czwartek, 28 marca 2024

Bajka żydowska

Laska proroka



Dawno temu żył sobie człowiek, który był bardzo zdrowy i oddawał wiele dla biednych, ale kiedy zestarzał się okazało się, że zubożał. Jego sąsiedzi pamiętając o tym jaki hojny i bogaty był kiedyś, zapraszali go do swoich domów i wspierali go we wszystkim. Zwyczajem jego było dwukrotne wzywanie proroka Eliasza podczas błogosławieństwa pokarmów. "Niech Najświętszy wyśle do nas proroka Eliasza aby ten pobłogosławił nam i nauczył nas o odkupieniu i zbawieniu".

Pewnego razu, kiedy nadchodził Szabat staruszek powrócił do swojego domu, zapalił świecę i znalazł siedzącego na jego łóżku człowieka. Staruszek zapytał: "Kim jesteś i skąd pochodzisz?" Obcy nie odpowiedział bezpośrednio, ale zadał mu pytanie: "Powiedz mi, czy mógłbym tu w twoim domu pobyć kilka dni?" Staruszek odpowiedział: "Oczywiście, że możesz, ale co bedziemy jeść, ponieważ ja sam jestem na łasce moich sąsiadów". Obcy mężczyzna odpowiedział: "Nie przejmuj się tym". Oboje dzieli się więc jedzeniem i przybysz towarzyszył struszkowi do synagogi.

Po trzech dniach przybysz przygotowywał się do wyjazdu, ale zanim to nastąpiło, powiedział do staruszka. "Weź moją laskę, pomoże ci. Pewnego jednak dnia będziesz musiał ją zwrócić na swoje miejsce". Były to słowa, których staruszek nie rozumiał. "Gdzie jest to miejsce?" zapytał. Obcy odpowiedział "Na Górze Karmel". Staruszek bardzo się zdziwił, gdyż góra Karmel leżała w Ziemi Świętej bardzo daleko od miejsca, gdzie mieszkał. "Kim jesteś?" zapytał. Przybysz odpowiedział, że jest Prorokiem Eliaszem. Staruszek sie przestraszył, a jednocześnie bardzo uradował. Przyjął dar od proroka i podziękował mu odprowadzając do drzwi. Kiedy jednak Eliasz zrobił kilka kroków zniknął. To jeszcze mocniej utwierdziło staruszka, że był to prorok.

Następnego dnia staruszek poszedł na targ. Kiedy szedł laska nagle utknęła w szczelinie między kamieniami. Staruszek schylił się, aby ją wyciągnąć i znalazł kilka srebrnych monet. Co za błogosławieństwo, starczyło mu na jedzenie, a nawet na podarek dla ubogich.

Staruszek odkrył tez inne właściwości laski proroka. Pewnego razu gdy szedł drogą bardzo się zmęczył, więc usiadł przy drodze i położył laskę pomiędzy nogami. W chwili poczuł się młodszy i mógł dalej kontynuować swoją podróż.

Pewnej nocy obudził się i usłyszał dziwny hałas. Pobiegł zabierając laskę, by zobaczyć co się wydarzyło. W jednej z dzielnic miasta tłum próbował wzniecić ogień. Staruszek napełniony jakąś siłą pobiegł prosto w tłum wywijając laską. Inni ludzie widząc jego odwagę pobiegli za nim. W ten sposób tłum rozszedł się do domów, a dzielnica była uratowana.

Po tym wszystkim staruszek został bohaterem w swoim miasteczku i zebrał nawet wystarczająco pieniędzy by odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Po wielu miesiącach dotarł do Jaffty, gdzie zszedł ze statku. Jego marzeniem była podróż do Ściany Płaczu w Jerozolimie, ale z jakiegoś powodu musiał jechać okrężną drogą w wozie.

Kiedy wóz przejeżdżał obok Góry Karmel jedno z kół się popsuło i potrzeba było czasu na jego naprawę. Staruszek wspiął się więc na górę i nagle spostrzegł drzewo, którego gałąź była ścięta. Podszedł bliżej i spostrzegł, że jest to takie samo drzewo, z którego zrobiona jest laska. Przymierzył laskę do drzewa i nagle drzewo pochłonęło ją. Staruszek był zdumiony, ponieważ galąź nagle zazieleniła się i wydała kwiaty. 

Staruszek zrozumiał, że było to wezwanie Eliasza i jego misja dobiegła końca. Laska Eliasza powróciła na swoje miejsce. Z radością powrócił do wozu, który już był naprawiony i gotowy do podróży. Podróż do Jerozolimy była niezapomniana, zwłaszcza modlitwa przy Ścianie Płaczu. Kiedy stał i modlił się pod nią nagle wiatr dmuchnął i pod jego stopami leżał liść z drzewa Eliasza. Staruszek podniósł go i zatrzymał, aby przypominał mu te wszystkie zdarzenia. Żył on jeszcze wiele lat w Ziemi Świętej, szczęśliwy jak nigdy wcześniej.

"The staff of Elijah" from "Miriam's Tambourine" by Howard Schwartz

#bajka#żydzi#laska#prorok#Eliasz#wiara#


wtorek, 26 marca 2024

Bajka z Sudanu

Historia o mądrej matce



Dawno temu żył sułtan i jego żona. Mieli jednego syna, który nazywał się Jalal i był dumą swoich rodziców. Jalal był mądry, odważny i silny, tak jak jego ojciec. Rósł na dobrego, młodego człowieka, którego wszyscy kochali. 

Pewnego dnia sułtan zachorował. Jalal próbował wszystkimi siłami znaleźć lekarstwo na chorobę ojca. Kupił wiele lekarstw, sprowadził mnóstwo lekarzy, którzy próbowali go wyleczyć. Niestety nic nie mogło pomóc starszemu czlowiekowi. Pewnego dnia sułtan umarł. Wszyscy ludzie byli bardzo smutni, ponieważ stracili swojego ukochanego przywódcę.

Jalal został nowym sułtanem . Jego matka bardzo go kochała i pilnowała by nic nie stało się nowemu sułtanowi. Matka Jalala byla bardzo mądrą kobietą i była bardzo szanowana przez ludzi w swoim królewstwie. Pewnego dnia powiedziała do Jalala: "O mój synu. Musisz być ostrożny. Uważaj na swoich przyjaciól. Większość z nich chce tylko twoich pieniędzy, więc musisz ich wybierać ostrożnie i mądrze".

Młody sułtan był zdziwiony. "Ale jak mam to zrobić moja matko?" zapytał. Odpowiedziała aby wybrał sobie przyjaciela i zobaczył co się stanie. Wybrał więc syna kupca. Spędzali razem dużo czasu i wyglądało na to, że ich przyjaźń rozkwita.

  Matka Jalala poprosiła go, by zaprosił swojego przyjaciela na śniadanie. Więc Jalal to zrobił. Młody człowiek przyszedł do pałacu, gdzie dostał coś do picia i przyjaciele usiedli i rozmawiali. Oboje byli bardzo głodni, a śniadania nie przynoszono bardzo długo. Matka Jalala opóźniała cały posiłek, aż do południa. Potem wysłała im trzy jajka, nic innego. Młody człowiek zdziwił się, ale nic nie powiedział. 

Przyjaciel wziął jedno jajko, a sułtan drugie. Potem przyjaciel wziął ostatnie jajko i oddał je Jalalowi. Młody sułtan zjadł je, a wtedy przyjaciel poszedł do domu. Kiedy Jalal opowiedział matce całą historię, ona odpowiedziała, aby oddalił tę osobę, bo nie będzie prawdziwym przyjacielem. "To zła osoba, próbował ci udowodnić, że bardziej lubi ciebie od siebie. On chce tylko twoich pieniędzy". Więc sułtan odrzucił tę osobe i wybrał inną.

Nowy przyjaciel był synem strażnika i wkrótce zostali najbliższymi znajomymi.

Znowu matka zapytała syna, aby zaprosił przyjaciela na śniadanie. Czekanie po raz kolejny przeciągneło się do południa. Wniosli znów trzy jajka. Przyjaciel zjadł jedno i Jalal zjadł drugie. Wtedy przyjaciel zjadł trzecie jajko i wyszedł. Sułtan poszedł do swojej matki i zapytał go co o tym myśli. 

Matka powiedziała, aby przestał przyjaźnić się z tą osobą, ponieważ jest samolubny i gdy tylko przyjdzie chwila weźmie pieniądze Jalala. Powiedziała mu też, aby poszukał trzeciego przyjaciela. Tym razem nie było to łatwe. Ciężko było znaleźć kogokolwiek, choć szukał długo.

Pewnego dnia spacerując po lesie przybył do domu biednego drwala i jego syna, który był w wieku Jalala. Został on zaproszony do domu, gdzie poczęstowano go skromnym posiłkiem i wodą. Spędził tam naprawdę miły dzień. Syn  drwala o imieniu Khalid opowiedział Jalalowi mnóstwo historii i pokazał mu kilka sztuczek. Khalid zabrał go na wycieczkę po lesie i nauczył go jak sie nie zgubić. Wiele śmiali się i rozmawiali. 

Kiedy przybył do domu nic nie powiedział matce o synu drwala. Myślał o nich jednak przez cały czas. Zaczął odwiedzać ich regularnie. Za każdym razem uczył się czegoś innego o lesie i o tym jak rozwiązywać problemy. Nie mówił im o tym kim jest. Pewnego dnia jednak syn drwala poznał, że jego przyjaciel jest sułtanem. Khalid powiedział, że nie zasługuje na przyjaźń sułtana. Jalal jednak odpowiedział, "Nie ma powodu, abyśmy nadal nie mogli się przyjaźnić, ponieważ nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś tak podobnego do mnie".

Więc Jalal i Khalid dalej się przyjaźnili. Często kiedy Jalal wracał do matki pokryty był kurzem, miał rany na policzkach, czasem potłuczone kolana i cięcia na twarzy i ramionach. Jego matka widział to wszystko, ale zachowywała milczenie. Zauważyła, że Jalal jest szczęśliwy, kiedy wraca z lasu. Pewnego jednak dnia zapytała Jalala. "No powiedz. Jak nazywa się twój nowy przyjaciel?"

"Khalid i bardzo go lubię" powiedział Jalal. Opowiedział jej o całym dobrym czasie spędzonym z jego przyjacielem.

"Więc zaproś Khalida na śniadanie" powiedziała matka. Tym razem Jalal był niespokojny, o to czy znów bedzie musiał odrzucić przyjaciela. A jego przyjaciel bardzo obawiał się wizyty w pałacu.

Był piekny słoneczny dzień. Ptaki śpiewały słodko na niebie. Khalid został przywitany i usiadł ze swoim przyjacielem. Ta sama rzecz stała się co porzednim razem. Trzy jajka pojawiły się bardzo późno i oboje mężczyźni byli bardzo głodni. Każdy zjadł po jednym jajku. Trzecie było niezjedzone. Khalid wziął ostatnie jajko, wyciągnął nóż i przekroił je na dwie części. Dał jedną połówkę sułtanowi, a drugą zjadł sam.

Po całym zdarzeniu syn drwala poszedł do domu, a Jalal opowiedział wszystko matce. 

Ona odrzekła: "To jest prawdziwa przyjaźń. Zostań przy niej, choć on jest biedny". Matka Jalala była teraz pewna, że Khalid jest dobrym, uczynnym i mądrym młodym człowiekiem. Po jakimś czasie został on pierwszym ministrem w królestwie.

Ale zawsze był dobrym przyjacielem sułtana.

"The story of the wise mother" from "African tales" by Gcina Mhlophe and Rachel Griffin

#bajka#sudan#afryka#mądra#matka#


niedziela, 24 marca 2024

Bajka rumuńska

Jak król wybierał sobie synową



Dawno, dawno temu żył sobie król, który był bogaty i potężny, tak że wszyscy jego sąsiedzi się go bali. Król ten miał przystojnego i odważnego syna, z długimi, kręconymi włosami. Ludzi mówili o nim nawet za granicami państwa i za morzami.

Kiedy król poczuł, że słabnie zawołał swojego syna, aby pomyślał o ożenieniu się i założeniu własnej rodziny.

Król pragnął dla swego syna dobrej i ciężko pracującej dziewczyny, a nie jakiejś lekkomyślnej pannicy. Zdecydował więc, że wybuduje wielki pałac z tysiącami komnat i zaprosi wszystkich królów i książąt z sąsiedztwa razem ze swymi córkami. Ta, która znajdzie wyjście z labiryntu pokoi i nie zgubi się zostanie jego synową.

Wysłano rozkaz do tysięcy najlepszych robotników z całego kraju aby zbudowano pałac tak duży, jakiego nikt jeszcze nie stworzył. Kiedy był już gotowy król wysłał listy do wszystkich sąsiadów i zaprosił ich razem ze swoimi córkami, aby przybyli do niego w odwiedziny.

Ponieważ wieści rozchodziły się szybko o nowym pałacu króla z czterech stron świata przybywali ludzi, by zobaczyć go na własne oczy. Kiedy wszyscy przybyli, król ogłosił swój plan i życzył szczęścia dziewczynom.

Wszystkie dziewczyny próbowały swoich sił, ale niestety żadnej nie udało się pokonać całego labiryntu, ponieważ pokoi było tak dużo, że stało się to skomplikowane. Kiedy król to zobaczył stracił nadzieję.

Kiedy wielki tłum ludzi odszedł król zobaczył starą kobietę ze swoją córką, niespokojną, że mogą ją nie dopuścić do rywalizacji. Kiedy wszystkie królewskie córki odeszły stara kobieta pomyślała, że może teraz jest szansa dla jej córki. Kiedy królewski syn zobaczył dziewczynę, tak piękną jak piwonia podszedł do niej i poprosił o to, by spróbowała.

Córka starej kobiety weszła do pałacu i zaczęła iść od pokoju do pokoju. W jednym znalazła zaręczynowy pierścionek, podniosła go i włożyła na palec. W innym pokoju znalazła suknię ślubną. Włożyła ją również i w końcu udało jej się wyjść, przynosząc jakąś rzecz z każdego pokoju.

Król dotrzymał słowa i wyprawił wielkie wesele. Podczas ślubu król zapytał swoją synową jak to się stało, że się nie zgubiła. Powiedziała, że przyniosła ze soba kądziel z domu i przez cały czas przędła. Kiedy weszła do pałacu zostawiła kądziel przy drzwiach i cały czas trzymała końcówkę nici i tak przeszła cały pałac. W drodze powrotnej nawijała nić na wrzeciono i w ten sposób się nie zgubiła.

Od tej pory mówi się, że mądrych można również znaleźć w chatach z gliny, nie tylko w pałacach.

"How the king chose a Daughter-in-Law" from "Fearless girls, wise woman and beloved sisters" by Kathleen Ragan

#bajka#rumunia#król#wybór#synowa#

piątek, 22 marca 2024

Bajka z Indii

Rak zbawca



Pewien młody bramin zamierzał odbyć dalszą podróż. Postanowienie to zaniepokoiło matkę jego, która go bardzo kochała. Gdy odchodził rzekła mu:

- Synu kochany, nie puszczaj się w tę wędrówkę całkiem samotny, drogi są niepewne i wiele różnych niebezpieczeństw grozić ci będzie.

Odpowiedział jej:

- Idę we własnej sprawie, matko moja, muszę więc iść sam.

Widząc, że zamiar syna jest stanowczy, wzięła matka leżącego nad stawkiem raka i dała mu go, mówiąc:

- Skoro musisz iść sam, weź, proszę, tego małego raka, niechaj choć on będzie ci towarzyszem. Zachowaj go troskliwie i idź w spokoju.

Szanując wolę matki, wziął bramin raka, ostrożnie zawinąwszy go w liście drzewa kamforowego, wsunął do kieszeni, po czym pożegnawszy domowników i matkę, wyruszył w droge.

Szedł długo, słońce paliło mocno, upał dokuczał dotkliwie. Gdy doszedł wreszcie do lasu, spoczął pod wielkim rozłożystym drzewem, a będąc mocno znużonym, usnął wkrótce głęboko.

Wtedy to spomiędzy konarów starego drzewa wysunął się jadowity wąż i powoli zbliżał się ku śpiącemu młodzieńcowi; wreszcie wpełz na jego opończę i przegryzłszy wiotką wełnę odzieży, zajadać począł znajdujące się w kieszeni liście kamforowe.

Wówczas ukryty w nich rak chwycił nagłym rzutem swych silnych kleszczy głowę jadowitego gada i odciął mu ją.

A kiedy bramin się obudził i spostrzegł zabitego węża, przegryzioną odzież swoją, poszarpane i pogryzione liście, wreszcie raka, który podpełz do malutkiej pobliskiej kałuży, domyślił się, jak straszna toczyła się tu walka i jakie groziło mu niebezpieczeństwo. Z głęboką też wdzięcznością zwrócił myśli i serce ku matce swej, mówiąc w duszy:

"O, matko droga! Miałaś słuszność, dając mi tego małego towarzysza na wedrówkę moją, oto uratował mi on życie, płacąc za moje posłuszeństwo synowskie!"

"Rak zbawca" z "Bajki indyjskie" Michalina Jankowska

#bajka#indie#rak#zbawca#bramin#

środa, 20 marca 2024

Bajka z Ameryki Północnej
Indianie plemienia Hopi

Pszczoła i Asya 



W Potatukaovi mieszkała pszczoła, natomiast w Mongwupcovi mieszkała Asya, jest to pewnie rodzaj ptaka. Oboje byli kobietami i obydwie miały dzieci. Były one wielkimi przyjaciółkami. Asya pewnego razu spacerowała sadem brzoskwiniowym na północ od swojego domu i zajadała brzoskwinie, które bardzo lubiła. Podczas jednej z takich spacerów przyszła do swojej przyjaciółki  pszczoły, która nakarmiła ją miodem. Podczas jedzenia przyjaciółki cały czas rozmawiały ze sobą. Wieczorem, kiedy Asya wróciła do domu, wysłała zaproszenie do pszczoły, aby ta przyszła w odwiedziny rano. Następnego ranka pszczoła przybyła do domu swojej przyjaciółki, ale w tym czasie pszczoły nie posiadały skrzydeł, więc zajęło jej to trochę czasu. 

Asya żyła na skale i pszczoła musiała się namęczyć, aby tam dotrzeć. Asya zaprosiła ją i usiadły razem jedząc brzoskwinie. "Czy smakują ci brzoskwinie?" zapytała pszczoła.

"Tak" odpowiedziała Asya. "Zawsze je zjadam. Bardzo je lubię".

"Ale" powiedziała pszczoła, "czy myślisz, że mogłabym dać pewne lekarstwo na nie? Nie są one, aż tak dobre". Brzoskwinie w tym czasie nie były tak słodkie jak są teraz, były raczej kwaśne.

"Dobrze" odpowiedziała Asya "daj mi to lekarstwo, a może brzoskwinie bedą lepiej smakować". Więc pszczoła posmarowała miodem brzoskwinie i od tej pory są one słodkie i lepiej smakują. Asya była bardzo szczęśliwa i powiedziała do pszczoły. "Bardzo się cieszę i też chciałabym ci coś podarować, ponieważ uczyniłaś to, że brzoskwinie smakują teraz znacznie lepiej".

Wyciągnęła kilka swoich piór, zrobiła skrzydła i przypieła je do pszczoły mówiąc "Teraz możesz latać".

Ale pszczoła odpowiedziała. "Nie wiem jak to sie robi".

"Musisz tylko rozszerzyć swoje przednie nogi".

Pszczoła posłuchała i od tej pory mogła latać i lata do tej pory. Od tej pory wszystkie pszczoły latają.

"The Bee and the Asya" from "Outfoxing fear. Folktales aroung the world" by Kathleen Ragan

#bajka#ameryka#północna#indianie#plemiona#hopi#pszczoła#ptak#


poniedziałek, 18 marca 2024

Bajka islandzka

Wdzięczna kobieta elf



Pewnego razu żona chłopa miała sen, w którym u jej łóżka stała kobieta. Była to Huldukona, czyli kobieta elf. Prosiła ona ją o mleko dla jej dziecka, dwie kwarty dziennie, przez cały miesiąc, aby wystawiać je przed dom w miejscu które wskaże. Dobra żona obiecała uczynić to wszystko i pamiętała o tym gdy się obudziła. Każdego więc ranka w miejscu wybranym kładła miseczkę mleka i zawsze znajdowała ja pustą. Kiedy minął miesiąc ta sama kobieta miała kolejny sen. Śniła jej się ta sama kobieta, która dziękowała jej za pomoc i prosiła o przyjęcie pasa, który znajdzie przy łóżku, kiedy się obudzi. Następnie kobieta elf zniknęła. Rano dobra żona zajrzała pod poduszkę i zobaczyła srebrny pas, piękny i ręcznie wykonany. To był dar od wdzięcznej kobiety elfa.

"The greatfull elfwoman" from "Fearless girls, wise women and beloved sisters" by Kathleen Ragan

#bajka#legenda#islandia#kobieta#elf#wdzieczna#


sobota, 16 marca 2024

Bajka z Etiopii

Wszystko się zmienia, wszystko przemija



Pewnego razu był sobie kupiec,który podróżował po całej Etiopii sprzedając swoje wyroby. Pewnego dnia, kiedy wędrował sobie drogą zobaczył tłum ludzi.

"Co oni tu robią?" pomyślał. "Na co oni tak patrzą?" I pośpieszył w ich stronę.

Ludzie patrzyli na rolnika, który uprawiał swoje pole. W zamian zaś wołu, pług ciągnął człowiek. Rolnik traktował go z okrutnością. 

"Dalej, dalej ciągnij, jesteś bardzo leniwy" krzyczał. "Ciągnij mocniej". 

Mężczyzna, który ciągnął pług robił to z całej swojej siły. Pot kapał mu z pleców, ale rolnik wciąż go poganial. Kupiec poczuł się bardzo smutny i zapłakał nad losem człowieka. Mężczyzna jednak zobaczył go i powiedział mu:

"Nie płacz nade mną" powiedział. "Nie zatrzymuj się dla mnie na swojej drodze".

Kupiec był ogromnie zdziwiony odwagą i godnością tego człowieka.

"Ale to jest złe, to jest okrutne" powiedział. "dlaczego jeden człowiek daje drugiego w miejsce wołu i traktuje go w okrutny sposób".

Ale mężczyzna powiedział: "Posłuchaj mój drogi przyjacielu. Wszystko się zmienia, wszystko mija, a moje cierpienie też minie".

Więc kupiec potrząsnął tylko smutno głową i poszedł dalej.

Kilka lat później podróżował w to samo miejsce i przypomniał sobie całe zdarzenie.

Zatrzymał przechodzącą kobietę i zapytał "Kilka lat temu w tym samym miejscu widziałem mężczyznę ciągnącego pług. Co się z nim stało? Czy jeszcze żyje?"

Kobieta zaśmiała się.

"Tak żyje" powiedziała. "Nie umarł. Bóg upiekował się nim i zlitował się nad jego nieszczęściem. Dał mu bogactwo i władzę i ten sam mężczyzna jest teraz królem całego regionu".

Kupiec nie mógł uwierzyć swoim uszom.

"Co?" zapytał. "W tak krótkim czasie z niewolnika został królem?"

"Tak" odpowiedziała kobieta. "Jeśli mi nie wierzysz, idź i zobacz go sam".

Więc kupiec pośpieszył do pałacu króla i wślizgnął się przez bramę. Mężczyzna, którego pamiętał ubrany w piękne szaty zamiast łachmanów siedział otoczony ogromnym tłumem. Kupiec był tak szczęśliwy, że zaśmiał się na głos. 

Król usłyszał jego śmiech i wezwał go do siebie. "Kim jesteś przechodniu? Dlaczego się śmiejesz?"

"Panie" powiedział kupiec "kiedy mijałem to miejsce kilka lat temu widziałem cię ciągnącego pług zamiast osła i było mi cię żal. Byłem dziś na drodze i usłyszałem, że zostałeś królem. chciałem więc na własne oczy zobaczyć czy to prawda i cieszyć się twoim szczęściem".

Król uśmiechnął się.

"Chodż" powiedział "i usiądź obok mnie. Jedz i pij ze mną". Wspólnie spożyli wieczerzę, a kupiec został obdarowany prezentami.

"Kiedy skończyli jeść król powiedział: "Mój synu, Bóg wynagrodzi ci za pamięć o biednym człowieku ciągnącym pług."

"Jak mógłbym cię zapomnieć" powiedział kupiec. "I jak mógłbym nie zobaczyć jak masz się dzisiaj. To niesamowite! Cudowne!"

"Tak" powiedział król "ale wszystko się zmienia, wszystko przemija i nawet to szczęście tez może minąć".

Kupiec odszedł w swoją drogę, ale kilka lat później powrócił raz jeszcze w to miejsce i pośpieszył do pałacu, aby zobaczyć co słyszać u króla. Przebiegł przez bramę, ale tam siedział obecnie inny król. 

"Kto to jest?" zapytał ludzi wokół niego. "Co się stało z poprzednim królem?"

"Stary król umarł" powiedzieli mu. "Teraz to on jest nowym królem".

Kupiec spuścił głowę i zapłakał.

"Pokażcie mi jego grób" powiedział. "żebym mógł okazać mu szacunek".

Więc ludzie zabrali go do grobu i pokazali mu kamień pod którym stary król został pochowany. Trawa kołysała się na wietrze, a drzewa ocieniały jego grób. Na płycie zostały wyryte słowa, które kupiec wymówił. "Wszystko się zmienia, wszystko przemija" przeczytał "I nawet to przeminie".

Z ciężkim sercem kupiec ruszył w swoją drogę.

Wiele lat później kupiec, teraz już starszy, mijał to samo miejsce. Bardzo chciał odwiedzić grób starego przyjaciela. Wszystko mogło się zmienić, ale grób powinien wciąż być w tym samym miejscu. To się nie zmienia. To nie może minąć.

Niestety współczesne miasto zaczęło się rozwijać i grób zniknął. Trawa, cieniste drzewa i nagrobki wszystko znikło. Pracownicy dźwigali cegły, szkło, a ciężarówki wylewały tony cementu i piasku.

Kupiec podszedł do robotników i powiedział. "Proszę moi przyjaciele, tu wszędzie były groby i jeden miał taki napis: 'Wszystko się zmienia, wszystko przemija i nawet to przeminie'. Czy wiecie gdzie on zniknął?"

"Pamiętam ten kamień" powiedział jeden z robotników "ale nie znajdziesz go już. Z powodu nowych budynków cały cmentarz został przeniesiony gdzie indziej"

Kupiec popatrzył na nowoczesne budynki z lśniącymi oknami wyciągającymi się ku niebu. Podniósł swoją głowę.

"Mój przyjaciel miał rację" powiedział. "Wszystko się zmienia, wszystko przemija i pewnego dnia i te budynki też znikną".

"Everything changes, everything passes" from "Africaan tales. A brefoot collection" by Gcina Mhlophe and Rachel Griffin
#bajka#etiopia#afryka#wszystko#mija#przemija#zmiana#

czwartek, 14 marca 2024

Bajka koreańska

Duch ognia



Wiele lat temu żył wielki duch ognia. Mieszkał w wulkanie niedaleko miasta. Kiedy był głodny duch ognia zstępował z wulkanu. Zjadał wysokie drzewa i suchą trawę. Zjadał ogromne lasy i pola kukurydzy. Zjadał nawet kamienie i skały.

Duch ognia kochał jeść to co  zrobili ludzie. Zjadał płoty i szopy. Zjadał domy i całe farmy. Kiedy był naprawdę głodny mógł zjeść całą wioskę.

Pewnego dnia duch ognia siedział na szczycie wulkanu. Mógł stamtąd zobaczyć całe miasto. Kiedy zobaczył królewski pałac oblizał swoje usta. 

"Co za smaczny budynek" powiedział do siebie. "Chciałbym go zjeść".

Duch ognia zstąpił z wulkanu. Przeszedł przez pola, a trawa zaczęła się palić.

Kiedy ludzie zobaczyli palące się pola wiedzieli, że duch ognia się zbliża.

"Uciekajacie" wołali. Ludzie w pośpiechu zostawiali domy i uciekali tak szybko jak tylko mogli.

Duch ognia przeszedł ulicami miasta. Zapalił dachy i spalił każdy budynek, którego dotknął. Kiedy przybył do pałacu wspiął się na mury i skruszył je na ziemię. Zostały tylko zgliszcza i popioły.

Król popatrzył smutno na zniszczone miasto. 

"Musimy coś zrobić, aby to się więcej nie powtórzyło" powiedział.

Król wezwał wszystkich mędrców razem. Próbowali wymyśleć sposób, aby zatrzymać ducha ognia następnym razem.

Najpierw wykopali ogromny dziurę. Wypełnili ją wodą z rzeki. 

"To powinno zatrzymać ducha ognia" powiedzieli.

Kiedy ludzie odbudowywali miasto kamieniarze poszli w góry. Szukali oni specjalnego gatunku kamienia. Kiedy go znaleźli wielu ludzi pomagało im zabrać go do pałacu.

Kamieniarze pracowali dzień i noc. Ludzie mogli usłyszeć dźwięk młotków w całym mieście. Nikt jednak nie wiedział co budują. Nie chcieli by dowiedział się o tym duch ognia.

Przez cały ten czas duch ognia przypatrywał się ludziom. Patrzył jak budowali miasto. Poczuł się przez to bardzo głodny.

Pewnej nocy zszedł on znowu z wulkanu. Kiedy zobaczył dziurę z wodą przeszedł przez nią. Woda była zimna i mokra, ale nie ugasiła jego ognia. 

"Biegnijcie" wołali ludzie. "Duch ognia nadchodzi".

Duch ognia gonił ludzi, aż dotarł do pałacu i tam się zatrzymał. Stał tam wielki kamienny potwór. Miał on ostre zęby i ogromne pazury. 

Duch ognia bardzo się przestraszył. Spojrzał jeszcze raz na kamiennego potwora i zawrócił. Wrócił z powrotem do wulkanu. Od tego dnia duch ognia został w swoim domu w wulkanie. Nigdy też nie odwiedził miasta ponownie.

"The fire spirit" by Damian Harvey

#bajka#korea#duch#ognia#

wtorek, 12 marca 2024

Baśń z wysp południowych

Pasterz, księżyc i żmija.



Było to bardzo dawno temu, kiedy ludzie znali jeszcze język zwierząt, drzew, skał i kamieni, a ze Słońcem i Księżycem żyli w przyjaźni.

Pewien biedny pasterz strzegł stada owiec swego pana na wielkim, zielonym pastwisku w dolinie ukrytej pośród  gór. Wtem niebo pociemniało, zerwał się wicher, nadciągnęła wielka chmura i lunął rzęsisty deszcz. Na ziemię spadły potoki wody, zalały całą dolinę i w jednej chwili zamieniły się w rwące strumienie. Pasterz wraz se swymi owieczkami schronił się na stoku góry i chciał się ukryć pod wydrążoną skałą, gdy nagle posłyszał jakiś złowrogi syk i z przerażeniem ujrzał, jak ogromna, czarna żmija ze złotą koroną na łbie wypełza z pieczary i sprężyła się do skoku. Kołysała łbem na boki i wpatrywała się w pasterza płonącymi, okrutnymi ślepiami.

Złąkł się pasterz na widok strasznego gada, pochwycił kamień i cisnął na oślep w żmiję.

- Ach, okrutniku, cóżeś uczynił? - zasyczała żmija - Potłukłeś mi wszystkie jaja, z których już niedługo miały się wylęgnąć moje małe. Zapłacisz mi za to, nigdy ci nie daruję mej krzywdy!

Wysunęła cienki, czerwony język, parskała, pluła jadem, a jej giętkie, długie cielsko wiło się z taką szybkością, że przestraszony pastuszek rzucił się do ucieczki. Ale żmija, zrozpaczona po stracie jaj, taką ziała nienawiścią i żądzą zemsty, że gnała za pasterzem jak śmiercionośny, czarny, długi pocisk. Co on za skałę się kryje, już żmija za nim straszny łeb wysuwa i syczy, gdy przerażony ze stoku zbiega w dół po głazach, ona tuż, tuż, śliskie ciało pręży do skoku, zwija w skręty i rozwija, ogonem w ziemię wali i już jest przy nim, już go ma dosięgnąć.

- Oszczędź mi życie, żmijo! - zawołał pasterz, odwracając się w biegu.  - Nie mścij się na mnie, nie chciałem ci stłuc jaj, cisnąłem kamień tylko po to, by cię odstraszyć. Zostaw mnie w spokoju, a przysięgam, że nigdy już na ciebie i twoich krewniaków ręki nie podniosę. Co zrobią moi starzy rodzice, gdy mnie zabijesz? Zginą z głodu.

- O nie, nie umkniesz mi. Na nic twoje prośby. Nie wierzę w twoje obietnice, a zresztą cóż mi po nich, gdy już nie ma moich jaj. Musisz mi za moją krzywdę życiem swym zapłacić.

I żmija skoczyła na pasterza z rozwartą paszczą. Ostatkiem sił  uchylił się pasterz w bok i zdołał uniknąć jej jadowitego ukąszenia.

Znów rzucił się do ucieczki przez góry, bezdroża, a jego prześladowczyni z sykiem pełzła za nim niestrudzona, groźna, mściwa.

Już słońce zaszło, noc zapadła i młody księżyc ukazał się na niebie.

Pasterz ostatkiem sił, dysząc ciężko, wspiął się na szczyt góry i patrząc z rozpaczą na srebrny sierp wędrujący wśród gwiazd, padł na kolana i zawołał błagalnie:

- Księżycu jasny! Weź mnie w opiekę! Ratuj przed złą żmiją, co mnie chce życia pozbawić! Niechcący stłukłem kamieniem  jej jaja, to prawda, alem jej przysiągł, że gdy mnie oszczędzi, odtąd nigdy nie podniosę ani na nią, ani na jej ród ręki i będę schodził jej z drogi. Ale żmija zawzięła się na mnie i pragnie mnie pożreć. Ocal mnie przed nią, o Srebrnorogi Władco Nieba!

Słysząc to żmija podniosła płaski łeb w górę i rzekła do Księżyca:

- O ty, co krążysz po nocnym niebie i oświetlasz ziemię pogrążoną w mroku! Wejrzyj na mój ból i racz rozważyć całą sprawę. Ten pasterz tłukąc zniesione jaja pozbawił mnie dzieci, a cóż jest warta żmija bez potomstwa? Żądam sprawiedliwej kary! Śmierć za śmierć! Życie za życie! Nie chcę innej od niego odpłaty za krzywdę, jaką mi wyrządził.

Zasępił się Księżyc, na chwilę zakrył jasną twarz chmurą, by się głębiej zastanowić na sprawą pasterza i żmiji.

Po chwili zajaśniał znów błękitosrebrnym światłem i rzekł:

- Okaż mu miłosierdzie, żmijo! Prawda, że srogo cię ukrzywdził, ale żałuje swego czynu i obiecuje, że w przyszłości nigdy nie podniesie ręki na ciebie i twoich bliskich. Przeto nie prześladuj go więcej, a ja ci dam za niego wykup, jakiego tylko zapragniesz. Przecież to nędzasz, cudze stada pasie, choćby chciał, nie ma nic do darowania.

- Ma swoje życie, tedy niech mi się życiem odpłaci - zasyczała żmija nienawistnie.

- Dam ci drogich kamieni na twoją koronę i tyle pereł, ile masz łusek na grzbiecie, będziesz najpiękniejsza ze żmij - rzekł jej Księżyc.

- Nie chcę ni drogich kamieni, ni pereł, on musi zginąć. Śmierć za śmierć, życie za życie! - syczała żmija mściwie, bezlitośnie.

- Uczynię cię królową wszystkich nocnych stworzeń, będziesz mogła mieszkać u mnie w pałacu na niebie i przyjmować hołdy od swych poddanych we wszystkich dżunglach świata, ale przestań prześladować tego biedaka, odpuść mu jego winę.

- Za nic nie odpuszczę winy, za nic krzywdy nie zapomnę!- zacięła się żmija.

- Dam ci tedy, choć z żalem, jedną owieczkę z mego stada, tylko pozostaw tego pasterza w spokoju - prosi Księżyc.

- Choćbyś i całe stado owieczek mi dawał, nie przeważą jednego życia mego krzywdziciela - potrząsnęła żmija łbem przecząco, parsknęła jadem i już się do drżącego pastuszka podsunęła, by go ukąsić.

- Skoroś taka mściwa, żmijo - rzecze jej Księżyc zasmucony - więc ja się za niego poświęcę. On ma matkę staruszkę i ojca sędziwego, jest ich jedynym żywicielem, bez niego zginą z głodu. Weź moje życie w zamian, skoro inaczej być nie może. Co miesiąc na nowiu będziesz mnie połykać nocą i sycić swą zemstę, ale puść pasterza wolno. Będziesz miała, jak chciałaś, życie za życie, śmierć za śmierć! A ty chłopcze, uciekaj stąd co żywo wraz ze swoim stadem.

To rzekłszy Księżyc opuścił się nisko, nisko nad ziemię, otarł się rogiem o szczyt góry i stoczył się wprost w rozwartą paszczę żmiji.

Pasterz widząc tak ogromne poświęcenie, wybuchnął płaczem, ale pomny rozkazu Księżyca, otarł łzy i jął uciekać ze swym stadem co sił w nogach.

Odtąd Księżyc co miesiąc ginie na nowiu, połknięty przez mściwą żmiję, aby znów potem wypłynać  na nocne niebo. A biedny pasterz smuci się podczas ciemnych nocy, by znów potem z radością witać swego wybawiciela jaśniejącego wśród gwiazd.

W. Markowska, A. Milska "Płomyczek" nr.1 1-15.I. 1972 r.

#baśń#wyspy#południowe#pasterz#księżyc#żmija#



niedziela, 10 marca 2024

Bajka z Afganistanu

Przywódca klopsów



Pewnego razu było sobie naczynie z klopsami skwierczące w piecu.

"Oh, oh, kto nas uratuje przed tym straszliwym, skwierczącym gorącem?" wołały klopsiki.

"Ja was uratuję" powiedział ogromny klops leżący na środku naczynia. "Pomyślcie o mnie jako o swym przywódcy, a obiecuję wam, że wkrótce będziemy leżeć na łóżku z białego ryżu, a gorący sos przykryje nasze upieczone  boki".

Więc wszystkie klopsiki zgodnym chórem orzekły, że duży klops będzie ich przywódcą.

Gdy tylko głosowanie się odbyło kucharz otworzył piec i wyłożył klopsiki na duży talerz przykryty białym ryżem.

"O wspaniały przywódco klopsików" zawołały chórem, kiedy kucharz polał je czerwonym pomidorowym sosem. "Naprawdę wybawiłeś nas od niebezpieczeństwa, jesteśmy teraz w chłodnym, odświeżającym miejscu pełnym ryżu i sosu".

Ale w tym momencie kilka klopsików zostało zabranych widelcem z talerza i połkniętych przez człowieka.

"Perfidny klopsie" zawołali ci którzy pozostali. "Wprowadziłeś nas w najstraszliwsze niebezpieczeństwo. Jak możesz wyjaśnić ten horror i poniżenie do jakiego nas doprowadziłeś. Oszukałeś i zwiodłeś nas, a my tak liczyłyśmy na ciebie!".

"Wiedziałem, że następnym krokiem naszego życia będzie chłodne łóżko z ryżu" powiedział duży klops. "Popatrzcie mówiłem wam to co chciałyście usłyszeć, bo czy nie naszym przeznaczeniem jest być zjedzonym?" I w tym momencie wślizgnął się w gardło człowieka tak gładko jak tylko klops potrafi i został przeżuty tak jak powinno być.

"The meatball's leader" from "Outfoxing fear" by Kathleen Ragan

#bajka#afganistan#przywódca#klopsy


piątek, 8 marca 2024

Bajka z Afryki
Zimbabwe i Botswana

Cudowne drzewo



Były sobie dzieci, które mieszkały w małej wiosce nad rzeką.  Nic wielkiego nie działo się w niej i prawie ciągle nie było wody w rzece. Ale na obrzeżach wioski rosło specialne drzewo, było ono zupełnie inne niż drzewa w całym kraju. Było to cudowne drzewo, a ludzie byli bardzo dumni z niego.

"Może jest to mała wioska" mówili. "Ale w końcu mamy cudowne drzewo".

Wtedy nadeszła ogromna burza. Cały kraj był spieczony i wysuszony, a ziemia płakała za wodą, ale teraz nawet normalnie wyschnięta rzeka w wiosce zamieniła się w wściekły potok. Na niebie pojawiły się ciemne czarne chmury, a błyskawice rozdzierały niebo swoim światłem i grzmotami.

Jedna z takich błyskawic uderzyła w cudowne drzewo. Kiedy to się stało kilka gałęzi zaczęło się palić a wszystkie liście na drzewie zaczęły schnąć. Kiedy burza się skończyła kraj pokrył się zielonością nowej trawy. Niestety cudowne drzewo było czarne i skurczone. Nie miało liści  i nie dawało już owoców. 

Ludzie byli bardzo smutni tym co się zdarzyło, a wiele dzieci płakało tęskniąc za owocami, którymi drzewo ich obdarowywało. Nikt jednak nie podchodził do drzewa przez jakiś czas. Pewnego jednak razu podeszło do niego dziecko i natychmiast pobiegło do domu.

"Tam mieszka kobieta w drzewie" powiedziało do swojej matki. "Ma tylko jedno oko na środku czoła, tak jak światło pociągu".

Matka zaśmiała się i powiedziała, że to niemożliwe, aby ktokolwiek mógł mieszkać w drzewie i niemożliwe jest aby ktoś mógł mieć tylko jedno oko. W tajemnicy jednak poszła odwiedzić drzewo i zobaczyła, że jej dziecko mówiło prawdę. Rzeczywiście w drzewie żyła kobieta z jednym okiem na środku czoła.

Przez długi czas nikt nie zbliżał się do drzewa, bo każdy bał się tej dziwnej istoty. Ale po jakimś czasie to samo dziecko zobaczyło, że kobieta umarła i nikt już nie mieszka w drzewie.

Wkrótce cała wioska wiedziała już, że kobieta umarła i pewna rodzina podeszła do drzewa by zerwać owoce, które zaczęły rosnąć na nim. Ku ich zdumieniu drzewo zaczęło się trząść i zamieniło się w lwa. Bardzo się przestraszyli,  zwłaszcza gdy lew zaczął śpiewać. Słowa pieśni mówiły o tym, aby ludzie nie zbierali owoców z tego drzewa. 

Kiedy rodzina uciekała, obejrzała się do tyłu i zobaczyła, że drzewo zmieniło się znowu. Było teraz rzeką.

"To naprawdę cudowne drzewo" powiedział mały chłopiec, który to wszystko widział. "Najpierw był lew, teraz jest rzeka. Może zmieni się w coś jeszcze".

Chłopiec miał rację. Kiedy spojrzał z powrotem zobaczył, że drzewo znów stało się drzewem.

Wiele dni później inna rodzina przechodziła obok drzewa i zobaczyła, że jego owoce są dojrzałe i gotowe do zerwania.  To spowodowało, że drzewo znów się zatrząsło.

"Patrzcie" zakrzyczało jedno z dzieci. "Tam jest krokodyl na drzewie".

Rodzina uciekła, kiedy zobaczyła głowę krokodyla wyglądającą z liści drzewa. Nigdy więcej nie wrócili do drzewa, tak jak inni ludzie. Od tego czasu nikt nigdy nie mówił o cudownym drzewie. Zrobiło to z wioski cichą i spokojną wieś. Ludzie pomyśleli, że lepiej być wioską gdzie nic się nie zdarza, niż taką, gdzie dzieje się zbyt wiele.

"The miracle tree" from "the baboons who went this way and that way" by Alexander McCall Smith.

#bajka#afryka#botsawna#zimbabwe#cudowne#drzewo#

środa, 6 marca 2024

Bajka arabska

Śmierć i służący



Pewnego razu w Serendip, najpiękniejszym mieście w całym kraju - zdaniem wszystkich ludzi tu mieszkających i podróżnych, którzy tędy przejeżdżali - żył sobie pewien zdrowy i silny mężczyzna. Ten człowiek miał służącego, który był mu bardzo bliski. Traktował go nie jak służącego, ale jak dobrego człowieka, a nawet lepiej od swoich przyjaciół. Pewnego razu ów służący opuścił dom, aby wybrać się na targ po owoce dla swojego pana. W drodze gwizdał wesoło, dlatego że był zdrowy, silny i młody. Jego życie stało dla niego otworem.

Jednak na targu poczuł się przestraszony, ponieważ śmierć stanęła przed nim. Służący momentalnie ją rozpoznał. Śmierć popatrzyła zaskoczona na służącego, ale zanim cokolwiek powiedziała służący rzucił wszystko co trzymał i pobiegł z powrotem do swojego pana. Drżąc ze zdenerwowania otworzył bramę, wbiegł do środka i rzucił się na kolana przed swoim panem.

"Co się stało?" zapytał pan.

"O mój panie, poszedłem kupić owoce na targ i zobaczyłem śmierć".

"A czy ona coś do ciebie powiedziała?' zapytał pan.

"Nie, ani słowa. Tylko popatrzyła na mnie zaskoczona".

Pan pomyślał, że to wszystko brzmi bardzo niepokojąco. "Idź szybko do stajni" powiedział "i zabierz najsilniejszego i najszybszego konia, odjedź daleko, daleko od śmierci. Jedź do Bagdadu tak szybko jak tylko możesz".

Więc służący poszedł do stajni, zabrał najsilniejszego i najszybszego konia i pojechał do Bagdadu. Jechał cały dzień i noc. Wyjechał we wtorek, dał  odpocząć chwilkę koniom w środę w nocy, a w czwartek zobaczył pałac w Bagdadzie na horyzoncie.

Wydał z siebie krótkie westchnienie. "Dzięki bogowie" pomyślał. "Jestem w Bagdadzie przed piątkiem".

W czwartek zdrowy pan spacerował przez targ i zobaczył śmierć w tym samym miejscu, w którym znalazł ją służący.

"Witaj śmierć!" zawołał.

"Pozdrowienia zdrowy człowieku"

"Strasznie przestraszyłaś mojego służącego"

"Nie chciałam. Tylko popatrzyłam na niego zdziwiona. To tylko tyle"

"Ale dlaczego?" 

"Ponieważ pomyślałam sobie: Co on robi tu w Serendip? Mam go przecież spotkać w Bagdadzie w piątek rano i zabrać go do domu z sobą".

"Death and the servant" from "Arabic folktales" by Radaan Al Galidi

#bajka#arabia#śmierć#służący#


poniedziałek, 4 marca 2024

Baśń hiszpańska

Trzy pytania



W historii Hiszpanii król Pedro I, syn Alfonso XI Sprawiedliwego, znany był z przydomka Okrutny.

Sławny był jako bezduszny człowiek, który najbardziej był spagniony krwi ludzkiej i gwałtu, a wszystkich trzymał w terrorze.

Pewnego razu, kiedy oddawał się swojemu ulubionemu polowaniu zgubił się w lesie. Gdy nadchodziła noc mógł jedynie odpocząć w znalezionym po drodze zakonie, gdzie każdemu podróżnemu gwarantowano jedzenie, schronienie i łóżko.

Gdy podziękował za gościnę poszedł do reflektarza, a przechodząc obok pewnego brata zakonnego został rozpoznany przez niego. Rozpoznał on króla po pewnej chorobie, którą ten kiedyś nabył, a kiedy chodził jego kości przy chodzeniu wydawały dziwny odgłos.

Natychmiast poinformował on o tym całe zgromadzenie zakonne, aby uważali na niego. Jednak król Pedro I był w złym humorze i spotykając jednego z zakonników zapytał drwiącym głosem.

"Jak gruby jesteś ojczulku? Widzę, że nie ma na tobie pustych przestrzeni, więc sądzę raczej, że jesteś mądry".

Całe zgromadzenie zamilkło, nie chcąc nic mówić przed tak srogim królem.

"Więc, gdybyś miał ochotę" kontynuował. "Przyjdź do mojego pałacu za dziesięć dni i daj mi satysfakcjonujące odpowiedzi na następujące pytania: Po pierwsze, jaka jest odległość pomiędzy ziemią a słońcem? Po drugie, ile jestem warty? Po trzecie, w co wierzę, a nie jest prawdą? Jeśli odpowiedź mnie nie zadowoli zostaniesz ścięty."

Mówiąc to odjechał.

Biedny zakonnik był mocno przestraszony, kiedy zdał sobie sprawę, że król jest w stanie zrobić to co powiedział.

Modlił się całe dnie i noce, ale nie mógł znaleźć odpowiedzi na te pytania.

W czasie panowania króla Pedra nikt nie zmierzył jeszcze dystansu między słońcem a ziemią, a wiele planet nie było odkrytych. W dniu kiedy przybył do pałacu nie znał odpowiedzi na te pytania. W stresie powierzył się Najświętszej Pannience, bo tylko ona mogła mu pomóc.

Po przybyciu do Sewilli jeden z zakonników, odważny chłopak, powiedział do niego:

"Braciszku oboje jesteśmy tego samego wzrostu i podobnie wyglądamy. Dlaczego to ja nie mogę zająć twojego miejsca i odpowiedzieć królowi?"

Braciszek zobaczył w tym dzieło Pana Boga i pozwolił mu pójść  do króla. 

W momencie gdy przybył na zamek, król rozkazał aby go przyprowadzić.

"Czy znalazłeś odpowiedzi na pytania, które ci zadałem?" spytał.

"Tak, panie".

"Zaczynaj więc. Odpowiedz jaki jest dystans między ziemią a słońcem?"

"Osiemset i czterdziesci siedem tysięcy mil. Nie więcej, ani nie mniej. A jeśli jego królewska mość nie wierzy niech spróbuje zmierzyć".

Ponieważ było to niemożliwe, król był zadowolony.

"Nieźle" powiedział. "Teraz drugie pytanie. Ile jestem warty?"

"Dwadzieścia dziewięć srebrnych monet".

"Ale dlaczego dwadzieścia dziewięć srebrnych monet?"

"Ponieważ jego królewska mość nie jest więcej warty od naszego Pana Jezusa, który był sprzedany za trzydzieści srebrników".

"A w co wierzę, a nie jest prawdą?" zapytał monarcha.

"Wasza królewska mość wierzy, że to ja jestem tym braciszkiem, którego wybrał, ale ja nim nie jestem".

Król był zdziwiony pomysłowością zakonników i przeprosił cały zakon.

To dowód na to, że okrutny człowiek został pokonany i uspokojony siłami pomysłowości.

"The three questions" from " Fairy tales from Spain" by J Munoz Eskomez

#baśń#hiszpania#trzy#pytania#król#mnich#zakonnik


sobota, 2 marca 2024

Bajka arabska

Lew, wilk i lis



Lew, wilk i lis postanowili zapolować wspólnie razem. Złapali byka, jelenia i królika. Potem położylli się pod drzewem by rozdzielić swe łupy.

Lew  powiedział do wilka, aby ten zdecydował co kto dostanie. Wilk uśmiechnął się i oblizał wargi. "Lwie ty możesz zatrzymać byka. Wtedy ja dostanę jelenia, a lis będzie mógł zjeść królika".

Wściekly lew podniósł się na nogi. Z iskrzeniem w oczach podszedł do wilka.

"Co ty powiedziałeś? To nie jest sprawiedliwe wilku! Gdzie ty uczyłeś się swojego zachowania? Opuść nas! Teraz! Natychmiast! Jeśli zaraz nie znikniesz, nigdy już nie będziesz mógł oddychać".

Wilk zadrżał ze strachu. "Przykro mi panie Lwie. To był błąd. Wybacz mi, może zacznę rozdzielać jeszcze raz".

"Nic z tego. Po prostu idź" zawarczał lew, a potem zaryczał.

Wilk biegnął, aż wkrótce zniknął za horyzotem.

Lew odwrócił się do lisa.

"Teraz twoja kolej lisie. Rozdziel jedzenie pomiędzy nas dwóch, ale sprawiedliwie, nie tak jak ten wilk".

"Panie lwie, Wasza Wysokość" powiedział lis, kłaniajac się głęboko. "Jestem zachwycony, że dostałem taki honor aby móc rozdzielić jedzenie".

"Wstań" zaryczał lew. "I rozdziel w końcu jedzenie".

Lis stanął czując się jednocześnie nieśmiałym i bojąc się. "Panie lwie, byk jest na twoje śniadanie, ponieważ potrzebujesz energii na cały dzień i to na początek napełni twój żołądek. Jeleń jest na obiad, ponieważ jest mniejszy i smaczniejszy. Królik natomiast jest na kolację, ponieważ jest lekki i miękki, więc będziesz po nim lekko spać".

Lew uśmiechnął się i położył swoją łapę na ramionach lisa. "Masz rację lisie. Gdzie nauczyłeś się swojego zachowania?"

"O Wasza Wysokość, panie Lwie. Powiem ci, ale musisz mi obiecać, że nie bedziesz na mnie zły".

"Powiedz mi"

"Czy obiecujesz, że mnie nie skrzywdzisz?"

"Obiecuję".

"Nauczyłem się tego patrząc na twoją złość, jaką okazałeś wilkowi".

Lew zaśmiał się głośno. "Zabierz wszystko lisie. Zasługujesz na to, bo jesteś mądry". Zostawił więc byka, jelenia i królika lisowi i odszedł w las, wciąż śmiejąc się z tego zdarzenia.

"The lion, the wolf and the fox" from "Arabic folktales" by Rodaan Al Galidi

#bajka#arabia#lew#wilk#lis#


Bajka chińska Wielka powódź Dawno, dawno temu żyła sobie wdowa, która miała dziecko. A chłopiec miał dobre serce i  wszyscy go kochali. Pe...