środa, 29 listopada 2023

Baśń z Malty

Olbrzym i szewc.



Conrad był szewcem. Podróżował od wioski do wioski naprawiając buty. Czasem, kiedy ludzi nie mogli mu zapłacić dawali mu podarunki.

Pewnego dnia, kiedy skończył naprawiać buty, dwóch mieszkańców wioski dało mu dary. Kobieta dała mu ser, a mężczyzna dał mu małego ptaszka. 

"Dziękuję" - powiedział Conrad.

Wtedy zauważył, że mieszkańcy wioski byli czymś zmartwieni.

"Co się stało?" - zapytał.

"Niedaleko w lesie żyje olbrzym" - powiedziała kobieta, " powiedział, że wszystkich nas zje".

"Zabrał już naszego burmistrza" - powiedział mężczyzna.

"To straszne" - powiedział Conrad. "Nie martwcie się. Odszukam Waszego burmistrza".

Conrad poszedł do lasu. Wkrótce dotarł do wielkiej drewnianej klatki. W środku niej siedział burmistrz wioski. Wyglądał na bardzo przestraszonego.

Ogromny olbrzym stał obok klatki. Miał małe oczka i wielkie żółte zęby. Jego nogi były jak pnie drzew i był bardzo muskularny. Wyglądał bardzo strasznie. 

Olbrzym spojrzał na Conrada. "Co ty tu robisz w moim lesie?" - zakrzyczał.

"Przyszedłem uratować burmistrza" - powiedział Conrad.

"Nie masz szans" - zawarczał olbrzym. "Chcę go zjeść. Tak jak i Ciebie też!"

"O, nie możesz!" - powiedział Conrad. "Jestem silniejszy od Ciebie".

"Nie prawda!" - powiedział olbrzym. "Urządzimy zawody. A kiedy wygram, zjem Cię najpierw".

"Dobrze więc" - odpowiedział Conrad. "Wszystko co ty umiesz, ja zrobię lepiej".

Olbrzym zaczął szydzić. Uklęknął, podniósł kamień i skruszył go na pył.

"Czy potrafisz coś takiego?" - zapytał.

Conrad udawał, że podnosi kamień , ale wyciągnął z kieszeni ser. Zgniótł ser, aż woda z niego pociekła. 

Olbrzym zmarszczył brwi. "Woda z kamienia? Jak to możliwe?".

"Ale i tak nie potrafisz rzucić tak daleko kamieniem jak ja!" - powiedział.

Wziął kamień i rzucił tak mocno jak tylko potrafił. Kamień poleciał ponad drzewami i rozbił się upadając. 

"Pobij to!" - powiedział olbrzym.

Conrad udawał, że bierze kamień, ale wziął z kieszeni małego ptaszka. Wyrzucił go wysoko w powietrze.

Olbrzym groźnie spoglądał, gdy leciał on wyżej i wyżej, jednak nie zatrzymał się. 

"Ale nie potrafisz tego!" - powiedział olbrzym. Wyciągnął olbrzymie drzewo z ziemi, razem z korzeniami. Trzymał go dumnie i patrzył na Conrada.

Conrad wziął linę i zaczął przywiązywać ją pomiędzy drzewami. 

"Co ty robisz?" - zapytałolbrzym.

"Chcę powalić cały las" - powiedział Conrad.

"Nie, nie możesz tego zrobić" - zakrzyczał olbrzym. "Ja tu żyję!"

"Pomyśl o innej konkurencji" - powiedział Conrad.

"Wiem" - zakrzyczał olbrzym. "Zrobimy konkurs jedzenia. Na pewno go wygram".

"Dobrze" - powiedział Conrad. "Co będziemy jeść?".

"Makaron" - powiedział olbrzym. "To moje ulubione jedzenie, oprócz ludzi".

"Dobrze" - powiedział Conrad. "Przynieś wszystko co potrzebujemy i spotkamy się tu za godzinę".

Conrad pośpieszył z powrotem do wioski i poprosił mieszkańców o skórzany worek i ogromny płaszcz.

"Potrzebuję ich, by pobić olbrzyma" - powiedział.

Mieszkańcy wioski pośpieszyli mu z pomocą. 

Zawiązał worek wokół brzucha i włożył na górę szeroki płaszcz. 

Wrócił do lasu. Olbrzym już czekał na niego. Zbudował dwa ogniska, na których postawił dwa ogromne garnki. Olbrzym ugotował w nich wodę i wsypał worek pełen makaronu do każdego garnka.

Wkrótce makaron był gotowy do jedzenia. Olbrzym połykał swój bardzo szybko, tak więc nie zauważył, że Conrad większość makaronu wsypał do worka ukrytego pod płaszczem. 

Kiedy oba talerze były puste, olbrzym powiedział:

"Widzisz? Zjadłem więcej od Ciebie".

"Nie prawda" - powiedział Conrad. "Ja zjadłem więcej od Ciebie!"

"Udowodnij to" zaryczał olbrzym.

"Możemy policzyć ile kawałków makaronu każdy z nas zjadł" powiedział Conrad.

"Jak możemy to zrobić?" zapytał olbrzym zdziwiony.

"W ten sposób" - powiedział Conrad, wziął nóż i rozciął skórzany worek. Makaron wysypał się na ziemię.

"Dobrze!" - powiedział olbrzym.

Wziął nóż i rozciął swój brzuch....

... i upadł umierając. Conrad otworzył klatkę i uwolnił burmistrza.

"Dziękuję" - powiedział burmistrz.

Pośpieszyli z powrotem do wioski. Burmistrz z radością zawołał wszystkich mieszkańców. 

"Chodźcie wszyscy. Conrad zabił olbrzyma!"

"Hurra. Brawo dla Conrada!" uradowali się mieszkańcy wioski.

"The giant and the shoemakers" by Lynne Benton and Amerigo Pinelli.

#baśń#Malta#olbrzym#szewc#


poniedziałek, 27 listopada 2023

 Baśń chińska

Skąpy rolnik.



Pewnego razu był sobie rolnik, który wiózł gruszki na targ. Były one dojrzałe, słodkie i pachące, a rolnik miał nadzieję na bardzo dobrą cenę jaką dostanie za nie. Bonze, czyli mnich w roztarganej czapce i roszarpanej szacie wszedł na jego wózek i zapytał go o jedną gruszkę. Rolnik chciał go wyrzucić, ale mnich nie odchodził. Wtedy rolnik rozłościł się i zaczął go przeklinać. Mnich powiedział wtedy: "Masz na swoim wozie ze sto gruszek, a ja zapytałem tylko o jedną. To przecież żadna strata dla ciebie, dlaczego jesteś zły?"

Ludzie stojący obok powiedzieli rolnikowi, aby dał mnichowi jedną gruszkę i pozwolił mu odejść. Rolnik ciągle mówił nie i nie. Pewny rzemieślnik widząc całą aferę, wziął trochę pieniędzy, kupił gruszkę i podarował ją mnichowi.

Mnich podziękował mu i powiedział: "Ktoś taki ja ja, nie może być skąpcem, dam więc coś światu. Mam tu piękną gruszkę i zapraszam was wszystkich na ucztę z niej". Wtedy ktoś zapytał: "Dlaczego nie chcesz zjeść gruszki sam?" Mnich odpowiedział "Zjem, bo aby nakarmić innych najpierw muszę mieć pestkę".

Zaczął więc jeść gruszkę z apetytem. Kiedy skończył, wziął pestkę do ręki, zarzucił topór na ramię i wykopał duży dół. Do tego dołu wrzucił pestkę i nakrył ziemią. Potem zapytał tłum o wodę, aby podlać sadzonkę. Kilku ciekawskich przyniosło mu świeżą wodę a wtedy mnich podlał nasionko. Tysiące oczu skierowało się w stronę miejsca zasadzenia pestki. Po kilku chwilach zaczęło kiełkować. Sadzonka wkrótce urosła do rozmiarów dużego drzewka. Gałęzie wkrótce pokryły się liśćmi. Wkrótce drzewo pokryło się kwiatami i zaczęło owocować. Pojawiły się duże, dojrzałe gruszki. Mnich wspiął się na drzewo i zrzucał gruszki do ludzi. W jednym momencie wszystkie gruszki zostały zjedzone. Po tym wszystkim mnich ściął drzewo toporem, wziął je na swoje plecy i odszedł.

Kiedy mnich robił swoją magię rolnik stał zdumiony, zapatrzony i całkowicie zapomniał  o swoim interesie. Kiedy mnich odszedł rolnik popatrzył na swój wózek. Jego gruszki zniknęły. Wtedy zorientował się, że gruszki z drzewa mnicha były jego własnymi. Popatrzył jeszcze uważniej i spostrzegł, że  dyszel z jego wózka również zniknął. Wpadł z złość i szukał go przez długi czas. Natrafił w końcu na niego przy murach miejskich i zorientował się, że mnich zamienił go w drzewo. Mnicha jednak nigdzie nie było i nikt nigdy go już nie widział. Tłum na targu wyśmiewał się jeszcze długo ze skąpego rolnika.

"Chinese fairy tales. The miserly farmer" by Frederick H. Martens

#baśń#chiny#rolnik#skąpy


sobota, 25 listopada 2023

Wielka Brytania

Szkocja

Lis i ptak.



Pewnego razu jastrząb siedział sobie na kamieniu nad brzegiem rzeki wygrzewając się w słońcu, kiedy nagle podstępny czerwono-brązowy lis pojawił się za nim niezauważony i jednym kłapnięciem wgryzł się w szyję ptaka. 
"O! Nie pożeraj mnie!" zakrzyczał jastrząb. "Jeśli mnie oszczędzisz i pozwolisz mi odejść zniosę Ci jajo większe niż twoja głowa".
W tym momencie lis zaczął myśleć, że złapał ptaka nad ptakami, orła, który będzie niesmawitym skarbem dla niego, rozluźnił uchwyt szczęk  na gardle jastrzębia.
Bezzwłocznie jastrząb odleciał w bezpieczne miejsce na liściaste drzewo, gdzie bezpieczny od napadu lisa zaczął z niego kpić.
"Nie zniosę ci jaja wielkiego jak twoja głowa" powiedział ptak."Ponieważ tego nie umiem. Ale dam ci trzy dobre rady, które jeśli będziesz przestrzegać staniesz się znacznie lepszym w tym co robisz".
"Po pierwsze: nigdy nie wierz w mało prawdopodobne historie od niewiarygodnych autorów. 
Po drugie: nigdy nie rób wielkiej awantury o małe rzeczy.
Po trzecie..." ptak popatrzył na wygłodniałego lisa i zrobił przerwę. "Po trzecie: cokolwiek trzymasz, trzymaj pewnie".
Powiedziawszy to odfrunął i zostawił lisa z pustym żołądkiem.
"The fox and the bird" "Fairy tales from Scotland" by Barbara Ker Wilson
#bajka#wielkabrytania#szkocja#lis#ptak


czwartek, 23 listopada 2023

 Bajka norweska

Siedmiu ojców.



Dawno, dawno temu był sobie człowiek, który  podróżował. Pewnego dnia przyszedł do wielkiego i pięknego domu. Był to raczej duży dom, możnaby nawet powiedzieć mały zamek. 

- "To będzie dobre miejsce na odpoczynek" powiedział człowiek do siebie i ruszył do bramy. 

Na podwórku zobaczył starego mężczyznę z siwymi włosami i brodą, który rąbał drwa.

- Dobry wieczór, ojcze" - powiedział człowiek. "Czy mógłbym tu przenocować?"

- "Nie jestem tu najstarszy" - odpowiedział stary mężczyzna - "Idź do kuchni i porozmawiaj z moim ojcem".

Podróżnik poszedł do kuchni. Był tam człowiek jeszcze starszy niż poprzedni. Klęczał przed paleniskiem i próbował rozniecić ogień. 

- "Dzień dobry ojcze! Czy mógłbym tu dziś przenocować?" - zapytał podróżnik.

- "Nie jestem tu najstarszy" - powiedział stary mężczyzna. "Idź i zapytaj mego ojca. Siedzi przy stole w pokoju obok".

Więc podróżnik poszedł do pokoju obok i zobaczył mężczyznę siedzącego przy stole. Był dużo bardziej starszy niż dwaj wcześniej spotkani. Siedział  drżąc i trzęsąc się, szczękając zębami i czytał wielką księgę, wyglądał prawie jak dziecko.

-"Dobry wieczór ojcze! Czy mógłbym dziś tu przenocować?" - zapytał podróżnik.

- "Nie jestem tu najstarszy. Porozmawiaj z moim ojcem, który siedzi tam na ławeczce" - powiedział mężczyzna siedzący przy stole.

Podróżnik podszedł do człowieka siedzącego na ławeczce. Próbował on napełnić swoją fajkę, ale ręce drżały mu tak, że ciężko mu było ją utrzymać.

- "Dobry wieczór, ojcze! Czy mógłbym tu dziś przenocować?" - zapytał podróżnik.

- "Ale ja nie jestem najstarszy. Porozmawiaj z moim ojcem, który leży w łóżku" - powiedział staruszek.

Podróżnik podszedł do łóżka i zobaczył bardzo starego człowieka, którego wielkie oczy świadczyły o tym, że jeszcze żyje. 

- "Dobry wieczór, ojcze! Czy mógłbym dziś tutaj przenocować?" - zapytał podróżnik.

- "Ale ja nie jestem najstarszy. Porozmawiaj z moim ojcem, który leży w kołysce" - powiedział człowiek z dużymi oczyma.

Podróżnik podszedł więc do kołyski. Leżał tam bardzo, bardzo stary mężczyzna, który był tak pomarszczony, że wyglądał jak dziecko. Można było zorientować się, że jeszcze żyje bo charczący świst dobywał się z jego gardła. 

"Dobry wieczór" - powiedział podróżnik. "Czy mógłbym tu dziś przenocować?"

Dużo czasu upłynęło zanim dostał odpowiedź. Powiedział tak jak inni, że nie jest najstarszy i aby zapytać się jego ojca, który wisi w rogu na ścianie.

Podróżnik popatrzył na ścianę i zobaczył róg wiszący na niej. Kiedy popatrzył w niego, zobaczył mały biało-szary kształt z widoczną twarzą człowieka. Przerażowny krzyknął głośno.

- "Dobry wieczór, ojcze! Czy mógłbym tu dziś przenocować?"

Nagle  z rogu wydobył się skrzeczący głos "Tak, moje dziecko".

Wkrótce nakryto do stołu na którym pojawiły się przyszne potrawy z ale i brandy do picia. A kiedy wszyscy zjedli i wypili, dano mu duże łoże z okryciem ze skór renifera. Podróżnik był bardzo szczęśliwy, że znalazł w końcu najstarszego rodem człowieka. 

"The seventh father of the house" "Fairy tales from Norwey" P. Ch. Asbjonsen & Jorgen Moe

#bajka#norwegia#siedem#ojciec#najstarszy#rodzina



wtorek, 21 listopada 2023

Bajka islandzka

Biedny chłopiec i kot



Pewnego razu był sobie stary człowiek. Mieszkał w domku nad morzem ze swoim synem Magnusem.
Każdej nocy stary człowiek siadał przy stole i liczył swoje pieniądze. Kochał liczyć pieniądze, ale nie lubił ich wydawać.
Pewnego razu stary człowiek zachorował. 
Tego wieczoru powiedział do Magnusa: 
"Kiedy umrę wszystkie moje pieniądze będą należeć do ciebie. Nie możesz ich jednak zatrzymać".
Magnus był smutny. Nie chciał zostać biednym.
Stary człowiek mówił dalej:  "Musisz oddać połowę biednym a resztę wrzucić do morza. Większość zatonie, ale ty możesz złapać i zatrzymać wszystko co będzie pływało".
Wkrótce stary człowiek umarł. Magnus rozdał połowę ubogim, tak jak jego ojciec sobie życzył. Potem resztę wrzucił do morza. Większosć monet zatonęła, ale Magnus zobaczył coś białego pływającego w wodzie. Schylił się i podniósł to coś. Był to kawałek papieru z sześcioma srebrnymi monetami w środku. Magnus popatrzył na monety. 
"To niewiele" - powiedział do siebie. "Nie chcę być biedny. Pójdę i zdobędę fortunę".
Szedł i szedł, aż doszedł do lasu. 
"Jestem głodny i zmęczony" - powiedział do siebie.
Wtedy właśnie zobaczył domek i zapukał do drzwi. Otworzyła starsza kobieta. 
"Musisz być głodny" -powiedziała kobieta. "Wejdź i zjedz ze mną kolację".
Po kolacji Magnus usiadł przy kominku. Kot wskoczył mu na kolana. 
"Nigdy nie miałem kota" - powiedział Magnus. "Chyba mnie polubił".
"Możesz go dostać" - powiedziała kobieta. "Daj mi za niego sześć srebrnych monet".
Magnus dał jej sześć srebrnych monet i zabrał kota. Teraz miał kota, ale nie miał pieniędzy.
Rano Magnus pożegnał się i poszedł dalej. Szedł, szedł, aż doszedł do domku. 
"Jestem głodny i zmęczony" - powiedział do siebie.
Zapukał do drzwi a starszy mężczyzna otworzył mu. 
"Musisz być głodny" powiedział mężczyzna. "Wejdź i zjedz ze mną kolację". 
Magnus opowiedział staremu mężczyźnie o wszystkim, co przydarzyło mu się. 
"Teraz nie mam już pieniędzy" powiedział Magnus. "Ale mam kota". 
"Idź i zobacz się z królem" - powiedział mężczyzna. "Może on będzie w stanie ci pomóc".
Następnego dnia Magnus poszedł zobaczyć się z królem. 
Ale król nie był szczęśliwy. 
Wszędzie były szczury!
Były na podłodze.
Były na stole.
Były nawet w królewskim jedzeniu i gryzły go w palce.
Kiedy kot zobaczył szczury wskoczył na stół i zaczął je gonić . Wkrótce wszystkie przepędził.
Król bardzo się ucieszył.
"Czy to twój kot?" - spytał król.
"Tak, jest mój" - powiedział Magnus. "Kupiłem go od pewnej starej kobiety. Dałem jej wszystkie moje pieniądze".
"Więc ty i twój kot zostaniecie w pałacu i bedziecie trzymać szczury daleko ode mnie" - rozkazał król.
W ten sposób Magnus i jego kot żyli w pałacu szczęśliwi.

"The poor boy and the cat". by Damian Harvey  and Becky Davies.

#bajka#Islandia#biedny#chłopiec#kot





niedziela, 19 listopada 2023

Bajka Indyjska

Jak bramini wskrzesili lwa.



Razu jednego mieszkało w pewnym mieście czterech braminów, którzy żyli ze sobą w wielkiej przyjaźni.

Trzech z nich było bardzo uczonych - posiadali oni wszystkie nauki, brakowało im jednak rozsądku. Czwarty z nich nie znał się na książkach i miał tylko zdrowy rozsądek.

Urządzili oni pewnego razu radę między sobą i tak oznajmili:

- Na co się nam zdała cała wiedza, jeżeli  nie niesiemy jej w obce kraje, nie zyskujemy za nią względów możnych i książąt i nie wzbogacamy nią naszych kieszeni? Dlatego też na wszelki wypadek udajemy się na obczyznę.

Gdy uszli już spory kawałek, rzekł z nich najstarszy:

- Jeden z nas czterech - jak wiadomo - nic nie umie, posiada jedynie rozsądek. Mniemam, że książęta niewiele skorzystają z samego rozsądku bez wiedzy. Dlatego też będzie słuszne, iż z tego, co zdobędziemy, nie damy mu części zarobku. Jeśli chce, może sobie powrócić do domu.

I drugi również dorzucił:

- Ach, ty człecze rozsądny, gdy ci braknie wiedzy, ruszaj sobie do domu!

Ale trzeci rzekł:

- Nie, tak nie uchodzi. Będąc dziećmi, bawiliśmy się razem. Dlatego niech idzie z nami, niech bierze udział równy z mienia, które zarobimy.

Rozsądny tedy poszedł z nimi.

Gdy szli tak drogą, znaleźli w lesie kości lwa.

Jeden z nich rzekł:

- Oto teraz pora, byśmy zaświadczyli wiedzę, którąśmy w życiu zdobyli. Tu leży dawno zmarłe zwierzę: ożywmy je za pomocą naszej dobrze nabytej umiejętności.

Na to rzekł pierwszy:

- Ja umiem złożyć kości z powrotem.

Drugi rzekł:

- Ja kości te wiedzą moją ubiorę w mięso, krew i skórę.

I trzeci rzekł:

- A ja ożywię zwierzę.

Zebrał tedy i złożył jeden z nich kości, drugi wyposażył je w krew, mięso i skórę.

Podczas atoli, gdy trzeci chciał tchnąć już dech w zwierzę, powstrzymał go rozsądny i rzekł:

- Przecież to lew! Gdy go ożywisz, pożre nas!

Lecz ów na to:

- Ach, ty głupia głowo! Mam więc wiedzę marnować bez pożytku?

Na to znów rozsądny:

- W takim razie zaczekaj chwilkę, dopóki nie wejdę na drzewo.

Gdy to się stało, skoro tylko lew został ożywiony, rzucił się na trzech braminów i pożarł ich.

Rozsądny zaś zeszedł z drzewa, gdy lew się oddalił, i poszedł sobie do domu.

"Wiedza zbyt ufna, gdy wywyższa siebie,

Traci rozsądek i sama się grzebie".


"Bajki indyjskie" Michalina Jankowska W-wa 1987

#bajka#Indie#bramini#lew#rozsadek


piątek, 17 listopada 2023

Bajka Cygańska

Srebrne gwiazdki



Od wieków wędrowali po Ziemi Cyganie, więc niejedno zdążyli poznać i niejedno obejrzeć. A że byli ciekawi spraw odległych, zgłębili tajemnicę nieba, które każdej nocy staje się czarne i księżycowe, oraz tajemnicę srebrnych gwiazd.

Posiadłszy tajemnicę srebrzystości, Cyganie  ukryli swe oblicza w brody czarne  oraz pachnące dymem i wzięli się do dzieła - wkuwając srebro w końskie podkowy, wprawiając je w kolczyki swym pięknym żonom, osrebrzając kotły cygańskie, że świeciły nad ogniskiem  niczym gwiazdy prawdziwe. I miało tak pozostać na zawsze.

Ale oto żył na ziemi szarej, lecz bogatej w życie, pewien starzec uczony, który długie lata spędził przy lunecie patrząc w gwieździste niebo. Widząc u kresu swych dni, że gwiazdy są jednakowo dalekie i srebrne, starzec ów zawołał z bólem:

- Czyż po to poświęciłem życie badaniu srebrnych gwiazd, aby powrócić w szarą Ziemię?! Czyż Ziemia moja, tak bogata w życie, nie może odmienić swej twarzy wówczas, gdy Księżyc, planeta raz na zawsze zakrzepła w swej kamienności, odmienia swa twarz raz po raz i srebrzy się przecudnie?!

Usłyszał słowa mędrca mały czyścieciel lunety. Był on tak drobny i mały, że mówiono nań po prostu: Mały Chłopiec.

Malec ów, czyszcząc szkła wielkiej lunety, lubił ukradkiem zaglądać w niebo, gdyż wierzył, że przynajmniej cztery gwiazdy mrugają do niego ze srebrnej wysokości. I Mały Chłopiec pomyślał, że na Ziemi byłoby piękniej, gdyby mogła ona osrebrzyć swe skronie. Poza tym Mały Chłopiec iał dobre serce, chciał więc, żeby uczony starzec nie męczył się tak trudnymi pytaniami.

Poszedł Mały Chłopiec w świat, bo gdzież miał szukać Cyganów, jeśli nie na gościńcach świata? Wędrował długo, bardzo długo, ale na próżno.

A kiedy miał wracać do domu, doszła go wieść, że uczony starzec leży na łożu śmierci i nie ma już sił by oglądać gwiazdy srebrnolice.

Wyszedł Mały Chłopiec znowu na gościńce świata i wędrował dwanaście dni, a gdy mijał trzynasty dzień, dojrzał cygańki obóz. Panował tam ruch i gwar - rozlegał się huk młotów kowalskich, rżenie koni i ryk tresowanych niedźwiedzi. Nieco dalej obozowiska, gdzie stały smoliste kotły, krzątali się Cyganie z czarnymi brodami, gromadząc drzewo na ognisko.

"Mógłbym skryć się w tym stosie drzewa" - przemknęło przez myśl Chłopcu, lecz natychmiast przeraził się, bo przecież wiedział, że na drwa czeka żarłoczny ogień.

Cyganie nucili jakąś tajemniczą pieśń, znosząc wciąż nowe szczapy. Malec, aby ukryć się przed ich wzrokiem, przylgnął do Ziemi chłodnej i szarej. I wówczas wydało się mu, że usłyszał jakby przeciągłe i głębokie westchnienie. Mały Chłopiec westchnął równie głęboko i przeciągle i nie było wiadomo, czy to wzdycha Mały Chłopiec, czy też wzdycha bogata we wszystkie życie, lecz jakże szara Ziemia.

Wówczas Mały Chłopiec szepnął do Ziemi:

- Dobra jesteś Ziemio. Jakżebym chciał, abyś mogła być również piękną i srebrną. Która z gwiazd zrównałaby się z tobą!

Mały Chłopiec podkradł się do stosu, który już ogarniał płomień; aby skryć się w nim - bo tylko w taki sposób mógł podsłuchać tajemnicę cygańską.

Przyszli Cyganie z czarnymi brodami i poczęli osrebrzać swoje kotły, a osrebrzając kotły zdradzili swą srebrną tajemnicę. I wówczas Cyganom się zdało, że ogień zajęczał ludzkim głosem, że Ziemia, po której stąpali, zadrżała lekko.

Nie wiedzieli Cyganie, że to Mały Chłopiec powierzył Ziemi ich wielką tajemnicę!

Zaraz po północy zaczęły spadać gwiazdy. Leciały jedna za drugą - chłodne, migotliwe i srebrnolice. Raniutko, gdy cygańskie dzieci wybiegły na dwór, ujrzały zdumione i zachwycone zarazem, że srebrne były pola, srebrne były lasy i domy, a nawet srebrne były brody Cyganów, którzy zdrzemnęli się przy ogniu.

- Zobaczcie, ile szronu, jaki piękny szron! - zawołały dzieci (bo widocznie tak Cyganie nazywali swoje srebro).

- Zobaczcie, jak  dużo mamy śniegu! - zakrzyknęły inne (bo widocznie podwójne imię miało cygańskie srebro).

Lecz ludzie nie mogli uwierzyć, że tyle gwiazd mają na Ziemi, więc chwytali je w dłonie, a gwiazdy topiły się im w rękach...

Zbigniew Żakiewicz "Płomyczek" nr 24 16-31 XII 1972 r.

#bajka#cyganie#gwiazdy#srebro#zima#śnieg#mróz

środa, 15 listopada 2023

Bajka duńska

Chochlik z Vosborg



Wielu było chochlików w Jutlandii, lecz najlepiej powodziło im się w Vosborg. Co wieczór dodawano im spory kawałek masła do słodkiej kaszy, toteż kiedyś okazywali wielką wdzięczność i usłużoność. 
W czasie bardzo ciężkiej zimy zawiało do szczętu oborę stojącą z dala od innych zabudowań i przez dwa tygodnie nikt nie mógł się do niej dostać. W oborze pozostało sześć cielaków i kiedy odgarnięto śnieg, każdy oczekiwał, że zwierzęta padły z głodu, lecz nie! Znaleziono je wszystkie w doskonałym stanie, obora była pięknie wymieciona, żłoby napełnione ziarnem i nietrudno było się domyśleć, kto to wszystko tak urządził.
Chochlik ma jednak to do siebie, że skrzywdzony mści się równie niezawodnie. Pewnego dnia jakiś chochlik biegł stryszkiem nad oborą i noga wpadła mu w dziurę po wyłamanej desce. Parobek był akurat na dole w oborze i zobaczywszy wiszącą nogę złapał za widły i uderzył. Kiedy zebrano się przy stole w porze obiadu, chłopak się zaśmiewał do rozpuku. Zarządca spytał go, z czego się śmieje, a parobek odpowiedział:
- Złapałem dzisiaj chochlika i przyłożyłem mu widłami, kiedy wetknął nogę przez powałę!
- Przyłożyłeś mi nie raz, ale trzy razy - zabrzmiał za oknem głos chochlika - bo widły miały trzy zęby, ale ja ci za to zapłacę!
Nastepnej nocy, kiedy chłopak spał, chochlik wyciągnął go z łóżka i przerzucił przez dom, ale tak szybko obiegł chatę naokoło, że zdążył go jeszcze złapać i rzucić z powrotem. Tak się zabawiał osiem razy. Za dziewiątym pozwolił parobkowi upaść prosto w ogromną kałużę i zaśmiał się tak głośno, że pobudził wszystkich we dworze.
"Młynek na dnie morza. Baśnie duńskie". Peter Raven i Robert Stiller. Poznań 1989

#bajka#Dania#chochlik

poniedziałek, 13 listopada 2023

  Bajka Hiszpańska

Sprawiedliwy podział



Cesarzowi Karolowi V uciekła z pałacu w Madrycie jego ulubiona papuga. Kiedy natychmiastowe poszukiwania nie dały rezultatu, cesarz ogłosił, że temu, kto mu ją przyniesie z powrotem, przyrzeka wysokie wynagrodzenie.
Złapał ją wieśniak o milę od miasta, a usłyszawszy o cesarskim ogłoszeniu, ubrał się odświętnie i ruszył, z papugą w klatce, do Madrytu. U bramy pałacowej zatrzymała go straż.
- Dokąd? 
- Muszę mówić z cesarzem.
Przywołano kapitana straży.
- A wy czego chcecie od cesarza?
Wieśniak pokazał mu klatkę z pięknym, kolorowym ptakiem.
- Przyniosłem papugę, która uciekła cesarzowi. Złapałem ją i zgłaszam się po nagrodę.
Kapitan spojrzał na wieśniaka, na papugę, przymrużył oczy i pomyślał, że on by tej nagrody lepiej użyć potrafił od chłopa, zapewne niewiele mądrzejszego od papugi.
- Bądź pewny, mój kochany, że jeżeli nie przyrzekniesz, że oddasz mi połowę nagrody, jaką otrzymasz, to wcale cesarza nie zobaczysz.
Wieśniak podniósł głowę ze zdumienia, błysnął oczyma i odpowiedziął z powagą:
- Przyrzekam.
Zaprowadzono go razem z papugą do cesarza. Kiedy przyszło do wypłaty nagrody, wieśniak oświadczył, że nie przyjmie datku w pieniądzach.
- Czegóż sobie zatem życzysz? - spytał cesarz zdziwiony.
- Miałbym prośbę do waszej cesarskiej mości, ale nie śmiem...
- Mów śmiało, nie lękaj się, uczynię, co możliwe.
- Proszę o dwa policzki.
- Co takiego?
- Proszę, żeby wasza cesarska mość wymierzył mi własnoręcznie dwa policzki.
Cesarz uśmiał się potężnie, jego otoczenie również. Wzięli to za jakiś zabobon ludowy, za wróżbę szczęścia zapewne. I wieśniak owe dwa policzki z ręki cesarskiej otrzymał. Podobało się to jednak wszystkim, że wieśniak na pieniądze nie był chciwy. Wyszli na balkon popatrzeć, jak chłop będzie szedł przez dziedziniec.
U bramy dziedzińca stał kapitan. Wieśniak przeszedł śpiesznie koło niego.
- O ho, ho, dokąd to tak śpieszno, obywatelu?
- Do domu.
- A moja połowa nagrody?
- Prawda!
Wieśniak podszedł bliżej do kapitana i wymierzył mu siarczysty policzek.
Zrobił się gwałt, chłopa zatrzymano i dalejże prowadzić do aresztu. Ale chłop, mocny jak odyniec, wyrwał się trzymającym go żołnierzon i rozpoczęła się bijatyka. Hałas rozlegał się po całym dziedzińcu. Cesarz posłał zasięgnąć języka. Dowiedziawszy się, co zaszło, kazał zawołać wieśniaka.
- Coś ty zrobił, człowiecze! Obraziłeś kapitana mojej straży. Nic cię teraz od kary nie uchroni.
- Nie obraziłem, najjaśniejszy panie. Uczyniłem tylko to, czego on sam najwyraźniej życzył. Podzieliłem się nagrodą.
Wszyscy spojrzeli na chłopa po raz drugi ze zdziwieniem.
- Mów jaśniej.
I chłop wyjaśnił, jak się rzecz miała. Ten świetny dowcip podobał się wszystkim. Cesarz obrócił się do dworzan ze słowami:
- Mądra sztuka, dać mu stanowisko w administracji państwowej.
Artur Górski. "Płomyczek" nr 13 1-15 VII 1972 r. 
ilustracja Piotr lat 11
#bajka#Hiszpania#cesarz#sprawiedliwość#podział

sobota, 11 listopada 2023

Bajka Brazylijska

O tym, jak królik zgubił swój ogon.



Dawno, dawno temu królik posiadał długi ogon, natomiast kot nie miał go wcale. Patrzył z zazdrością na ogon królika. To właśnie taki zawsze chciał mieć. 
Królik nigdy nie troszczył się o niego. Pewnego dnia poszedł spać ze swoim pięknym napuszonym  ogonem. W tym czasie kot wziął długi ostry nóż i odciął królikowi ogon. Bardzo zwinnie i szybko przyszył go do swojego ciała, zanim królik mógł to zobaczyć.
"Czy nie wydaje Ci się, że u mnie wygląda zdecydowanie lepiej?" - zapytał królika.
"Masz rację, u ciebie wygląda dobrze". - powiedział królik. "Dla mnie był trochę za długi. Chcę jednak od ciebie ten ostry nóż jako wymiana za ogon". 
Królik poszedł do lasu i spotkał tam starego człowieka, który wyrabiał kosze. Robił je z sitowia i obgryzał je swoimi zębami. Zauważył wtedy królika z ostrym nożem.
"O proszę, króliku" - powiedział stary człowiek. "Czy byłbyś tak dobry i pożyczył mi ten twój ostry nóż? Bardzo ciężko jest obgryzać to sitowie na kosze".
Królik pożyczył mu nóż,  a on zaczął ciąć sitowie na pół. Niestety wkrótce złamał nóż. 
"O nie, o nie" - zapłakał królik. "Co ja teraz zrobię?  Złamałeś mój ostry nóż."
Staremu człowiekowi było bardzo przykro, że tak się stało.
Wtedy królik powiedział: "Złamany nóż jest dla mnie nieużyteczny, ale może ty mógłbyś go używać. Powiem Ci co zrobimy. Ja dam Ci nóż, a ty mi dasz jeden z twoich koszyków".
Stary człowiek się zgodził i królik powędrował w las z koszykiem. "Zgubiłem swój ogon, ale zyskałem nóż. Zgubiłem nóż, ale mam koszyk" - śpiewał wesoło królik. "Znajdę nowy ogon, albo coś jeszcze lepszego".
Królik wędrował przez las, aż doszedł do pola. Tam spotkał starą kobietę, która zbierała sałatę, do swojego fartucha. Wtedy popatrzyła na królika niosącego koszyk i zapytała:  "O proszę, czy byłbyś tak miły i pożyczył mi swój koszyk". 
Królik zgodził się i pożyczył jej koszyk. Gdy zaczęła wkładać sałatę do niego urwał się dół koszyka. 
"O nie, o nie. Co teraz zrobię. Mój koszyk ma urwane dno" - płakał królik.
Stara kobieta mówiła, że jej przykro i że nie chciała tego.
Wtedy królik powiedział: Wiem, co zrobimy. Ty możesz zatrzymać mój koszyk, ale dasz mi trochę sałaty".
Stara kobieta zgodziła się i dała mu sałaty. Królik wesoło śpiewał, idąc dalej "Zgubiłem swój ogon, ale zyskałem nóż. Zgubiłem nóż, ale zyskałem koszyk. Zgubiłem mój koszyk, ale zyskałem sałatę".   
Królik był bardzo głodny, a jego sałata tak pięknie pachniała. Spróbował trochę. To była najlepsza rzecz jaką jadł w życiu. "Nie przejmuję się, że zgubiłem ogon" - powiedział - "znalazłem coś co lubię bardziej".
Od tego dnia króliki nie mają ogonów i żaden królik się tym nie przejmuje. Od tego też czasu nie ma królika, który nie lubiłby sałaty, i każdy z nich czuje się szczęśliwy, gdy jest jej mnóstwo. 
"How the rabbit lost his tail". Elsie Spicer Eells
#bajka#brazylia#królik#ogon#sałata


czwartek, 9 listopada 2023

Baśń Celtycka. 
Z Walii, Wielka Brytania

Elidore.



W czasach, kiedy Henry Beauclerc z Anglii był małym chłopcem o imieniu Elidore został przyprowadzony do klasztoru, by mógł zostać duchownym. Stało się to, kiedy jego matka została wdową. W ten sposób zaczął uczyć się czytać i pisać, a w przyszłości miał zostac mnichem skrybą. Niestety Elidore był bardzo leniwym chłopcem i tak szybko jak nauczył się czytać jednej litery, tak szybko ją zapominał. Mnisi próbowali nauczyć go czegoś, ale gdy zauważyli, że nie potrafią zaczęli używać rózgi do pomocy. Wkrótce stało się to częstą karą dla Elidore. Pewnego dnia dwunastoletni chłopiec uciekł z klasztoru w głąb wielkiego lasu niedaleko miejscowości St. David. Przez dwa długie dni i dwie długie noce wędrował nie jedząc nic oprócz owoców dzikiej róży i głogu. W końcu znalazł się w jaskini przy brzegu rzeki, gdzie wyczerpany i zmęczony położył się. Nagle dwóch małych pigmejów podeszło do niego i powiedziało: "Chodź z nami, a wprowadzimy Cię do świata pełnego gier i sportu". Eldidor poszedł za nimi i  weszli w ciemne podziemne przejście. Wkrótce dotarli do przepięknej krainy, z rzekami i łąkami, przepięknej jak nigdzie indziej się nie spotyka. Słońce nigdy tu nie świeciło a chmury zawsze były na niebie, więc nie było wiadomo czy jest dzień czy noc.
Pigmeje byli  mali, ale nie byli karłami, ponieważ ich kończyny były proporacjonalne. Ich włosy były jasne i sięgały im do ramion, zarówno mężczyznom jak i kobietom. Posiadali też małe konie, mniej więcej wzrostu charta. Żywili się tylko mlekiem doprawionym szafranem, a pomimo tego posiadali dużą siłę. Nigdy nie przysięgali, ale też nigdy nie kłamali. Wyśmiewali się i szydzili z mężczyzn, którzy kłamali, byli zdrajcami lub walczyli przeciwko sobie. Nie modlili się do nikogo, z wyjątkiem Prawdy. 
Po pewnym czasie Elidore zaczął tęsknić za widokiem chłopców i dziewczynek swojego rozmiaru, więc poprosił o pozwolenie na wizytę u swej matki. Król dał mu pozwolenie i mali ludzie zaprowadzili go przez ciemny korytarz, przez las, aż do domku jego matki, która bardzo się uradowała wizytą. "Gdzie ty byłeś? Co się z tobą działo?" ciągle zadawała pytania, a on opowiedział jej o swym szęśliwym życiu z małymi ludźmi. Prosiła go by został z nią ale on obiecał Królowi, że powróci. Wkrótce to się stało, ale najpierw uprosił matkę by nikomu nie opowiadała gdzie i z kim przebywa. Hencerfoth Elidore przebywał częściowo z małymi ludźmi, a częściowo ze swoją matką. Zdarzyło się pewnego dnia, że kiedy przebywał u swej matki opowiadał jej o żółtej piłce, której używają do gry. Matka pomyślała, że pewnie jest to kula ze złota i poprosiła go by przyniósł jej następnym razem, taką piłkę. Kiedy następnym razem nadszedł dzień spotkania ze swoją matką Elidore nie czekał, aż mali ludzie odprowadzą go do domu, bo znał już drogę. Zabrał z sobą jedną z żółtych piłek, które używali do zabawy i wyruszył do domu. Kiedy już zbliżał się do domu usłyszał za sobą małe kroki, więc szybko starał się dotrzeć do miejsca i zatrzasnąć drzwi. Tuż przed schodkami upadł i upuścił piłkę, a wtedy dwaj mali ludzie zabrali ją szybko i uciekli, szydząc i śmiejąc się z chłopca. Elidore spędził jakiś czas z matką, ale zatęsknił za zabawą z małymi ludźmi. Postanowił tam powrócić. Kiedy przyszedł do jaskini przy rzece korytarz zniknął. Elidore przez wiele lat szukał krainy małych ludzi, ale nie mógł jej znaleźć. Po tym czasie wrócił do klasztoru i został mnichem. Wielu ludzi przychodziło do niego by posłuchać o krainie małych ludzi i szczęśliwym jego pobycie u nich. Zawsze jednak opowiadał tę historię ze łzami w oczach.
Zdarzyło się pewnego razu, kiedy Elidore był już stary, że klasztor odwiedził David, Biskup St David i zapytał go o życie i zwyczaje małych ludzi. Zaciekawił się też jakim językiem mówili, a wtedy Elidore powiedział mu kilka słów. Kiedy pytał o wodę mówili oni: "Udor udorum", a kiedy pytał o sól mówili  "Hapru udorum". Biskup, który był uczonym mężem odkrył, że mówili oni starożytną Greką, bo Udor to Woda, a Hap to Sól. 
Opowieść ta ma potwierdzać  teorię, że Brytyjczycy pochodzą z Troi i są potomkami Brito, syna Priama, króla Troi. 
"Celtic fairy tales" Joseph Jacobs, London 1990
#baśń#legenda#celtowie#wielkabrytania#walia#troja

wtorek, 7 listopada 2023

Baśń Japońska

Magiczny czajnik.



Był sobie pewnego razu stary mężczyzna. Był on bardzo biedny.
Pewnego dnia szukał rzeczy, które móglby sprzedać. Znalazł stary brudny czajnik.
"Sprzedam go" - pomyślał. Wyczyścił więc czajnik tak, aż lśnił. 
Wtedy właśnie przejeżdżał obok kramarz Jimmu.
"Podoba mi się twój czajnik" - powiedział Jimmu.
"Może chcesz go kupić?" - zapytał stary człowiek.
"Tak, proszę" odparł Jimmu i zapłacił staremu mężczyźnie kilka drobnych monet.
Jimmu wziął czajnik do swego domu. Napełnił go wodą i postawił na ogniu by woda się zagotowała. 
Nagle czajnik zaczął się zmieniać. Najpierw pojawił się nos, potem cztery łapy. Czajnik zamienił się w tanuki! [tanuki to japoński rodzaj szopa pracza]
Tanuki zaczął biegać wokoło i gonił swój ogon. Jimmu śmiał się mocno. 
"Jesteś zabawny" - powiedział do tanuki.
"Lubię cię rozweselać" - powiedział tanuki.
Tanuki i Jimmu byli bardzo szczęśliwi razem.
Pewnego dnia Jimmu powiedział "Muszę pójść do miasta sprzedać moje rzeczy".
"Pójdę z tobą" - powiedział tanuki. "Pomogę Ci. Będę pokazywał sztuczki dla ludzi. Oni będą lubić mnie, więc kupią więcej rzeczy od Ciebie".
Jimmu i Tanuki pokazywali swoje sztuczki. 
Tanuki zaczął od bycia czajnikiem. Potem zmienił się w tanuki.  Zaczął tańczyć i gonić swój ogon. 
Ludzie uwielbiali show. Kupowali mnóstwo rzeczy. Jimmu i tanuki zarobili mnóstwo pieniędzy.
Jimmu był teraz bogaty, ale nie był szczęśliwy. Pamiętał starego człowieka, który sprzedał mu czajnik.
"Tanuki zarobił dla mnie dużo pieniędzy" - powiedział. "Ale ja dałem tylko kilka drobnych monet staremu człowiekowi. Pójdę i dam mu więcej monet".
Jimmu wyliczył worek złotych monet. Tanuki zmienił się w czajnik i poszli zobaczyć się ze starym człowiekiem.
Jimmu zaklaszczał w dłonie i czajnik zamienił się w tanuki. Stary człowiek był zachwycony.
"To są pieniądze dla Ciebie" - powiedział Jimmu i dał staremu człowiekowi złote monety. 
Stary człowiek był bardzo szczęśliwy.
"Dziękuję!" - powiedział. "To bardzo miło z twej strony".
Tanuki mieszkał u Jimmu a ludzie śmiali się z jego sztuczek przez wiele lat.
"The magic kettle" by Jackie Walter and Elisa Patrissi.
#baśń#japonia#magia#czajnik#szczęście

niedziela, 5 listopada 2023

Baśń z Południowej Afryki 

Mały czerwony żółw.



Dawno, dawno temu żółwia mama zniosła jajko. Pewnego dnia pękło i wyszedł z niego mały żółw. Był on mały i czerwony, więc mama nazwała go Mały Czerwony Żółw. 

Było bardzo gorąco. Deszcz nie padał przez długi czas. Ziemia była sucha i pokryta kurzem, i nie było trawy do jedzenia.

"Jestem głodny. Czy możemy pojść i poszukać czegoś do jedzenia?" Mały Czerwony Żółw powiedział do swojej mamy.

"Niestety nie możemy" - powiedziała jego mama. "Wielka, stara żyrafa mieszka niedaleko. Jest głodna a ona lubi zjadać małe żółwie. Jeśli Cię znajdzie połknie za jednym zamachem".

Mały Czerwony Żółw nie wierzył, że żyrafa mogłaby go połknąć. Powziął sprytny plan. 

"Pójdę i znajdę jedzenie dla nas" - powiedział do swojej mamy. I jak powiedział, tak zrobił.

Wkrótce Mały Czerwony Żółw zobaczył żyrafę na piaszczystej równinie. Ogon żyrafy radośnie zakołysał się, kiedy zobaczyła Małego Czerwonego Żółwia. 

"Wyczuwam obiad!" - powiedziała żyrafa.

Mały Czerwony Żółw schował się do swojej skorupy.

"Wyjdź stamtąd, wyjdź, Mały Czerwony Żółwiu" - powiedziała żyrafa. "Nie chowaj się przed mną".

Ale Mały Czerwony Żółw się nie ruszał. Czekał ... i czekał ... i czekał.

Żyrafa stawała się coraz bardziej zła. Nie chciała już czekać.

"Wychodź" - powiedziała żyrafa - "albo zgniotę Cię moimi długimi nogami".

"Ha" - powiedział Mały Czerwony Żółw. "Zgniecenie mnie nie jest taką prostą sprawą dla tak dużej żyrafy jak ty. Musisz znaleźć inny sposób by mnie zjeść".

Żyrafa zaczęła myśleć o tym jak to zrobić. 

"Mogę połknąć większe zwierzęta niż ty" - powiedziała. "Jesteś taki mały, że mogę połknąć Cię za jednym zamachem".

"Nie wierzę Ci" powiedział Mały Czerwony Żółw. "Twoje gardło jest zbyt wąskie. Nie możesz mnie połknąć".

Żyrafa zaśmiała się. "O tak, mogę." - powiedziała.

Żyrafa wyciągnęła swoją długą szyję, otworzyła usta i połknęła Małego Czerwonego Żółwia.

Ale Mały Czerwony Żółw zrobił się tak szeroki jak tylko potrafił i zatrzymał sie w gardle żyrafy.

"Przestań, przestań"- zawołała żyrafa. "Przesuń się w dół, idź w dół Mały Czerwony Żółwiu. Dusisz mnie" - zakrzyczała.

Ale Mały Czerwony Żółw zaparł się mocniej. 

"Nie, nie chcę" - zakrzyczał ze środka szyji żyrafy.

"Dalej, dalej Mały Czerwony Żółwiu" - krzyczała żyrafa. "Dusisz mnie"

Żyrafa zachuśtała szyją tam i z powrotem, ale Mały Czerwony Żółw się nie ruszył.

Żyrafa nie mogła oddychać. Upadła na piasek i otworzyła usta. Mały Czerwony Żółw przecisnął się przez gardło żyrafy. Jego plan podziałał.

Maly Czerwony Żółw zebrał wielką garść trawy do swego pyska i powrócił do swojej mamy.

"Nie musimy sie już niczego obawiać" - powiedział do niej. "stara żyrafa już nas nie zje".

"Brawo, jesteś odważny Mały Czerwony Żółwiu" - powiedziała jego mama. 

Mały Czerwony Żółw i jego mama mieli mnóstwo trawy do jedzenia a  starej żyrafy nikt już więcej nie widział.

"The little Red Tortoise" by Amelia Marshall and Evelline Andrya. 

Ilustracja Tymoteusz lat 13

#baśń#afryka#czerwony#żółw#odwaga

piątek, 3 listopada 2023

Baśń z Chin

Dom ze złotymi oknami.



Żył sobie pewnego razu bogaty Cesarz. Mieszkał w pięknym pałacu całym ze złota na szczycie wysokiej góry.
Każdego wieczoru, kiedy słońce zachodziło za górami Cesarz  siadał w złotym krześle, pił ze swojego złotego kubka i jadł ze swojego złotego talerza. Słońce odbijało się od jego złota i czyniło go błyszczącym. 
Ale cesarz nie był szczęśliwy. Chciał mieć więcej złota. 
Pewnego wieczoru zobaczył coś niezwykłego po drugiej stronie doliny. Było to okno połyskujące w świetle słonecznym. Cesarz pomyślał, że musi to być okno zrobione ze złota. 
"Złote okna" wykrzyknął Cesarz. "Chce w moim pałacu mieć złote okna".
Posłał po cesarskiego budowniczego.
"Zrób mi okna ze złota" - rozkazał.
Budowniczy próbował i próbował, ale nie potrafił wybudować okien ze złota. 
"Przykro mi Wasza Cesarska Wysokość" - powiedział budowniczy.
Cesarz był niezadowolony. Zawsze dostawał to czego zapragnął. 
Każdego wieczoru, kiedy słońce zachodziło patrzył na złote okna. 
"Muszę mieć ten dom" - powiedział do siebie.
Wysłał więc służącego by znalazł właściciela domu i kupił go od niego.
Kiedy służący powrócił, miał złe wieści dla Cesarza. 
"Przykro mi Wasza Cesarska Mość" - powiedział. "Właściciel nie chce sprzedać domu za żadną cenę".
Cesarz był teraz bardzo zły. 
"Muszę spotkać się z właścicielem domu" - powiedział.
Poszedł więc długą drogą w dół zbocza, przez dolinę i pod górę, aż doszedł na miejsce. Kiedy dotarł na miejsce słońce właśnie zaczęło wschodzić.
Popatrzył dookoła szukając domu ze złotymi oknami, ale nigdzie nie mógł go znaleźć. Była tam tylko chatka rolnika.
"Gdzie jest dom ze złotymi oknami?" - zapytał Cesarz rolnika.
"Złote okna?" powiedział rolnik. "Masz na myśli pałac na górze?"
Cesarz popatrzył przez dolinę. To był jego pałac. Jego okna lśniły w porannym słońcu.
"Byłem głupcem" - powiedział Cesarz. "To była sztuczka słońca".
Popatrzył na rolnika i zapytał: "Chciałem kupić twój dom za mnóstwo złota. Dlaczego powiedziałeś nie?"
"Mam tu moją farmę i moje zwierzęta. Mogę patrzeć przez dolinę na piękny pałac. Nie potrzebuję złota. Jestem tu szczęśliwy" - powiedział rolnik.
Cesarz wrócił do swojego pałacu. Usiadł na swym złotym krześle w czasie, gdy słońce zachodziło. Złote okna migotały w domku po drugiej stronie doliny.
"Rolnik nie ma złota" - powiedział do siebie Cesarz "ale jest szczęśliwy z tym co ma". 
Cesarz popatrzył wokoło na wszystkie rzeczy błyszczące z świetle słonecznym. 
"To jest bardzo piękne" - powiedział.
I po raz pierwszy poczuł się szczęśliwy, z tego co posiadał. 
"The house with golden windows" Jenny Jinks and Shahab Shimshirsaz. 
#baśń#chiny#złote#okna#cesarz


środa, 1 listopada 2023

Baśń Indian z plemienia Oroczów.

Jaskółki



W pradawnych czasach, kiedy jeszcze Wielki Duch, spoczywający na szczycie ogromnej, czerwonej skały, wtrącał się czasem w sprawy ludzi i zwierząt, w owych niezmiernie dawnych czasach żył wśród plemienia Oroczów słynny myśliwy Uthi. Uzbrojony w giętki łuk i chyże strzały przebiegał prerię, przedzierał się przez puszcze lub uganiał między skałami, ścigając zwierzynę. Polował na bizony i kozice, strzelał do orłów i wiewiórek, żadne żywe stworzenie nie uszło przed jego niezawodnie celnym strzałem. Siał śmierć wokoło i kiedy biegł lekką stopą, obuty w miękkie mokasyny - wszystko, co żyło, uciekało przed nim. Tylko ryby czuły się bezpieczne.
Aż stało się tak, że któregoś dnia Uthi zapędził się za zwierzyną w głąb puszczy i zgubił drogę. Gniewny był, bo wstydem jest dla łowcy i wojownika, jesli zabłądzi. Wreszcie jednak, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi, wydostał się z puszczy i wyszedł na niewielką polanę, pośrodku której stał wigwam i płonęło ognisko. Ludzi nie było widać. Być może odpoczywali wewnątrz wigwamu lub jeszcze nie powrócili z polowania. Tylko mały koziołek wesoło podskakiwał wśród zielonej trawy. Widząc go Uthi natychmiast napiął cięciwę swego niezawodnego łuku i strzała ze świstem ugodziła koziołka. Krew zbroczyła białą sierść i zwierzątko upadło, becząc żałośnie. Kiedy z wigwamu wybiegła zwabiona jego żałosnym głosem dziewczyna - już nie żył. Uklękła nad nim, a wtedy słynny łowca Uthi roześmiał się szyderczo.
- Cóż to? Płaczesz? - zapytał. - Płaczesz zamiast podziwiać celność mego strzału? Jam jest słynny łowca Uthi! Uthi, który nie chybia!
- Jesteś okrutny - odpowiedziała dziewczyna, która zwała się Tookhan. - Słyszałam, że zabijasz wszystkie leśne zwierzęta i ptaki!
Uthi znów się roześmiał i jeszcze raz naciągnął cięciwę swego łuku. W tej samej chwili z gałęzi pobliskiego drzewa spadł przeszyty jego strzałą ptak.
- Jesteś okrutny! - powtórzyła dziewczyna. I trzymając w ramionach zabitego koziołka, zaczęła biec w tę stronę, gdzie wznosiła się przeogromna czerwona skała, na której przebywał Wielki Duch. Droga była daleka i trudna, ale wszystkie zwierzęta z prerii i lasu wiedziały, dokąd zmierza Tookhan, i pomagały jej. Bizony i mustangi niosły ją na swych grzbietach, a sępy i orły wskazywały drogę. Aż wreszcie dotarła do wyniosłej góry i stanęła przed Wielkim Duchem. Palił właśnie w zadumie swą glinianą fajkę, kiedy dziewczyna zwana Tookhan, zadyszana jeszcze ze zmęczenia, złożyła u jego stóp zabite koźlę.
- Wiem, z czym do mnie przybywasz - odezwał się, a głos jego przypominał grzmot odbijający się po skałach. - Ale wracaj spokojnie do swego plemienia. Sprawiedliwość zostanie  wymierzona.
A potem Wielki Duch skinął ręką, w której trzymał tomahawk, i rozkazał sępom i orłom, aby przywiodły do niego słynnego łowcę Uthiego. Jednak ogromne ptaki broniły się przed wykonaniem tego rozkazu. - Jakże się do niego zbliżymy - kwiliły orły - jeśli nas dostrzeże, natychmiast dosięgną nas lotne strzały z jego łuku!
Wobec tego Wielki Duch natężył swój gromki głos i sam wezwał Indianina Uthiego, aby przed nim stanął. Przybiegł więc Uthi, szybki jak jeleń, z łukiem gotowym do strzału.
- Tyś jest Uthi? - zapytał Wielki Duch.
- Jam jest Uthi! Uthi, który nie chybia! - odpowiedział chełpliwie. - I ani wśród żyjących, ani wśród tych, kótrzy udali się na wieczne łowy do krainy przodków, nie ma nikogo, kto mógłby mi dorównać.
- Rzekłeś! - skinął głową Wielki Duch. - Swymi celnymi strzałami zabijasz nie dla zaspokojenia głodu, nie dla zapewnienia żywności ludziom ze swego plemienia, ale dlatego tylko, aby zabijać! Wymordowałeś już zbyt wiele zwierząt i ptaków. Ale jeśli tak pysznisz się celnością swych strzał, to spróbuj jeszcze trafić w locie tego oto ptaka, którego za chwilę wypuszczę z mej dłoni. Lecz jeśli chybisz - głos Wielkiego Ducha echo niosło po skałach i dolinach - jeśli nie trafisz, to zostaniesz zamieniony w zwierzę, które przez sześć miesięcy w roku pozostaje pod ziemią bez wody i pokarmu, nie widząc światła dziennego.
- Na pewno trafię i zabiję go! - zawołał na to łowca Uthi...
I wtedy Wielki Duch wypuścił ze swojej dłoni niewielkiego ptaka o ciemnogranatowych piórkach. Ptak wzniósł sie wysoko, a strzała z łuku Indianina Uthiego pomknęła za nim. Nie dosięgła go jednak, tylko dotknąwszy ogona, wyrwała z niego kilka piórek, po czym spadła na ziemię. Teraz ptaszek, zataczający w powietrzu koła, wyglądał, jakby ogonek jego był rozdwojony.
- Więc nie trafiłeś - rzekł Wielki Duch i podniósł rękę, a okrutny łowca Uthi stał się w jednej chwili małym, niepozornym chomikiem, który zasypiając w swej norze jesienią, wychodzi z niej dopiero na wiosnę. Wychodzi, gdyż budzi go i niepokoi śpiew ptaków, do których nie może już strzelać.
Od tego czasu zaś wszystkie owe nieduże ptaki o ciemnogranatowych piórkach, takie same jak ten, którego próbował przebić strzałą Uthi - mają rozdwojone ogonki. Są to jaskółki.
Maria Kruger "Płomyczek. nr 4 16-29 II 1972r. 

#baśń#Indianie#jaskółki#łowca#natura


Bajka chińska Wielka powódź Dawno, dawno temu żyła sobie wdowa, która miała dziecko. A chłopiec miał dobre serce i  wszyscy go kochali. Pe...