedy chłop uznał, że mu wystarczy, powiedział tylko: "Stań, mały młynku!", i młynek znieruchomiał jak każdy inny młynek.

Dowiedział się o tym bogaty i zapragnął mieć ten młynek. Zaproponował dawnemu biedakowi wiele tysięcy talarów i w końcu go wytargował. Bogaty miał wiele służby i doszedł do wniosku, że najłatwiej będzie kazać młynkowi zatroszczyć się o chleb dla nich wszystkich. Wystarczyło tylko, że powiedział "Zmiel ciasto, mały młynku!", i młynek wnet zaczął mleć ciasto, aż miło. Lecz bogaty dowiedział się tylko, jak uruchomić młynek, nie wiedział zaś, jak go zatrzymać, młynek mełł więc nieustannie, aż napełnił ciastem cały dom i zaczęło się wylewać na pola, gdzie pracowali ludzie. Nawet wtedy nie przestał. Bogaty nie miał innej rady jak posłać po tego, co mu młynek sprzedał i musiał zapłacić tyle samo co przedtem za młynek, aby go chłop zatrzymał i zabrał, a bogaty jeszcze odetchnął z ulgą.

Po jakimś czasie zjawił się żeglarz,który chciał zapłacić za młynek dwa razy tyle, co bogaty. Za tę cenę dostał też młynek. Żeglarz był zadowolony z kupna, zabrał młynek na statek i odpłynął. Na pełnym morzu okazało się nagle, że zabrakło solli. Żeglarz powiedział więc: "Zmiel mi sól, mały młynku!", i młynek zaczął mleć sól, której wkrótce mieli aż nadto. Żeglarz tymczasem zapomniał się wypytać dokładnie, co zrobić, żeby młynek zatrzymać, toteż ten mełł bez przerwy i nie sposób go było zatrzymać. Tak długo mełł sól, aż statek wypełnił się nią po brzegi, zatonął i poszedł na dno z całym ładunkiem. A młynek do dziś dnia stoi na dnie morza i miele sól i miele.

"Młynek na dnie morza. baśnie duńskie" Petern Ravn i Robert Stiller, Poznań 1989

#baśń#dania#młynek#morze#dno#


czwartek, 27 czerwca 2024

 Legenda włoska

Mały żongler



Dawno temu w małym miasteczku włoskim zebrał się tłum ludzi.

"Patrzcie, nadchodzą artyści!" wołały dzieci. "Są wśród nich żonglerzy i ludzie, którzy wykonują magiczne sztuczki".

Przedstawienie się zaczęło i wszyscy się zebrali. "Zobaczcie jak akrobaci latają w powietrzu! Nie mogą to być zwykli ludzie!"

"I popatrzcie jak człowiek wyciąga rzeczy z niczego! To musi być diabeł albo anioł, który lata niewidzialny wokół jego ręki i wkłada mu rzeczy do niej?"

Gwiazdą przedstawienia był młody chłopiec,który potrafił żonglować. Zawsze miał przy sobie kolorowe piłeczki. Potrafił też żonglować obręczami ze złota lub srebra. W pewnym momencie zabrał kubki gliniane z targu i zaczął nimi żonglować.

Wszyscy śmiali się głośno, kiedy sprzedawczyni była przerażona. "Moje kubki! Rozbijesz je! Każę ci za nie zapłacić!"

Nie ważne jednak jak wysoko rzucał nimi w powietrzu, zawsze je potem chwytał.

Wszyscy klaszczeli w zachwycie. Taka sama rzecz stała się w kolejnym mieście, i w następnym... dokądkolwiek trupa zawędrowała.

Lata mijały i żongler rósł coraz większy i starszy. Zyskał też sławę. Zaczął jednak wierzyć w to co tłumy mówiły, że nie jest zwykłym człowiekiem, że jego umiejętności są poza prawami natury. Żył ekstrawagancko i uwielbiał wydawać pieniadze.

Nadszedł jednak dzień, kiedy obudził się słabszy niż zazwyczaj. "Powinienem pracować mniej!" powiedział sam do siebie. Tak też zrobił, ale przez to miał mniej pieniędzy.

Nie tylko był zmęczony, ale również nie był już tak szybki jak kiedyś. Pewnego razu prawie upuścił piłeczkę, która poleciała zbyt wysoko.

Innego dnia upuścił piłeczkę.

Tłum mu nie wybaczył. Wygwizdano go, rozmawiano o jego błedzie na targu i w gospodach.

W kolejnym przedstawieniu popełnił kolejny błąd, a potem następny.

Przywódca grupy wezwał go do siebie. "Odnosiłeś sukcesy przez wiele lat" powiedział. "Ale jesteś już starszy i twoja zręczoność jest już mniejsza. Musisz znaleźć sobie inne zajęcie".

Mały żonger znalazł się na drodze w poszukiwaniu nowej drogi w życiu.

Pewnej nocy siedział oglądając księżyc i migoczące gwiazdy.

"Ten, który stworzył niebo jest największym żonglerem z wszystkich" pomyślał. "Miliony gwiazd sa ciągle na tym samym kursie, a On nigdy się nie starzeje i bywa niezdarny".

Wtedy w czasie ciemnej nocy młody żongler wiedział już co zrobić. Pójdzie do klasztoru i bedzie służył Bogu do końca swoich dni.

Znalazł klasztor i dostał trochę czasu, by przekonać się czy to życie jest dla niego.

Nie było łatwo.

Nie był przyzwyczajony do klęczenia podczas modlitwy. Nie był przyzwyczajony do godzin ciszy. Próbował śpiewać wystarczajaco silnie, ale nie był przyzwyczajony do wydobywania takiego głosu jak inni. 

Poczuć, że wszystko co robi nie jest wystarczająco dobre.

Pewnego dnia dostał zadanie wypolerowania srebra stołowego, które jest używane w kościele. Wokól niego staly posągi świętych i aniołów, które patrzyły prosto na niego. 

"Nigdy jeszcze nie miałem takich tłumów na moich występach i to tak zacnych" powiedział do siebie głośno.

Święci i aniołowie uśmiechali się do niego.

Nagle do głowy małego żonglera przyszedł pewien pomysł.

Pobiegł poszukać swoich kolorowych piłeczek i powrócił do kościoła.

"To dla was" powiedział do milczących figur.

Po raz pierwszy od miesięcy zaczął żonglować. Wysoko i wysoko piłeczki leciały w powietrze. Żongler poczuł, że znów odzyskał dawne siły i umiejętności.

"Co ty ty robisz?" głos przełożonego rozległ się echem w kościele. Żongler podrzucił ostatni raz piłeczki, które upadły na podłogę. 

"To nie jest miejsce na takie zachowanie. To dom Boży" upominał go starszy zakonnik.

Zmieszany żonglerr zaczął go przepraszać i zbierać piłeczki.

"Czy masz je wszystkie?" zapytał mnich twardo.

"Brakuje mi jednej" odpowiedział żongler, czołgając się pod ławkami, gdzie sądził się poturlała.

Kiedy tak szukał piłeczek przyszedł sam opat. Powiedziano mu już o wyczynie młodego żonglera.

Opat zatrzymał się i wskazał ponad głowami.

"Popatrz!" powiedział. "Myślę, że widzę twoją zagubioną piłeczkę".

Wszyscy podnieśli głowy, by lepiej widzieć. Wysoko przy suficie stała figura Maryji, trzymajaca w ramionach małego Jezusa. Dziecko wyciągało rekę, w której trzymało piłeczkę.

Opat się uśmiechnął. "Wygląda na to, że sam Pan Jezus lubił twój występ i zaakceptował twoje umiejętności, jako specjalny dar dla niego" powiedział do żonglera. "Od dzisiejszego dnia, twoim zadaniem będzie żonglować dla radości naszego Pana".

"The little jungler" from " The lion book of tales and legends" by Lois Rock

#legenda#włochy#mały#żongler#trupa#cyrk#klasztor#


wtorek, 25 czerwca 2024

Bajka Indian z plemienia Irokezów

Jak klan niedźwiedzia nauczył się leczyć



Trzech młodych myśliwych wyruszyło wieczorem na polowanie, kiedy nagle królik wyskoczył tuż przed nimi i usiadł na środku ścieżki. Myśliwi zatrzymali się. Wszyscy troje naciągnęłi cięciwy i wypuścili strzały trafiając w królika. Ku ich zdziwieniu strzały powróciły do nich, bez kropli krwi.

Kiedy wypuścilli kolejną strzałę królik zniknął. Na jego miejscu stał zgarbiony staruszek.

"Jestem chory" powiedział staruszek drżącym głosem. "Pomóżcie mi znaleźć coś do jedzenia i miejsce na odpoczynek". Trzej myśliwi nie chcieli być zaczepiani przez staruszka. Zignorowali jego narzekania, odłożyli strzały i pobiegli przed siebie. Nie zauważyli, że staruszek zaczął ich śledzić.

Kiedy dotarł do siedzib myśliwych, zobaczył mnóstwo wigwamów. Przed nimi porozwieszano skóry na palu, który były znakiem całego klanu.

Staruszek zatrzymał się przed wigwamem klanu Wilka i zapytał starszej kobiety o schronienie. "Nie chcemy tu żadnych chorób" odpowiedziała. Więc powędrował dalej.

Młoda kobieta z klanu Bobra nie podzieliła się z nim jedzeniem. Ludzie z klanu Żółwia i Jelenia wysłali go z niczym. Staruszek pytał również ludzi z klanu Jastrzębia, Bekasa i Czapli, ale nikt nie chciał mu pomóc.

Noc zapadała i powietrze robiło się zimniejsze. W końcu dotarł do wigwamu klanu Niedźwiedzia. Kiedy matka z tego klanu zobaczyła staruszka położyła koc u drzwi i zaprosiła go do środka. Dała mu miseczkę ugotowanej kukurydzy i rozścieliła mu miękką skórę dla odpoczynku. Staruszek był jej bardzo wdzięczny. Następnego dnia powiedział jej o ziołach, które rosły w lesie i mogą mu pomóc w leczeniu. Wkróce był on wyleczony.

Staruszek został z matką z klanu Niedźwiedzia, ale kilka dni później znów zachorował. Tak jak wcześniej matka znów mu pomogła. On w zamian powiedział jej jakie korzenie i liście użyć na lekarstwo, które go uleczyło.

Wiele razy staruszek chorował; raz była to gorączka, innym razem ból, wysypka i kaszel. Za każdym razem instruował matkę o kwiatach i roślinach, które można użyć na chorobę. Ona zaś słuchała i uczyła się tego wszystkiego. Wkrótce znała znacznie więcej niż inni ludzie z klanów. 

Pewnego wieczoru siedzieli razem oglądając gwiazdy i wtedy staruszek podziękował matkce z klanu Niedźwiedzia. "Zostałem wysłany na ziemię przez Wielkiego Ducha by nauczyć ludzi tajemnicy leczenia" powiedział. "Tylko ty jedna okazałaś mi miłosierdzie i zaprosiłaś mnie do swego ogniska. Ja w zamian nauczyłem cię jak wykorzystywać rośliny i ich korzenie do leczenia chorób i od tego dnia twój klan będzie największym i najsilniejszym".

Matka z klanu była bardzo szczęśliwa. Popatrzyła w niebo i podziękowała Wielkiemu Duchowi za jego wspaniały dar. Kiedy odwróciła się do staruszka on zniknął. Został tylko królik biegnący w dół ścieżki.

 "How the bear clan learnt to heal" from "A year full of stories" by Angela McAllister.

#bajka#indianie#irokezi#leczenie#nauka#klan#niedźwiedź#


niedziela, 23 czerwca 2024

Bajka indyjska

Księżniczka Imani i magiczny wachlarz



Dawno, dawno temu żył sobie król Indii, który zwał się Królem Girish. Miał on dwie córki, Kupti i Imani. "Córko" zapytał pewnego razu Kupti, "czy ufasz mi całym swoim sercem i majątkiem?"

"Oczywiście ojcze" odpowiedziała mu księżniczka. Kiedy jednak król zadał to samo pytanie drugiej córce Imani dostał inną odpowiedź.

"Nie ojcze" odpowiedziała Imani. "Chcę pójść moją własną drogą przez ten świat".

"Hmmm" powiedział król nieco zagniewany. "Zobaczymy jak będzie". Postanowił dać nauczkę swojej córce i posłał po biednego, starego świętego męża, który mieszkał w rozwalającej się budzie.

"Moja młodsza córka chce sama pójść własną drogą" powiedział do niego król Girish. "Jesteś stary i wątły i ciężko ci chodzić. Jestem pewien, że potrzebujesz pomocy. Wyślę więc moją córkę, aby ci pomagała".

Wkrótce księżniczka i święty mąż przybyli do budy, gdzie mieli zamieszkać. Nie było to odpowiednie miejsce dla księżniczki, ale Imani miała inne plany.

"Czy masz może jakieś pieniądze?" zapytała świętego męża. 

"Tylko grosz" odpowiedział.

"Daj go mnie" powiedziała księżniczka. "Teraz idź i spróbuj pożyczyć kołowrotek i warsztat tkacki".

Święty mąż poszedł do wioski, gdzie Imani kupiła trochę oliwy i len. Po powrocie do domu posmarowała chorą nogę staruszka, a potem usiadła do kołowrotka i utkała najpiękniejszą nić, jaka istniała. Następnie zasiadła do warsztatu tkackiego i zrobiła przepiękny materiał.

"Zabierz to na targ" powiedziała do świętego męża. "Sprzedaj to za dwie złote monety, nic mniej".

Na targu księżniczka Kupti zobaczyłą tę wspaniałą tkaninę i kupiła ją za dwie złote monety.

Każdego dnia Imani kupowała oliwę i len. Powolutku noga świętego męża stawała się zdrowsza a jej tkanina stawała się słynna. Zapłacili za stary warsztat tkacki oddając go  i kupili nowy lepszy zestaw. Imani odkryła swój talent i tworzyła nowe wzory tkanin, które teraz stały się bardzo popularne.Wkrótce dziura, w której przechowywali pieniądze była pełna złotych monet.

"Mamy wystarczająco pieniedzy, by zbudować nowy dom" powiedziała księżniczka. Wybudowali jeden z najpiękniejszych domów w królestwie. Kiedy król zapytał kto jest właścicielem tego domu, otrzymał odpowiedź, że to jego własna córka.

"Dobrze, dobrze" wykrzyknął król. "Zrobiła to - zarobiła fortunę".

Kilka miesięcy później Król Girish udawał sie w daleką podróż do sąsiedniego królestwa. Zanim jednak wyjechał zapytał księżnicznę Kupti jaki chciałaby prezent.

"Naszyjnik z rubinów"  odpowiedziała.

Król Girish wysłał posłańca by zapytał Imani, co chciałaby dostać. Ona była tak zajęta, że odpowiedziała "Cierpliwość". Chodziło jej o to, że potrzebuje spokoju, dopóki nie skończy swojej pracy, ale posłaniec udał się z tym do króla.

"Cierpliwość?" zdziwił się król Girish. "Nawet nie wiem, gdzie się to kupuje."

Następnego dnia król wyruszył w podróż. Zrobił interesy, kupił naszyjnik dla Kupti, a potem wysłał służących w poszukiwaniu cierpliwości. Wszyscy kupcy zaczęli się śmiać z nich i mówili, że są głupcami.

Wkrótce słuch o nich dotarł do młodego króla Dur. Wysłał po nich i usłyszał historię o królewnie, która chciała kupić cierpliwość.

"Wiem, gdzie ona jest, ale niestety nie jest na sprzedaż" powiedział król.

Król Dur nosił imię Subbar Khan, co oznacza właśnie słowo ciepliwość. Służacy nie zrozumieli króla i zaczęli opowiadać o pięknej, zdolnej, pracowitej księżniczce i  mówili o tym, jak bardzo pragnie kupić  cierpliwość.

"Wystarczy, wystarczy" powiedział do nich król. "Wiem co mogę zrobić". Wyciągnął więc złotą szkatułkę, która zawierała przepiękny wachlarz.

"Ta szkatułka nie ma zamka ani klucza" powiedział król. "Może być otwarta tylko przez osobę, do tego upoważnioną. Znajduje się w niej cierpliwość, choć nie taka jaką się spodziewa".

Zadowoleni służący wzięli szkatłutkę i próbowali zapłacić za nią, ale król Subbar Khan nie chciał pieniędzy. 

Kiedy ojciec Kupti i Imani powrócił do domu wysłał swojego posłańca ze szkatułką do Imani.

"Co to jest?" zdziwiła się księżniczka. "Ja przecież o nic nie prosiłam".

Pokazała więc tę szkatułkę świętemu mężowi, który próbował ją otworzyć, bez żadnego rezultatu. Kiedy księżniczka dotknęła ją otworzyła się natychmiast. W środku był przepiękny wachlarz. Imani podniosła go i zaczęła się wachlować.

Po trzecim razie pojawił się przed nią król Subbar Khan z Dur. 

"Kim jesteś panie?" zapytał starzec.

"Jestem Subbur Khan z Dur" odpowiedział król. "Księżniczka mnie wezwała".

"Ja nie mogłam cię wezwać" odpowiedziała księżniczka. "Nigdy w życiu cię nie widziałam".

Król wyjaśnił, jak słudzy chcieli  kupić cierpliwość, i jak on podarował im szkatułkę i wachlarz.

"Wachlarz jest magiczny" wyjaśnił. "Trzykrotne wachlowanie spowoduje, że się ukażę. Po kolejnych trzech wyślesz mnie z powrotem".

Księżniczka miałą ochotę wysłać krola z powrotem do domu, ale święty mąż ucieszył się z tak wielkiego gościa, zwłaszcza, że lubił grywać w szachy. Król i Imani dużo rozmawiali, a po jakimś czasie król dostał swój własny pokój w pałacu.

Kiedy księżniczka Kupti usłyszała, że jej siostrę odwiedza przystojny i mądry młody król poczuła się zazdrosna. Poszła odwiedzić Imani, niby pod pretekstem zobaczenia jej domu. Wślizgnęła się cicho do pokoju króla Subbur Khana i pod jego prześcieradłem porozrzucała zatrute kawałki szkła. Potem poszła do domu, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.

Tego wieczoru Subbar Khan zjawił się tak jak zawsze. Grali w szachy i rozmawiali do późna w nocy, zanim udali się na spoczynek. Kiedy król położył się do łóżka tysiące małych kawałków szkła wbiło się w niego i paliło mocno. Nic jednak rano nie powiedział, tylko czekał aż Imani wyśle go do domu. Najlepsi lekarze w królestwie nie mogli go uleczyć. Z tygodnia na tydzień czuł się coraz gorzej, aż pewnego dnia był już bliski śmierci.

W tym czasie Imani i święty mąż bardzo się martwili. Nie ważne jak często machali wachlarzem Subbar Khan się nie pojawiał. Księżniczka zdecydowała się na podróż do Dur. Przebrała się za młodego świętego męża. Pewnego wieczoru przechodziła przez las i położyła się pod wielkim drzewem by odpocząć. Nie mogła jednak zasnąć i leżała rozmyślając, kiedy zjawiły się dwie małpy i zaczęły rozmawiać ze sobą.

"Dobry wieczór moja droga" powiedziała jedna z małp. "Skąd idziesz i jakie wieści przynosisz?"

"Idę z Dur" odpowiedziała druga. "I mam złe wieści. Nasz król umiera. To wszystko przez zatrute szkło".

"Czy doktorzy nie mogą zrobić mu kąpieli z tych jagód, które rosną na tym drzewie" powiedziała pierwsza małpa. "Zmiksowane z gorącą wodą postawią go na nogi w ciągu trzech dni".

Imani poczekała do ranka, po czym nazbierała jagód z tego drzewa i pośpieszyła do miasta na targ.

"Lekarstwo na sprzedaż" wołała. "Leczy wszystko, albo oddam pieniądze".

"Ciekawe czy pomogłoby naszemu królowi?" zapytał jakiś mężczyzna.

"Warto spróbować" powiedział inny.

Zabrali księżniczkę do pałacu i przedstawili jako nowego lekarza, który może pomóc królowi.

Kiedy Imani zobaczyła króla, zdziwiła się jaki jest wychudzony i zbolały. Szybko przygotowała wywar i dała go królewskim służącym, by go w nim wykąpali. Ku zdziwieniu wszystkich po raz pierwszy król przespał spokojnie całą noc. Następnego dnia poprosił o coś do jedzenia. Trzeciego był zdrowy, ale wciąż słaby. Czwartego usiadł na tronie.

"Zawołajcie lekarza" powiedział do swoich służących. "Chcę mu podziękować za uratowanie mi życia".

Kiedy Imani podeszła, król jej nie rozpoznał i był bardzo zdziwiony jak taki młody człowiek może być tak wspaniałym lekarzem. Próbował odpłacić jej pieniędzmi i złotem, ale doktor zgodził się wziąść tylko sygnet i jedwabny szal.

Kiedy wróciła do domu opowiedziała wszystko świętemu mężowi, potem powachlowała się trzy raz i przywołała króla Subbar Khana. Wyjaśnił swoją nieobecność chorobą i opowiedział o doktorze, który go uratował.

Wtedy księżniczka otworzyła szafę i wyciągnęła sygnet i szal.

"Czy to są nagrody, które wręczyłeś lekarzowi?" spytała.

"Tak to one" odpowiedział król.

Rozumiejąc co się stało król poprosił Imani i świętego męża by przeprowadzili się do Dur. Imani zaczęła studiować na Uniwersytecie Królewskim, by zostać królewskim lekarzem. Święty mąż grał co wieczór z królem w szachy. Zgodzili się na to i żyli w szczęściu wiele, wiele lat.

"Princess Imani and the magic fan" from "Fantastic tales for fearless girls" by Anita Ganeri and Samantha Newman

#bajka#indie#księżniczka#magiczny#wachlarz#


piątek, 21 czerwca 2024

Bajka karaibska

Anansi i żółw



Pewnego gorącego lata żółw poszedł na spacer. Po jakimś czasie poczół głód. Wywęszył, że ktoś niedaleko coś gotuje i poszedł za tym wspaniałym zapachem, aż dotarł do domu Anansi, pająka człowieka.

Anansi siedział przed swoim domkiem i zajadał swój obiad. Na stole przed nim stała miska z słodkimi pieczonymi ziemniakami.

"Witaj Anansi" powiedział żółw. "Jestem bardzo głodny, czy podzielisz się ze mną obiadem?"

"Nie" powiedział Anansi. "Wyhodowałem te ziemniaki i upiekłem i teraz mam zamiar zjeść je sam".

Żółw popatrzył na ziemniaki i poczuł się jeszcze głodniejszy. "To niezbyt miłe" powiedział. "Według dobrych zasad należy podzielić się jedzeniem z kimś, kto cię odwiedził".

Anansi był zły i wymamroczał. "No dobrze już" zgodził się. Kiedy żółw usiadł do stołu i zabrał się do jedzenia, Anansi podskoczył.

"Popatrz na swoje ręce żółwiu" powiedział. "Nie możesz usiąść do stołu z takimi brudnymi rękoma! Musisz pójść nad rzekę je umyć".

Żółw wcale nie uwarzał, że ma brudne ręce, ale poszedł je umyć. W tym czasie Anansi szybko zjadał ziemniaki.

Kiedy żółw przyszedł był znów głodniejszy niż przedtem. Ale Anansi nie pozwolił mu zjeść.

"Popatrz na swoje ręce, żółwiu!" powiedział. "Znów uczyniłeś je brudnymi, kiedy szedłeś znad rzeki. Powinieneś pójść trawą. Nie możesz usiąść z takimi brudnymi rękoma do stołu".

Więc żółw wrócił nad rzekę. Nie było go przez dłuższy czas. Anansi zjadł wszystkie ziemniaki w tym czasie.

Kiedy żółw powrócił znalazł pustą miskę. Anansi tylko się uśmiechnął. "Mam nadzieję, że ci smakowało" powiedział. "Teraz muszę już póść".

Żółw podziękował. "Najpierw musisz obiecać mi, że przyjdziesz na obiad do mojego domu" powiedział. "Muszę ci się odwdzięczyć".

Anansi bardzo lubił dostawać coś za nic, więc zgodził się na wizytę.

Następnego dnia Anansi poszedł do zatoczki, gdzie mieszkał żółw. "On zawsze wygląda na sytego" pomyślał. "Spodziewam się wielkiej uczty".

Kiedy przybył żółw go przywitał i powiedział. "Stół już gotowy. Proszę idź za mną" i zanurkował, aż na samo dno zatoczki.

Anansi wskoczył do wody i popłynął za nim. Płynęli coraz głębiej i głębiej, aż w końcu zobaczyli stół nakryty wspaniałymi potrawami. "Usiądź proszę!" powiedział żółw.

Anansi oblizał swoje usta, ale gdy tylko chciał usiąść, coś wystrzeliło go na powierzchnię. Nie był zbyt ciężki by pozostać na dnie.

"Hmm!" Anansi był zdeterminowany, by zjeść obiad u żółwia. Poszukał kilku kamieni na brzegu rzeki i wskoczył do wody jeszcze raz. Tym razem udało mu się zostać na dole. Ale kiedy zamierzał cokolwiek zjeść żółw potrząsnął głową.

"O, Anansi" powiedział żółw. "To niezbyt miłe nosić swój płaszcz przy stole. Musisz go zdjąć".

Anansi zdjął więc płaszcz i natychmiast został wyrzucony na powierzchnię wody.

Anansi wspiął się na brzeg rzeki, kaszląc i parskając. Wkrótce żółw pojawił się nad wodą.

"Mam nadzieję, że smakował ci mój obiad" powiedział. "Był tak dobry, że nic nie zostało".

"Anansi and turtle" from "A year full of stories" by Angela McAllister

#bajka#karaiby#anansi#żółw#


środa, 19 czerwca 2024

Baśń duńska

Wędzone śledzie i węgorz



Roku pewnego, kiedy śledzie były wysoko w cenie, mieszkancy Mols, którzy cenili je sobie jako przysmak na zimową porę, zebrali się na naradę, by uchwalić, co począć i nie płacić za nie na przyszłość tyle pieniędzy. Jeden, co uchodził wśród nich za najmądrzejszego, doszedł do wniosku, że wędzony śledź, tak jak i świeży, musi się rozmnażać w wodzie. Zaproponował zatem, żeby raz na zawsze kupić beczkę wedzonych śledzi w Arhus, wrzucić je do wiejskiego bajora, a potem wyławiać tyle, ile będzie im potrzeba. Ta rada wszystkim przypadła do gustu, i zaraz kilku wybrało się w podróż, kupili śledzie i wrzucili je do bajora, żeby się mogły spokojnie rozmnożyć na przyszły rrok. Kiedy następnego roku przyszli nad bajoro z siecią, nie zdołali wyłowić ani jednego śledzia, chociaż nie żałowali trudu. W końcu jednak wyłowili ogromnego, tłustego węgorza. Skoro go tylko ujrzeli, zaraz przyszło im do głowy, że to musi być sprawca i złodziej, który pożarł wszystkie śledzie i tym samym zasłużył sobie na śmierć w najokrutniejszych męczarniach. Nie było jednak zgody co do tego, jakim sposobem śmierć mu tę zadać. Jedni chcieli go spalić, inni zażądali, by go powiesić, ktoś chciał go zabatożyć na śmierć, a jeszcze inni uważali, że trzeba go pociąć na małe kawałki. Odezwał się wreszcie starzec, który ongiś o mało co byłby utonął w morzu, a nabrawszy przeto wstrętu do słonej wody, wnosił, że węgorz musi czuć podobnie. Dał im zatem radę, żeby go wywieźć daleko na morze i utopić. Ta rada spodobała się wszystkim, wzięli więc węgorza do łodzi i powiosłowali na morze, daleko od brzegu, żeby nie mógł dopłynąć z powrotem. Kiedy uznali, że są już wystarczająco daleko, wyrzucili węgorza za burtę. Węgorz, który wbrew swej naturze przebywał zbyt długo w słodkiej wodzie, znalazłszy się w morzu,machnął z radością ogonem. Stary mieszkaniec Mols ujrzawszy to, powiedział

- "Spójrzcie, jak ciężko jest umierać, oto wije się w męczarniach jak szalony!".

"Młynek na dnie morza. Baśnie duńskie" Peter Ravn i Robert Stiller, Poznań 1989

#baśń#dania#ryby#śledzie#węgorz#morze#

poniedziałek, 17 czerwca 2024

Bajka włoska

Dzwon z Atri



Dawno temu we Włoszech żył dobry król, który chciał, aby wszyscy w jego królestwie byli traktowani uczciwie.

Poprosił o wybudowanie wieży w mieście Atri i powieszenie na niej najlepszych dzwonów.

Kiedy wieża była skończona król przyszedł popatrzeć na nią. Wszyscy ludzie z Atri zgromadzili się na rynku.

"Te dzwony są dla wszystkich w mieście" wyjaśnił król. "Sznur do dzwonu jest wystarczająco długi by każdy mężczyzna, kobieta a nawet dziecko mogło je dosięgnąć. Jeśli ktoś traktuje cię nieuczciwie, musisz tylko zadzwonić dzwonem, a któryś z moich sędziów przyjdzie bardzo szybko by rozstrzygnąć sprawę".

Ludzie z Atri byli bardzo wdzięczni królowi.

Wkrótce, tak jak król obiecał, sędziowie przychodzili kiedykolwiek zadzwonił dzwon. Każda niesprawiedliwość była natychmiast rozstrzygana, nawet gdy dotyczyła dziecka.

Lata mijały, ludzie nauczyli się być dobrymi i uczciwymi, ale dzwon z Atri nadal był w powszechnym użyciu.

Pewnego poranka burmistrz miasta spacerował obok wieży i dostrzegł, że sznur dzwonu jest postrzępiony na dole. "Musimy wymienić linę" powiedział do swojej sekretarki. "Król rozkazał, aby sznur był  wystarczająco długi dla mężczyzny, kobiety i dziecka".

"Niestety w mieście Atri nie ma człowieka, który wykonuje sznury" odpowiedziała sekretarka. "Powinniśmy zrobić zamówienie gdzieś indziej".

"To właśnie uczynimy" zgodził się burmistrz. "W międzyczasie mam w moim ogrodzie winorośl. Możemy uciąć kawałek i zreperować linię w ten sposób. Musimy mieć pewność, że najmniejsze z dzieci je dosięgnie".

Następnego poranka wszsytkich mieszkańców miasteczka obudził dzwon z wieży. Szybko ubrali się i pobiegli na rynek. Ku ich zaskoczeniu zobaczyli starego, zaniedbanego konia, który próbował jeść liście z winorośli. Za każdym razem, gdy zrywał liść pociągał sznur i odzywał się dzwon.

W końcu przyszedł i sędzia, wciąż zapinając guziki w płaszczu. "Kto dzwoni tak rano i ponaglająco?" zapytał.

"To stary, wychudzony koń, który szukał tu jedzenia" powiedziała kobieta z tłumu. "Popatrzcie jaki jest brudny i jaki wychudzony. Nigdy nie widziałam tak zmizernowanej istoty".

"Do kogo on należy?" zapytał sędzia.

Miejscowy listonosz wyszedł naprzód. "Znam tego konia" powiedział. "Należał on do starego żołnierza, który mieszka na wzgórzu. Służył on mu w czasie bitwy i nawet ocalił mu życie. Kiedy wojna się skończyła wrócił do domu i pracował w polu do czasu, kiedy był już stary i zbyt słaby by ciągnąć pług. Ale zamiast dostać stajnię i wypoczynek, jego pan zostawił go bez domu. Teraz żyje on tylko z tego co znajdzie do jedzenia na drodze."

Sędzia zmarszczył brwi. "Przyprowadźcie tu starego żołnierza" powiedział.

Kiedy stary żołnierz przyszedł na rynek zdziwił się, kiedy zobaczył całe miasto i konia, który wciąż zajadał winorośl.

"Czy to prawda, że potraktowałeś źle tego konia, który wiernie służył ci przez lata?" zapytał sędzia. Wtedy stary żołnierz popatrzył jeszcze raz i rozpoznał swojego starego konia. Przytaknął i spuścił głowę ze wstydu.

"Rozkazuję ci wziąść go z powrotem do domu, dać mu wygodną stajnię i dobrze go nakarmić" powiedział sędzia. "Ma prawo na stare lata do uczciwej opieki".

Stary żołnierz przytaknął. "Widzę, żę potraktowałem cię niesprawiedliwie" powiedział. "Obiecuję, że będę się tobą dobrze zajmował od tej pory".

Sędzia uśmiechnął się z satysfakcją. "Król będzie zadowolony kiedy usłyszy, że nawet koń może pociągnąć za sznur dzwona w Atri, aby sprawiedliwość zwyciężyła" powiedział.

Stary koń powąchał swego pana szczęśliwy, a wszyscy ludzie w Atri zawiwatowali.

"The bell of Atri" from "A year full of stories" by Angela McAlisster

#bajka#włochy#dzwon#atri#

sobota, 15 czerwca 2024

Bajka angielska
Wielka Brytania

Szklany rycerz



Rolnik wraz ze swoim synem wjeżdżali w las, kiedy pewnego ranka jechali na targ do miasteczka. Drzewa w lesie były zeschnięte.

Rolnik bardzo się zdziwił. "Te drzewa jeszcze wczoraj były zielone" powiedział zatrzymując wóz i schodząc z niego, by się przyjrzeć. Syn zrobił to samo. W samym środku lasu panowała śmiertelna cisza, każdy krzak i każde drzewo było spalone i czarne.

"Coś złego i bardzo niebezpiecznego tutaj jest synu" wyszeptał rolnik.  Gdy to mówił ,nagle pojawił się żółty błysk i pojawił się skrzydlaty potwór o nogach koguta i wężowym ogonie.

"Uciekaj ojcze!" zawołał syn, ale jego ojciec obejrzał się w stronę potwora, który wpił w niego swoje oczy i zabił go spojrzeniem.

Syn rolnika biegł do domu, do swojej wioski, tak przestraszony, że nie mógł wydobyć z siebie głosu. Kiedy mieszkańcy wioski usłyszeli co się stało najodważniejsi mężczyźni poszli walczyć z potworem.

Kiedy zapadła noc nikt z nich nie powrócił. Wszyscy zebrali się w kościele i zaczęli się naradzać.

"Co za potwór może uśmiercać żywe istoty tylko patrząc im w oczy?" pytali się. Nikt jednak nie słyszał o takiej bestii. Wtedy stara mądra kobieta przemówiła do nich.

"Obawiam się, że jest to Bazyliszek" powiedziała mroczno. "Stworzenie z głową i łapami koguta, ogonem węża i skrzydłami nietoperza. Jego oddech może kruszyć kamienie, a dotyk jest zatruty, ale najbardziej przerażające są jego krwiste oczy, które zabijają spojrzeniem".

Mieszkańcy wioski słuchali w ciszy. "Czy można coś zrobić?" pytali, ale mądra kobieta tylko zwiesiła głowę. Wszyscy pośpieszyli do domów, zamknęli je i okiennice. Nikt nie zasnął tej nocy.

Następnego dnia do wioski przybył wędrowny rycerz i zatrzymał się w gospodzie by odpocząć. Kiedy usłyszał o bazyliszku było mu strasznie żal mieszkańców wioski. "Stawiłem już czoła wielu niebezpieczeństwom" powiedział. "Obiecuję wam, że nie spocznę póki nie pozbędę się tej bestii". właściciel gospody wysłał go więc do starej mądrej kobiety.

Rycerz wysłuchał wszystkiego co mu opowiedziała kobieta. "CZy bazyliszek nigdy nie zamyka oczu?" zapytał.

"Tylko kiedy pije" odpowiedziała kobieta. "Jego uszy jednak są bardzo wrażliwe, więc nigdy go nie zaskoczysz".

Tego wieczoru rycerz siedział w swoim pokoju w gospodzie. Stwierdził, że jego odwaga tym razem na niewiele się przyda. Jak mógłby dotrzymać słowa i wyzwolić wioskę od potwora? W pewnym momencie podniósł swoją zmartwioną twarz do lustra, które wisiało nad kominkiem. W tym samym momencie zrozumiał dlaczego bazyliszek zamyka oczy, gdy pije wodę. Wpadł więc na niesamowity pomysł.

Wcześnie rano następnego dnia rycerz odjechał. 

"Kto by go przeklinał?" powiedział właściciel gospody, a inni mieszkańcy się zgodzili z tym.

Dwa dni później wszyscy byli zdumieni, kiedy rycerz powrócił w lśniącej zbroi, pokrytej kawałkami kryształowego szkła. Nawet jego wizjer miał lustro. Wszyscy wiwatowali, kiedy szedł przez wioskę ścieżką do lasu.

Głęboko w swoim legowisku bazyliszek usłyszał nadchodzącego rycerza. Podkulił swój ogon, wyciągnął swe łapy gotowe na uchwycenie łupu. 

Wtedy szklany rycerz szedł prosto na niego.

Bazyliszek otworzył szeroko swoje krwiste oczy i zobaczył tysiące odbić siebie. Z okropnym wrzaskiem próbował się odwrócić, ale było już za późno. Jego skrzydła zaczęły się kurczyć, a skóra czernieć. Z wielkim hałasem bazyliszek upadł na ziemię ginąc.

"The glass knight" from "A year full of stories" by Angela McAllister.

#bajka#anglia#wielkabrytania#szklany#rycerz#bazyliszek#


czwartek, 13 czerwca 2024

Bajka koreańska

Krecie wesele



Nad rzeką Kingin stała wielka kamienna figura tak wysoka, że chmury często tworzyły się nad jej głową. Niedaleko niej mieszkał kret ze swoją żoną i córką, którą kochali najbardziej na świecie.

Pewnego dnia przystojny młody kret przyszedł poprosić o rękę córki. Dziewczyna była zachwycona kandydatem, niestety jej dumny ojciec potrząsnął tylko głową i powiedział: "Jesteś tylko zwykłym kretem. Nasza córka zasługuje na kogoś cenniejszego, zasługuje na męża najwspanialszego na świecie".

Córka kreta była smutna, kiedy młody kret się odwrócił i odszedł.

"Ojcze, a kto jest najwspanialszym na świecie?" zapytała.

Jej ojciec wskazał na niebo. "Nic nie może być wspanialszego niż słońce" powiedział i wspiął się na szczyt statuy by porozmawiać ze słońcem.

"O olśniewające wszechmocne Słońce najwspanialsze na całym świecie" powiedział kret. "Czy uczynisz mi zaszczyt i ożenisz się z moją cudowną córką?"

Słońce przyćmiło na chwilę swój blask. "Ale ja nie jestem najwspanialsze na świecie" powiedziało. "Chmura może przykryć moje oblicze na wiele dni. Ona jest najwspanialsza".

Kret ukłonił się słońcu i poprosił żurawia o to, aby wzbił się z nim w niebo.

"O rozległa perłowa chmuro, najwspanialsza na świecie" powiedział kret. "Czy uczynisz mi zaszczyt i ożenisz się z moją cudowną córką?"

Chmura nadęła się i powiedziała: "Niestety nie jestem tak wspaniała jak to sobie wyobrażasz. Wiatr jest tak potężny, iż jest w stanie poruszać mnie na wschód i zachód. To on jest wspanialszy ode mnie".

Kret ukłonił się chmurze i poprosił żurawia, aby zabrał go na szczyt góry.

"O dziki wyścigowy wietrze, najwspanialszy na świecie" powiedział kret. "Czy uczynisz mi zaszczyt i ożenisz się z moją cudowną córką?"

Wiatr zagwizdał i zaryczał. "Chciałbym być najwspanialszy, ale niestety w dole rzeki stoi posąg z kamienia, który się nie rusza, choć dmucham z całych moich sił. To on jest wspanialszy ode mnie".

Kret ukłonił się wiatrowi i pośpieszył w dół rzeki, tam gdzie stała figura.

"O starożytna wysoka statuo" powiedział kret. "Czy uczynisz mi zaszczyt i ożenisz się z moją cudowną córką?"

Statua uśmiechnęła się. "Nic nie jest wspaniałe na zawsze, krecie" powiedziała. "Jest stworzenie, które kopie podemną korytarze i pewnego dnia upadnę. To on jest najwspanialsze".

Kret ukłonił się posągowi i pośpieszył na ziemię by zobaczyć co to za stworzenie. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczył uroczego młodego kreta, który chciał ożenić się z jego córką.

"Wybacz mi" powiedział kret. "Myślałem, że nie jesteś wystarczająco dobry, by ożenić się z moją córką. Podróżowałem na szczyt posągu i prosto do nieba, od szczytów gór aż do ciemnej ziemi i nauczyłem się, że to ty jesteś najwspanialszym stworzeniem świata. Czy uczynisz mi zaszczyt i ożenisz się z moją cudowną córką?"

Młody kret się zaśmiał. "To uczyniłoby mnie najszczęśliwszą istotą świata. Ale to ona musi wybrać".

Córka kreta była bardzo zadowolona z tego co usłyszała, i że nie musi poślubiać słońca. Wkrótce jej matka musiała przygotowywać ucztę weselną.

W dniu wesela wiatr zdmuchnął chmurę ze słońca, tak aby mogło lśnić dla szczęśliwej pary. I trwało to tak, aż do zachodu słońca i wyjścia gwiazd na nocne niebo.

"Co za wspaniała para" powiedział ojciec panny młodej. "Najwspanialszy i najszczęśliwszy pan młody z najcudnowniejszą córką na całym świecie".

"The mole's wedding" from "Ayear full of stories" by Angela McAlisster

rysunek Estera lat 10

#bajka#korea#kret#wesele#



wtorek, 11 czerwca 2024

Bajka angielska
Wielka Brytania

Dick Whittington



Dawno temu żył sobie biedny chłopiec o imieniu Dick Whittington. Nie miał on ani rodziny, ani pieniędzy. 

"Co powinienem zrobić?" zapytał pewnego razu Dick.

"Pójdź do Londynu" odpowiedział mu piekarz. "Na ulicach można znaleźć złoto".

Dick poszedł więc do miasta. Szedł tak przez trzy dni. W końcu dotarł do Londynu.

Na ulicach jednak nie można było znaleźć złota. Pokryte były one błotem. Dick był głodny i było mu zimno. Tej nocy spał w drzwiach pewnej kamienicy.

Nagle jakiś człowiek obudził Dicka.

"Nie możesz tu spać" powiedział. "Chodź i śpij w moim domu". 

Mężczyzna był bardzo bogaty. Dał Dickowi trochę jedzenia i pozwolił mieszkać na strychu.

Dick pomagał kucharce w kuchni. Pracował bardzo ciężko i bogaty człowiek dał mu za to lśniącą monetę.

Był jednak jeden problem. Na strychu zadomowiły się szczury. 

Dick kupił kota za swój pieniążek. Kot zaczął łapać szczury i wkrótce nie było na strychu ani jednego.

Bogaty mężczyzna wyruszał w długą podróż. Napełnił statek rzeczami na sprzedaż. 

"Potrzebuję kota na mój okręt" powiedział. "Pozwól mi wziąć twojego kota Dick".

Dick był smutny, ale dał kupcowi swojego kota.

Wkrótce na strychu znów pojawiły się szczury. Dick tęsknił za swoim kotem. 

"Mam już dość tych szczurów" powiedział do kucharki. "Zamierzam opuścić Londyn"

Dick zatrzymał się na wzgórzu by popatrzeć jeszcze raz na Londyn. Słuchał jak dzwony dzwonią.

"Wróć się Dicku Whittingtonie". Zdawało mu się, że dzwony mówią do niego.

Dick wrócił do domu. Wkrótce także i bogaty mężczyzna powrócił.

"Sprzedałem twojego kota królowi" powiedział. "Dał mi za niego trzy worki złota. Kot był twój, więc złoto też jest twoje".

Dick wydał swoje pieniądze na pomoc ubogim ludziom Londynu. Wyrósł na ważnego człowieka.

Dick Whittington został Burmistrzem Londynu cztery razy.

"Dick Whittington"by Sarah Snashall and Emma Allen

#bajka#anglia#wielkabrytania#dickwhittington#kot#londyn


niedziela, 9 czerwca 2024

Bajka ze wschodniej Afryki

Anansi i owca



Dawno, dawno temu żył sobie Anansi. Nie był on zwyczajnym pająkiem. Uwielbiał pomagać innym.

Pewnego razu Anansi był zajęty budowaniem sieci na drzewie niedaleko farmy, kiedy zobaczył smutną owcę.

"Co się stało?" zapytał Anansi.

"Jestem bardzo głodna" odpowiedziała owca.

Anansi wyglądał na zdziwionego.

"Ale tutaj wszędzie jest trawa?" powiedział.

Owca potrząsnęła głową. "Nie" odpowiedziała. "Nie było deszczu przez długi czas. Trawa wyschnęła, a w stawie nie ma wody. Chciałabym stąd odejść i znaleźć piękną, zieloną trawę, gdzie mogłabym zamieszkać".

Anansi wiedział, że mógłby pomóc owcy w ucieczce i znalezieniu nowego miejsca do życia. Wykorzystał swoją sieć by zrobić rampę i pomóc owcy przekroczyć ogrodzenie.

Wtedy właśnie rolnik wyszedł ze stodoły. Wyglądał na bardzo rozgniewanego. 

"Zatrzymać złodzieja!" wołał za Anansi. Ale pająk i owca uciekali tak szybko jak tylko potrafili.

Anansi i owca biegli i biegli. Byli tak szybcy, że nie zwracali uwagi dokąd biegną. W ten sposób wbiegli prosto na lwa.

Lew zaryczał i pokazał swoje zęby. Anansi popatrzył dookoła. Zobaczył mnóstwo ciężkich, dojrzałych mango wiszących na drzewie tuż nad głową lwa. To nasunęło pewien pomysł pająkowi. 

"Nie zjadaj nas!" zawołał Anansi. "Niebo spada na ziemię! Musisz uciekać!" 

Lew rozglądał się wokoło. 

Anansi szybko podniósł kamień i rzucił w mango, które spadło na ziemię z wielkim hałasem.

Lew pomyślał, że to rzeczywiście niebo spada na ziemię. Z krzykiem przestraszony rzucił się do ucieczki.

Anansi i owca znów zaczęli uciekać. Oboje chcieli odejść jak najdalej od lwa. Wtedy jednak natknęli się na geparda, który zaryczał i oblizał swoje usta.

"Nie zjadaj nas!" zawołał Anansi wskazując w górę. "Niebo właśnie spada na ziemię! Musisz uciekać!"

Anansi rzucił kamieniem, gdy gepard nie patrzył. Zrzucił na ziemię kilka cytryn, które upadły tuż za gepardem.

Ten myśląc, że niebo spada na ziemię zaczął z wielkim przestrachem uciekać.

Anansi i owca zaczęli znowu uciekać, ale byli już tak zmęczeni, że nie patrzyli dokąd biegną. Wbiegli prosto na panterę, która zawarczała i otworzyła swoją paszczę.

"Nie jedz nas!" zawołał Anansi. "Niebo spada na ziemię! Musisz uciekać!"

Pantera rozejrzała się, a wtedy Anansi rzucił kamień i zrzucił pęk bananów. 

Pantera przestraszona zaczęła uciekać.

Anansi i owca biegli dalej. W końcu dotarli na pastwisko, gdzie rosła świeża, zielona trawa. 

"Oto jesteśmy" powiedział Anansi. "To jest twój nowy dom i możesz jeść tyle trawy, ile tylko chcesz". Więc owca jadła i jadła.

Kiedy nadszedł wieczór Anansi uplótł wielką sieć na drzewie. Pomógł wspiąć się na nią owcy i oboje poszli spać w ogromnej pajęczynie.

Właśnie wtedy lew, gepard i pantera spotkali się razem i usiedli pod drzewem. 

"Pająk i owca powiedzieli mi, że niebo spada na ziemię" powiedział lew. "Oszukali mnie".

"To samo zdarzyło się i mnie" powiedział gepard.

"I mnie" przytaknęła pantera. 

"Jeśli jeszcze raz spotkam tych dwóch to ich zjem" zaryczał lew.

Anansi popatrzył na owcę i wyszeptał: "Bądź bardzo cicho".

"Ale oni nas zjedzą, jeśli nas tu zobaczą" powiedziała owca. Strasznie się bała, aż trzęsła się cała.

"Przestań się trząść" powiedział Anansi.

Niestety owca nie mogła przestać się trząść. Nagle wypadła z sieci i uderzyła o ziemię z wielkim trzaskiem.

"O nie! Niebo rzeczywiście spada na ziemię!" zawołał lew.

"Chmura spadła z nieba!" wołał gepard.

Trzy zwierzęta uciekały tak szybko jak tylko niosły ich nogi.

Anansi i owca uśmiechnęli się do siebie i poszli spać.

Kiedy się obudzili był już poranek. Popatrzyli na świeżą zieloną trawę na pastwisku.

"Podoba ci się tutaj?" zapytał Anansi.

"O tak!" powiedziała owca. "Jest tu znacznie lepiej niż na suchej farmie. Dziękuję za pomoc".

Anansi przytulił swoją nową przyjaciółkę i poszedł szukać innych zwierzat, którym mógł pomóc.

Owca została na pastwisku. Jadła soczystą trawę, tyle ile tylko mogła. To było wspaniałe miejsce, gdzie żyła szczęśliwie aż do końca.

"Anansi and the sheep" by Adam Bushnell and Nuno Alexandre Vieira

#bajka#afryka#wschodnia#pająk#anansi#owca#


Bajka chińska Wielka powódź Dawno, dawno temu żyła sobie wdowa, która miała dziecko. A chłopiec miał dobre serce i  wszyscy go kochali. Pe...