czwartek, 31 października 2024

Bajka angielska
Wielka Brytania

Najkrótsza na świecie historia o duchach




Pewnej nocy samotny mężczyzna obudził się z przerażeniem. Siegnął po zapałki, by zapalić świecę... i zapałki zostały włożone mu do reki.


"The shortest ghost story in the world" from "A year full of stories" by Angela McAllister.

#bajka#anglia#wielkabrytania#duchy#historia#


wtorek, 29 października 2024

Bajka chińska

Ptak z dziewięcioma głowami



Dawno, dawno temu żyli sobie sobie król i królowa, którzy mieli córkę. Pewnego dnia, gdy córka poszła na spacer, zerwała się potężna burza, która porwała ją ze sobą. Burza spowodowana była przez ptaka o dziewięciu głowach, który przyprowadził księżniczkę do swojej jaskini. Król nie wiedział, dokąd zniknęła jego córka, więc ogłosił w całym kraju: "Kto sprowadzi księżniczkę, będzie mógł wziąć ją za żonę!"

Pewien młodzieniec widział ptaka, gdy ten niósł księżniczkę do swojej jaskini. Znajdowała się ona pośrodku stromej ściany skalnej. Nie można było wspiąć się na nią od dołu, ani też nie można było zejść do niej z góry. Kiedy młodzieniec obchodził skałę wokoło, podszedł do niego inny chłopiec i zapytał, co tu robi. Pierwszy młodzieniec opowiedział mu, że ptak z dziewięcioma głowami porwał królewnę i przyniósł ją do swojej jaskini. Ten drugi natomiast wiedział, co musi zrobić. Zwołał swoich przyjaciół i spuścili młodzieńca do jaskini w koszu. A gdy ten wszedł do jaskini, ujrzał królewnę, która tam siedziała i obmywała ranę ptaka z dziewięcioma głowami.  Albowiem ogar niebieski odgryzł mu dziesiątą głowę, a rana jego wciąż jeszcze krwawiła. Księżniczka skinęła na młodzieńca, by się schował, co też uczynił. Kiedy królewna obmyła ranę i ją opatrzyła, ptak z dziewięcioma głowami poczuł się tak dobrze, że jedna po drugiej wszystkie jego dziewięć głów zasnęło. Wtedy młodzieniec wyszedł ze swojej kryjówki i odciął mieczem jego dziewięć głów. Ale królewna powiedziała: "Najlepiej  gdyby wciągniętocię jako pierwszego, a ja będę następna".

"Nie" — odparł młodzieniec. — "Poczekam tu na dole, aż będziesz bezpieczna". Z początku królewna nie chciała tak zrobić. W końcu jednak dała się namówić i wspięła się do koszyka. Ale zanim to zrobiła, wyjęła z włosów długą szpilkę, przełamała ją na dwie połówki i dała mu jedną częśc, a drugą zatrzymała. Podzieliła się z nim również swoją jedwabną chustką i powiedziała mu, aby dobrze dbał o oba jej dary. A gdy drugi młodzieniec odebrał królewnę, zabrał ją ze sobą i zostawił młodzieńca w jaskini, pomimo wszystkich jego wołań i próśb.

Młodzieniec wybrał się teraz na przechadzkę po jaskini. Tam zobaczył kilka dziewczyn, które zostały porwane przez ptaka z dziewięcioma głowami i zmarły z głodu. A na ścianie wisiała ryba, przybita do niej czterema gwoździami. Kiedy dotknął ryby, ta ostatnia zamieniła się w przystojnego młodzieńca, który podziękował mu za uratowanie go i zgodzili się traktować siebie jak bracia. Wkrótce młodzieniec  zgłodniał. Wyszedł przed jaskinię, aby poszukać jedzenia, ale leżały tam tylko kamienie. Nagle zobaczył wielkiego smoka, który lizał kamień. Młodzieniec poszedł w jego ślady i wkrótce jego głód zniknął. Następnie zapytał smoka, jak można uciec z jaskini, a smok skinął głową w kierunku swojego ogona, jakby chciał powiedzieć, że powinien na nim usiąść. Wspiął się więc na górę i w mgnieniu oka znalazł się na ziemi, a smok zniknął. Szedł dalej, aż znalazł skorupę żółwia pełną pięknych pereł. Były to jednak perły magiczne, bo jeśli wrzuciło się je do ognia, ten przestałby się palić, a jeśli wrzuciło się je do wody, rozstąpiłaby się  i można było przejść przez jej środek. Młodzieniec wyjął perły ze skorupy żółwia i włożył je do kieszeni.Wkrótce dotarł do brzegu morza. Tu wrzucił jedną ze swych pereł i nagle wody się rozstąpiły i ujrzał morskiego smoka. Ten zawołał: "Kto mi przeszkadza tutaj, w moim własnym królestwie?" Młodzieniec odpowiedział: "Znalazłem perły w skorupie żółwia i wrzuciłem jedną do morza, a zaraz wody się rozstąpiły".

"Jeśli tak jest" – powiedział smok – "to chodź ze mną do morza i będziemy tam mieszkać razem". Wtedy młodzieniec rozpoznał w nim tego samego smoka, którego widział w jaskini. A z nim był młodzieniec, z którym nawiązał więź braterstwa: był on synem smoka.

"Skoro uratowałeś mojego syna i stałeś się jego bratem, jestem twoim ojcem" – powiedział stary smok. I ugościł go jedzeniem i winem.

Pewnego dnia przyjaciel powiedział do niego: "Mój ojciec na pewno będzie chciał cię wynagrodzić. Nie przyjmuj jednak od niego ani pieniędzy, ani klejnotów, tylko małą flaszkę z tykwy. Dzięki niemu możesz wyczarować wszystko, co tylko zechcesz."

I rzeczywiście, stary smok zapytał go, czego chce jako nagrodę, a młodzieniec odpowiedział: "Nie chcę ani pieniędzy, ani żadnych klejnotów. Wszystko, czego chcę, to mała flaszka z tykwy".

Z początku smok nie chciał z niej zrezygnować, ale w końcu pozwolił mu ją mieć. Potem młodzieniec opuścił smoczy zamek.

Kiedy znów postawił stopę na suchym lądzie, poczuł głód. Natychmiast stanął przed nim stół, zastawiony wykwintnym i obfitym posiłkiem. Jadł i pił. Po pewnym czasie poczuł się zmęczony. A tam czekał na niego osioł, na którego wsiadł. Po chwili jazdy chód osła wydał mu się zbyt nierówny, a wraz z nim nadjechał wóz, do którego wsiadł. Ale i ten wóz mocno nim wstrząsnął i pomyślał: "Gdybym tylko miał lektykę! To by mi bardziej odpowiadało". Ledwo o tym pomyślał, nadeszła lektyka i usiadł w niej. Niosący zanieśli Go do miasta, w którym mieszkali król, królowa i ich córka.

Kiedy drugi młodzieniec przyprowadził córkę króla, zdecydowano, że  zostanie wyprawione wesele. Królewna nie chciała się zgodzić i powiedziała: "To nie jest właściwy człowiek. Mój wybawiciel przyjdzie i przyniesie ze sobą połowę długiej szpilki do moich włosów i połowę mojej jedwabnej chustki na znakswoich czynów. Lecz gdy młodzieniec nie pokazywał się przez tak długi czas, a drugi naciskał na króla, król zniecierpliwił się i powiedział: "Wesele odbędzie się jutro!" Wtedy królewna poszła smutna ulicami miasta i szukała i szukała w nadziei, że znajdzie swego wybawiciela. I to właśnie w dniu jej ślubu królewna ujrzała połowę swej jedwabnej chusteczki w ręku młodzieńca i przepełniona radością zaprowadziła go do ojca. Tam musiał pokazać swoją połowę długiej szpilki, która dokładnie pasowała do szpilki królewny. Wtedy król przekonał się, że to on jest prawdziwym wybawicielem. Fałszywy oblubieniec został ukarany. Wesele odbyło się wkrótce, a oni żyli w pokoju i szczęściu do końca swoich dni.

"The Bird with Nine Heads" from https://www.worldoftales.com/Asian_folktales/Chinese_Folktale_22.html#gsc.tab=0

#bajka#chiny#ptak#dziewięć#głowy#smok#


niedziela, 27 października 2024

Bajka rosyjska

Język ptaków



Gdzieś w miasteczku na Rusi mieszkał bogaty kupiec ze swoją żoną. Miał jedynego syna, bystrego i odważnego chłopca o imieniu Iwan. Pewnego pięknego dnia Iwan siedział z rodzicami przy stole. Przy oknie w tym samym pokoju wisiała klatka, w której uwięziony był słowik, szary ptak o słodkim głosie. Zaczął on śpiewać cudowną pieśń wysokimi srebrzystymi tonami. Kupiec słuchając pieśni powiedział:

"Jakże chciałbym zrozumieć znaczenie pieśni wszystkich ptaków! Oddałbym połowę mojego majątku, gdyby tylko znalazł się człowiek, który potrafiłby mi wyjaśnić śpiewy różnych ptaków.

Iwan od tej pory bez względu na to, dokąd szedł, gdzie był i co robił, zawsze myślał o tym, jak mógłby nauczyć się języka ptaków.

Jakiś czas później syn kupca polował w lesie. Wiatr się wzmógł, niebo zachmurzyło się, błyskały błyskawice, grzmoty huczały głośno, a deszcz padał strumieniami. Wkrótce Iwan zbliżył się do dużego drzewa i zobaczył duże gniazdo w jego gałęziach. W nim znajdowały się cztery małe ptaszki. Były zupełnie same bez ojca i matki, którzy chroniliby ich przed zimnem i wilgocią. Poczciwy Iwan zlitował się nad nimi, wspiął się na drzewo i okrył maluchy swoim płaszczem z długą spódnicą, który zwykle noszą rosyjscy chłopi i kupcy. Burza przeszła i przyleciał duży ptak, usiadł na gałęzi w pobliżu gniazda i bardzo życzliwie przemówił do Iwana.

"Dziękuję ci, że ochroniłeś moje małe dzieci przed zimnem i deszczem. Pragnę coś dla ciebie uczynić. Powiedz mi, czego sobie życzysz".

Iwan odpowiedział "Mam wszystko dla swojej wygody. Ale naucz mnie proszę ptasiego języka".

"Zostań ze mną trzy dni, a dowiesz się wszystkiego".

Iwan pozostał w lesie trzy dni. Zrozumiał naukę wielkiego ptaka i wrócił do domu mądrzejszy. Pewnego pięknego dnia, Iwan siedział z rodzicami, podczas gdy słowik śpiewał w klatce. Pieśń jego była tak smutna, że kupiec i jego żona również się zasmucili, a ich syn, ich poczciwy Iwan, który słuchał bardzo uważnie, był jeszcze bardziej wzruszony i łzy popłynęły mu po policzkach.

"Co się stało?" – zapytali rodzice. "Nad czym płaczesz, drogi synu?"

"Drodzy rodzice"— odparł syn — "to dlatego, że rozumiem znaczenie pieśni słowika i jest ono tak smutne dla nas wszystkich".

"Cóż więc ma to znaczyć? Powiedz nam całą prawdę.  Nie ukrywaj tego przed nami" – powiedzieli ojciec i matka.

"Och, jak smutno to brzmi!" odparł syn. "O ileż lepiej byłoby nigdy się nie urodzić!"

"Nie strasz nas" – powiedzieli zaniepokojeni rodzice. "Jeśli naprawdę rozumiesz znaczenie tej pieśni, powiedz nam o tym od razu".

"Czyż nie słyszycie sami? Słowik mówi: 'Nadejdzie czas, kiedy Iwan, syn kupca, stanie się Iwanem, synem króla, a jego własny ojciec będzie mu służył jak prosty sługa'".

Kupiec i jego żona poczuli się zaniepokojeni i zaczęli mu nie ufać. Pewnej nocy dali mu senny napój, a gdy zasnął, zabrali go na  morzu, rozstawili białe żagle i zepchnęli łódź od brzegu.

Przez długi czas łódź tańczyła na falach, aż w końcu zbliżyła się do dużego statku handlowego, który uderzył o nią z takim wstrząsem, że Iwan się obudził. Załoga statku zobaczyła Iwana i postanowili zabrać go ze sobą. Wysoko na niebie dostrzegli żurawie. Iwan rzekł do marynarzy:

"Bądźcie ostrożni. Słyszę, jak ptaki zwiastują burzę. Wpłyńmy do portu, bo inaczej poniesiemy wielkie szkody. Wszystkie żagle zostaną zerwane, a maszty połamane".

Nikt jednak nie zwracał na to uwagi i płynęli dalej. W krótkim czasie rozpętał się sztorm, wiatr rozerwał statek na strzępy i bardzo trudno było naprawić wszystkie uszkodzenia. Kiedy skończyli swoją pracę, usłyszeli wiele dzikich łabędzi przelatujących nad nimi i bardzo głośno rozmawiających między sobą.

"O czym oni rozmawiają?" – dopytywali się mężczyźni, tym razem z zainteresowaniem.

"Bądźcie ostrożni" — poradził Iwan.  "Słyszę wyraźnie, jak mówią, że piraci, straszliwi rabusie morscy, są blisko. Jeśli natychmiast nie wejdziemy do portu, uwięzią nas i zabiją".

Załoga szybko zastosowała się do tej rady i gdy tylko statek wpłynął do portu, zobaczyli pirackie łodzie, jak porywają kilka nieprzygotowanych statków. Gdy niebezpieczeństwo minęło, marynarze z Iwanem popłynęli dalej. W końcu statek zakotwiczył w pobliżu, dużego i nieznanego kupcom miasta. Panował tam król, którego bardzo drażniły trzy czarne kruki. Przez cały czas przysiadały przy oknie komnaty króla. Nikt nie wiedział, jak się ich pozbyć i nikt nie mógł ich zabić. Król nakazał umieścić na wszystkich skrzyżowaniach i na wszystkich budynkach tabliczki, mówiące, że ktokolwiek zdoła uwolnić króla od hałaśliwych ptaków, zostanie nagrodzony zdobyciem za żonę najmłodszej królewny. Lecz ten, kto miałby odwagę podjąć się tego zadania, ale nie zdołałby uwolnić pałacu z rąk kruków, miałby odciętą głowę. Iwan uważnie przeczytał ogłoszenie. W końcu uczynił znak krzyża i udał się do pałacu. Rzekł do sług:

"Otwórzcie okno i pozwólcie mi posłuchać ptaków".

Słudzy posłuchali, a Iwan nasłuchiwał przez chwilę. Potem powiedział:

"Chciałbym zobaczyć się z królem".

Gdy dotarł do pokoju, w którym król siedział na wysokim, bogatym krześle, skłonił się i powiedział:

"Są trzy kruki: kruk ojciec, kruk matka i kruk syn. Kłopot w tym, że oni pragną uzyskać twoją królewską decyzję, czy syn ma iść za krukiem ojca, czy za krukiem matki.

Król odpowiedział: "Syn kruk musi podążać za krukiem ojca".

Gdy tylko król ogłosił swoją królewską decyzję, ojciec kruka wraz z krukowym synem poszli w jedną stronę, a matka kruk zniknęła w drugą stronę i od tego czasu nikt nie słyszał hałaśliwych ptaków. Król oddał Iwanowi połowę swojego królestwa i najmłodszą królewnę i zaczęło się dla niego szczęśliwe życie.

W międzyczasie jego ojciec, bogaty kupiec, stracił żonę, a z czasem także majątek. Nie było nikogo, kto by się nim zaopiekował, więc poszedł żebrać pod oknami dobroczynnych ludzi. Chodził od jednego okna do drugiego, od jednej wsi do drugiej, od jednego miasta do drugiego, aż pewnego pogodnego dnia przyszedł do pałacu, w którym mieszkał Iwan. Iwan zobaczył go i poznał, kazał mu wejść do środka, dał mu jeść, a także zaopatrzył go w dobre ubranie, pytając:

"Drogi staruszku, cóż mogę dla ciebie zrobić?" – zapytał.

"Jeśli jesteś tak dobry" — odparł biedny ojciec, nie wiedząc, że mówi do własnego syna — "pozwól mi tu zostać i służyć ci wśród twoich wiernych sług".

"Drogi ojcze!" — zawołał Iwan — "zwątpiłeś w prawdziwą pieśń słowika, a teraz widzisz, że los nasz spotka się według dawnych przepowiedni".

Starzec przestraszył się i ukląkł przed synem, ale jego Iwan pozostał tym samym dobrym synem co przedtem, wziął ojca z miłością w ramiona i razem zapłakali .

Minęło kilka dni i stary ojciec zebrał się na odwagę i zapytał syna, królewicza:

"Powiedz mi, synu mój, jak to się stało, że nie zginąłeś w łodzi?"

  Iwan Korołowicz roześmiał się wesoło.

"Przypuszczam" — odparł — "że nie jest moim przeznaczeniem zginąć na dnie szerokiego morza, lecz moim przeznaczeniem było ożenić się z królewną, moją piękną żoną, i osłodzić starość memu drogiemu ojcu".

"The Language of the Birds" from https://www.worldoftales.com/European_folktales/Russian_Folktale_41.html#gsc.tab=0

#bajka#rosja#język#ptaki#

piątek, 25 października 2024

Bajka indyjska

Radża i ryż



Był wczesny poranek i słońce świeciło jasno nad polami.

"Gdzie jest deszcz?" zapytała mama Tamwara, patrząc w niebo. "Jeśli deszcz się nie pojawi, nie będzie można zebrać ryżu".

Mama Tamwara miała rację. Deszcz nie nadszedł i nie było zbiorów. 

"Musimy pójść do radży, był dał nam trochę ryżu" powiedział wujek Tamwara.

Więc ludzie poszli do pałacu radży i prosili o ryż, ale władca nie chciał im pomóc. 

"Przykro mi, ale nie mam więcej ryżu" odpowiedział. "Wydaję ucztę ryżową w pałacu i kazałem wszystkim moim kucharzom zrobić coś niesamowitego z ryżu".

Jeden po drugim kucharze przynosili jedzenie dla władcy. Przynosili złote kulki z ryżu, ryżowe ciastka, słodycze i budynie w kształcie pałacu. 

Każdemu z nich radża mówił, aby odeszli daleko. "To są zwyczajne rzeczy" ziewał. "Chcę coś niesamowitego! Coś wspaniałego!"

Tamwar zmywał naczynia w pałacowej kuchni, by zarobić na utrzymanie rodziny. Zmywał właśnie talerze kucharzy, którzy przygotowywali ucztę, kiedy nagle naszła go mysł. 

Tamwar wziął trochę kolorowego ryżu z kuchni pałacowej i poszedł do ogrodu. Użył ten ryż, by zrobić obraz władcy na ziemi.

Kiedy radża to zobaczył, powiedział: "To jest naprawdę niesamowite! Czy ty to zrobiłeś?"

"Tak panie" przytaknął Tamwar.

"Zasłużyłeś na nagrodę" powiedział radża. "Co chciałbyś otrzymać?"

"Ziarenko ryżu, proszę" odparł Tamwar. 

Ludzie patrzyli źli na niego. Byli głodni, a radża miał pod dostatkiem ryżu na ucztę.

"Jedno ziarno?" zaśmiał się radźa. "To niewielka nagroda.

"Jedno ziarnko dzisiaj i dwa jutro" powiedział Tamwar. "Podwójnie każdego dnia dopóki deszcz nie spadnie.

"Dobrze" powiedział władca. "Ziarnko ryżu dzisiaj i podwójnie każdego dnia dopóki deszcz nie spadnie".

Tamwar wziął jedno ziarnko ryżu i zaniósł do domu, po czym włożył go do garnka.

Następnego dnia Tamwar miał dwa ziarnka, potem cztery, potem osiem....

Dni mijały, a deszcz nie nadchodził. Wkrótce jednak garek okazał się za mały na ryż.

Tamwar miał teraz mnóstwo ryżu dla siebie i wiedział co z nim zrobić. 

"Teraz czas, abyśmy i my urządzili ucztę ryżową" zaśmiał się Tamwar, kiedy mówił o tym ludziom.

Kiedy wszyscy ucztowali mama Tamwara poczuła kroplę deszczu na swoim policzku.

Tamwar popatrzył w niebo. Deszcz w końcu nadszedł.

"The raja and the rice" by Jillian Powell

'bajka#indie#radża#ryż#



środa, 23 października 2024

Bajka indyjska

Lew i żuraw



Bodhisatta urodził się kiedyś w regionie Himavanta jako biały żuraw. Brahmadatta panował w tym czasie w Benaresie. Otóż zdarzyło się, że gdy lew jadł mięso, kość utkwiła mu w gardle. Natychmiast stało się ono spuchnięte, nie mógł jeść a jego cierpienie było straszne. Żuraw siedział na drzewie i szukał pożywienia, a widząc go zapytał: "Co ci dolega, przyjacielu?" Lew powiedział mu co się stało. "Mógłbym cię uwolnić od tej kości, przyjacielu, ale boję się z obawy, że mnie zjesz". "Nie bój się, przyjacielu, nie zjem cię; Tylko uratuj mi życie". – Bardzo dobrze – powiedział i kazał mu położyć się na lewym boku. Pomyślał jednak sobie: "Kto wie, co on zrobi". Umieścił więc mały kij pionowo między szczękami, tak że ten nie mógł zamknąć ust, i włożywszy głowę do ust, uderzył dziobem w jeden koniec kości. Po tym zabiegu kość wypadła. Gdy tylko to się stało, wysunął się z paszczy lwa, uderzając dziobem w patyk tak, że wypadł, a następnie usiadł na gałęzi. Lew wracał do zdrowia i pewnego dnia jadł zabitego bawoła. Żuraw, myśląc: "Ja mu zaśpiewam", usadowił się na gałęzi tuż nad nim i w rozmowie wypowiedział ten pierwszy wiersz:

  "Wyświadczyłem ci przysługę,

    Najlepiej jak potrafiłem,

  Król bestii! Wasza Królewska Mość!

    Cóż od ciebie otrzymam?"

W odpowiedzi Lew przemówił drugą zwrotkę:

"Ja żywię się krwią,

    I zawsze poluję na zdobycz,

  To wiele z tego, że jeszcze żyjesz

    Kiedyś byłeś między moimi zębami".

Wtedy w odpowiedzi żuraw powiedział dwa pozostałe wersety:

"Niewdzięczny, nie czyniący nic dobrego,

    Nie czyniąc tego, co by chciał,

  Nie ma w nim wdzięczności,

    Służenie Mu jest bezużyteczne".


"Jego przyjaźń nie jest zdobyta

    Przez najczystszy dobry uczynek.

  Lepiej deliktnie się od niego odsuń,

    Ani zazdrość, ani znęcaj się".

To powiedziawszy, żuraw odleciał.


I kiedy Gautama Budda, opowiadał tę historię, zwykł był dodawać: "W tamtych czasach lew był Dewadatta Zdrajcą, ale tym białym żurawiem byłem ja sam".

"The lion and the crane" from https://www.worldoftales.com/Asian_folktales/Indian_folktale_1.html#gsc.tab=0

#bajka#indie#lew#żuraw#

niedziela, 20 października 2024

Bajka z Filipin

Pasiasty koc



Trzech Tinguian wybrało się kiedyś w góry, aby zapolować na jelenie. Zabrali ze sobą koce, gdyż spodziewali się, że nie będzie ich przez kilka dni, a noce w górach są zimne.

Koce dwóch mężczyzn były niebiesko-białe, takie jakie zwykle noszą Tinguianie, ale koc trzeciego pokryty były czerwonymi i żółtymi paskami, jak grzbiet małej dzikiej świni.

W nocy mężczyźni zawineli się w koce i położyli się spać pod drzewem. Lecz gdy ten w czerwono-żółtym kocu jeszcze nie spał, zbliżyły się dwa duchy i zobaczyły go.

"Och," usłyszał, jak jeden duch mówi do drugiego, "mamy coś do jedzenia, bo oto mała dzika świnia".

Mężczyzna ten szybko zdjął koc z jednego ze swoich śpiących towarzyszy i położył na jego miejscu własny. Wkrótce zjawiły się duchy i zjadły mężczyznę pod pasiastym kocem.

Od tego czasu Tinguianie nigdy nie śpią pod tego rodzaju kocem, jeśli są tam, gdzie duchy mogą ich zabrać.

"The Striped Blanket" from https://www.worldoftales.com/Asian_folktales/Filipino_folktale_13.html#gsc.tab=0

#bajka#filipiny#pasiasty#koc#duchy#


piątek, 18 października 2024

Bajka chińska

Kto jest winny?



Dawno, dawno temu było sobie dziesięciu rolników, którzy razem przechodzili przez pole. Zostali zaskoczeni przez potężną burzę z piorunami i schronili się w na wpół zrujnowanej świątyni. Grzmoty zbliżały się coraz bardziej, a hałas był tak wielki, że powietrze wokół nich drżało. Błyskawice latały wokół świątyni. Rolnicy byli bardzo przerażeni i myśleli, że musi być wśród nich jakiś grzesznik, w którego uderzy piorun. Aby dowiedzieć się, kto to może być, zgodzili się powiesić słomiane kapelusze przed drzwiami, a ten, którego kapelusz został zdmuchnięty, miał poddać się swemu losowi.

Gdy tylko kapelusze znalazły się na zewnątrz, jeden z nich został zdmuchnięty, a rolnicy bez litości wypchnęli nieszczęsnego właściciela za drzwi. Gdy tylko on opuścił świątynię, piorun przestał krążyć wokół świątyni i uderzył w nią z trzaskiem.

Ten, którego wyrzucili, był jedynym sprawiedliwym wśród nich i ze względu na niego piorun oszczędził świątynię. Pozostała dziewiątka musiała więc zapłacić życiem za swoją zatwardziałość.

"Who Was the Sinner?" from https://www.worldoftales.com/Asian_folktales/Chinese_Folktale_19.html#gsc.tab=0

#legenda#chiny#winny#kto#burza#

środa, 16 października 2024

Bajka portugalska z Azorów

Wyspa kwiatów



W raju rządzi oczywiście prawo miłości. Wszystkie miejsca, w których dobrze się żyje, rządzą się prawami.

Dawno, dawno temu żył sobie mały aniołek, który złamał jedną z zasad raju. Oczywiście musiał za to zostać ukarany. Kara zawsze następuje po złamanym prawie. Został wygnany ze swego niebiańskiego domu. Już nigdy nie mógł przyłączyć się do chóru niebiańskiej muzyki. Już nigdy nie mógł spojrzeć w twarz wielkiego króla.

Zdarzyło się, że ten mały aniołek szczególnie kochał kwiaty Raju. Po raz ostatni przechadzał się po niebiańskich ogrodach.

"Och, moje przepiękne, nie mogę znieść opuszczenia was!" szlochał do swoich ulubionych kwiatów. "To łamie mi serce!"

Kwiaty przyciągnęły do niego swe jasne twarze w geście miłosnego współczucia. Wdychał najsłodsze perfumy pod delikatnym dotykiem. Wyciągały ręce, by złapać jego powłóczące się szaty, gdy ich mijał.

"Moi najukochańsi! Prosicie mnie, abym zabrał was ze sobą!" – zawołał aniołek.

Wypełnił swe ramiona pięknymi kwiatami Raju. Anioł był bardzo małym aniołkiem, a kwiatów było naprawdę bardzo dużo. Nie mógł znieść tego, że zostawił jakiegokolwiek ze swoich ulubieńców. Powoli i ze smutkiem opuścił niebiańskie ogrody. Powoli i ze smutkiem przeszedł przez niebiańską bramę.

Piękne kwiaty były wszystkim, co pozostało mu z Nieba. Wypełniły mu ramiona tak mocno, że nie był w stanie ich wszystkich utrzymać. Część z nich upadła. Unosiły się w dół na ziemię. Spadły na  błękitnych wodach szerokiego Atlantyku.

"Och, cóż mam czynić! Straciłem moje wspaniałe rzeczy!" – szlochał aniołek.

Kwiaty Raju uśmiechnęły się do niego z miejsca, w którym upadły. Nigdy nie wyglądały piękniej.

"Moi najukochańsi są piękni i szczęśliwi!" płakał aniołek, uśmiechając się przez łzy. "Wciąż mam wszystko, co mogę unieść! Zostawię ich tam, gdzie są!"

Jest dziewięć kwiatów Raju, które anioł upuścił. Na zawsze pozostały na błękitnym Atlantyku. Po wielu latach portugalscy marynarze znaleźli je, a Portugalia uznała je za swoje. Nazwała je Azorami.

Do dziś jedna z wysp nazywa się Flores, co oznacza kwiaty.

"The Islands of Flowers" from https://www.worldoftales.com/European_folktales/Portuguese_folktale_2.html#gsc.tab=0

#bajka#portugali#azory#wyspa#kwiaty#raj#


poniedziałek, 14 października 2024

Legenda z Australii

Mayrah wiatr, który zdmuchuje zimę



Na początku zimy legwany chowają się w swoich domach w piasku; jastrzębie Black Eagle wchodzą do swoich gniazd; Garbarlee lub gonty chowają się w małych kłodach, wystarczająco dużych, aby je pomieścić. Legwany kopią długą drogę w piasku i zakrywają przejście za sobą. Wszyscy zostają w swoich zimowych domach, dopóki Mayrah nie zdmuchnie zimy. Mayrah jako pierwsza rozpętuje burzę z piorunami. Kiedy legwany słyszą grzmoty, wiedzą, że wiosna jest niedaleko, więc zaczynają przechodzić, aby ponownie wyjść, ale nie opuszczają swojego zimowego domu, dopóki Curreequinquin, czyli ptaki rzeźnicze nie śpiewają przez cały dzień prawie bez przerwy: "Goore, goore, goore, goore". Wtedy wiedzą, że Mayrah naprawdę zdmuchnęła zimę, ponieważ ptaki zaczynają łączyć się w pary i budować gniazda. Otwierają więc oczy i znów wychodzą na zieloną ziemię.  A kiedy ludzie słyszą curreequinquiny śpiewające "Goore, goore", wiedzą, że mogą znaleźć legwany, i  to znacznie grubsze niż wtedy, gdy odeszły wraz z nadejściem zimy. Wtedy też znajdą kolczatki spieszące się, aby uciec od swoich młodych, które zakopali w piasku i zostawili, aby przesunęli się dla siebie, ponieważ nie mogą ich już unieść, ponieważ kolce młodych zaczynają kłuć je w torbie. Zostawiają je więc i spieszą się, aby nie słyszeć ich wołania. Wiedzą, że spotkają się z nimi ponownie później, gdy dorosną. Potem, gdy Mayrah delikatnie wieje, kwiaty jeden po drugim otwierają się, a pszczoły ponownie wychodzą, aby zebrać miód. Każdy ptak nosi swoje najweselsze upierzenie i śpiewa swoją najsłodszą piosenkę, aby przyciągnąć partnera, a następnie w parach idą budować swoje gniazda. A mimo to Mayrah wieje cicho, aż ziemia stanie się obfita; potem Yhi słońce goni ją z powrotem tam, skąd przyszła, a kwiaty więdną, a ptaki śpiewają tylko wczesnym rankiem. Albowiem Yhi rządzi krajem, dopóki burze się nie skończą i nie ochłodzą go, a zima nie zajmie jego miejsca, aby znów zostać zdmuchniętą przez Mayrę, ukochaną przez wszystkich i przynoszącą obfitość. 

"Mayrah, the wind that blows the winter away" from Australian folktales - Mayrah, the wind that blows the winter away (worldoftales.com)

#legenda#australia#mayrah#wiatr#zdmuchuje#zima#


sobota, 12 października 2024

Bajka brazylijska

Dlaczego banany należą do małp



Być może tego nie wiesz, ale małpy myślą, że wszystkie banany należą do nich. Kiedy brazylijskie dzieci jedzą banany, mówią: "Jestem małpą". Znałem kiedyś małego chłopca w Brazylii, który bardzo, bardzo lubił banany. Zawsze mówił: "Jestem bardzo podobny do małpy".Tę historię opowiadają, aby pokazać nam, jak do tego doszło.

Dawno, dawno temu, kiedy świat dopiero co został stworzony i był tylko jeden rodzaj bananów, ale bardzo wiele gatunków małp, żyła sobie mała stara kobieta, która miała duży ogród pełen drzew bananowych. Staruszce było bardzo trudno samodzielnie zbierać banany, porozmawiała więc z największą małpą. Powiedziała mu, że jeśli zbierze dla niej kiście bananów, to odda mu połowę z nich. Małpa zebrała banany. Oddała jednak staruszce banany, które rosną na dole kiści i są małe i pomarszczone. Ładne, duże i grube zachowała dla siebie.

Staruszka była bardzo zła. Całą noc leżała bezsennie, próbując wymyślić jakiś sposób, w jaki mogłaby wyrównać rachunki z małpą. W końcu wpadła na pomysł.

Następnego ranka namalowała obraz z wosku, który przypominał wyglądem małego chłopca. Następnie umieściła duży płaski kosz na czubku głowy i umieściła w nim najlepsze dojrzałe banany, jakie udało jej się znaleźć. Wyglądały bardzo kusząco.

Po chwili przeszła tamtędy największa małpa. Zobaczyła obraz i pomyślała, że to chłopiec handlujący bananami. Często popychała handlujących chłopców, przewracała ich kosze, a potem uciekała z bananami. Dziś rano czuła się bardzo dobrodusznie, więc pomyślała, że najpierw spróbuje grzecznie poprosić o banany.

— O, domokrążco — rzekła do niego — proszę, daj mi banana. Obraz wosku nie odpowiadał jednak ani słowem.

Małpa znowu powiedziała, tym razem nieco głośniej: "O, chłopcze domokrążco, proszę, daj mi banana, tylko jednego małego, dojrzałego, słodkiego banana". Obraz z wosku nie odpowiadał ani słowem.

Wtedy małpa zawołała swoim najgłośniejszym głosem: "O, chłopcze domokrążco, jeśli nie dasz mi banana, popchnę cię tak, że wywrócą się wszystkie twoje banany". Obraz z wosku milczał.

Małpa podbiegła do woskowego posągu i mocno uderzyła w niego ręką. Jej ręka mocno zanurzyła się w wosku.

"O, chłopcze domokrążco, puść moją rękę" – zawołała małpa. "Puść moją rękę i daj mi banana, bo inaczej dam ci mocny cios drugą ręką". Obraz wosku nie odpuścił.

Drugą ręką małpa zadała obrazowi mocny cios. Druga ręka również utkwiła w wosku.

Wtedy małpa zawołała: "O, chłopcze domokrążco, puść moje dwie ręce. Puść moje obie ręce i daj mi banana, bo inaczej dam ci kopniaka nogą". Obraz wosku nie odpuścił.

Małpa kopnęła obraz nogą, a jej stopa utknęła mocno w wosku.

— O, domokrążco — zawołała małpa — puść moją nogę. Puść moje obie ręce i moją stopę i daj mi banana, bo inaczej dam ci kopniaka drugą nogą". Obraz z wosku nie odpuścił.

Wtedy małpa, która była teraz bardzo rozgniewana, kopnęła obraz  nogą, a jej stopa pozostała w wosku.

Małpa krzyknęła: "O, chłopcze domokrążco, puść moją nogę. Puść moje dwie stopy i obie ręce i daj mi banana, bo inaczej popchnę cię moim ciałem". Obraz wosku nie odpuścił.

Małpa popchnęła obraz wosku swoim ciałem. Ono jednak pozostało mocno uwięzione w wosku.

"O, chłopcze domokrążco"krzyknęła małpa, "puść moje ciało! Puść moje ciało, moje dwie stopy i moje dwie ręce, albo wezwę wszystkie inne małpy, żeby mi pomogły!" Obraz z wosku nie odpuścił.

Wtedy małpa zrobiła taką wrzawę, że wkrótce małpy zaczęły biec ze wszystkich stron. Były tam duże,małe i średnie małpy. Cała armia małp przyszła z pomocą największej małpie.

To właśnie najmniejsza małpka wymyśliła plan, jak pomóc największej małpie wyjść z opresji. Małpy miały wspiąć się na największe drzewo i ułożyć się jedna na drugiej, aż utworzą piramidę. Małpa o najgłośniejszym głosie ze wszystkich miała być na szczycie i miała krzyczeć do słońca i prosić słońce, aby przyszło i pomogło największej małpie wydostać się z opresji.

Tak  właśnie zrobiły wszystkie małpy. Ta o najgłośniejszym głosie na szczycie piramidy sprawiła, że słońce usłyszało i mocno zaświeciło.

Słońce padało na wosk swymi najgorętszymi promieniami. Po chwili wosk zaczął się topić. Małpa była w końcu w stanie wyciągnąć jedną rękę. Słońce rzucało więcej promieni i wkrótce małpa była w stanie wyciągnąć obie ręce. Potem mogła wyciągnąć jedną nogę, potem drugą, a po chwili także swoje ciało. Nareszcie był wolna.

Kiedy mała staruszka zobaczyła, co się stało, zniechęciła się do uprawy bananów. Postanowiła przenieść się do innej części świata, gdzie zamiast bananów uprawiała kapustę. Małpy zostały posiadaczami dużego ogrodu pełnego bananowców. Od tego dnia małpy myślą, że są właścicielami wszystkich bananów.

"Why the Bananas Belong to the Monkey" from https://www.worldoftales.com/South_American_folktales/South_American_Folktale_16.html#gsc.tab=0

#bajka#brazylia#banany#małpy#dlacego#

czwartek, 10 października 2024

Bajka ukraińska

Stary pies



Był sobie raz człowiek, który miał psa. Kiedy pies był młody,był bardzo urzyteczny, ale kiedy się zestarzał, wypędzano go na zewnątrz. Poszedł więc i położył się za płotem, a wtedy podszedł do niego wilk i zapytał: "Piesku, dlaczego tak leżysz?" — "Kiedy byłem młody", rzekł pies, "służyłem ludziom; ale teraz, gdy jestem stary, wygonili mnie". Wilk rzekł: "Widzę twego pana na polu. Idź do niego, a może ci coś da". – "Nie," powiedział pies, "nie pozwalają mi teraz nawet chodzić po polach, tylko mnie odganiają". – "Popatrz teraz na pole" rzekł wilk, " Widzę, że twoja pani położyła swoje dziecko pod wozem. Złapię go i ucieknę z nim. Biegnij za mną i szczekaj, potrząsaj mną, ile możesz, aby twoja pani mogła to zobaczyć".

Wilk pochwycił dziecko i uciekał z nim, a pies pobiegł za nim i zaczął mu je wyrywać. Ujrzawszy to jego pani, rzuciła się za nimi, wołając jednocześnie: "Mężu, mężu! Wilk ma dziecko! Gabrielu, Gabrielu! Nie widzisz? Wilk ma dziecko!" Wtedy mężczyzna ruszył w pościg za wilkiem i odzyskał dziecko. — "Dzielny stary pies!" — rzekł chłop. "Jesteś stary i bezzębny, a jednak możesz udzielić pomocy w potrzebie i nie pozwolisz, aby skradziono dziecko twego pana". I odtąd kobieta i jej mąż dawali staremu psu codziennie dużą bułkę chleba.

"The old dog" from https://www.worldoftales.com/European_folktales/Ukrainian_folktale_10.html#gsc.tab=0

#bajka#ukraina#stary#pies#wilk#


wtorek, 8 października 2024

Bajka brazylijska

Kot Dominga



Dawno, dawno temu żył sobie człowiek, który był bardzo biedny. Musiał on  sprzedawać jedną rzecz po drugiej, aby zdobyć jedzenie, by nie umrzeć z głodu. Wkrótce nie zostało mu nic oprócz kota. Był bardzo przywiązany do niego i powiedział: "O, Kocie, niech się stanie, co chce, nigdy się z tobą nie rozstanę. Wolałbym umrzeć z głodu".

Kot odpowiedział: "O dobry panie Domingo, spoczywaj w pokoju. Nigdy nie umrzesz z głodu, dopóki będziesz miał mnie. Wyruszam w świat, aby zarobić fortunę dla nas dwóch".

Kot poszedł do dżungli, gdzie zaczął kopać. Za każdym razem znajdował kawałki srebra. Zabrał kilka z nich do domu swojego pana, aby ten mógł kupić jedzenie. Resztę srebrników kot zaniósł królowi.

Następnego dnia kot wykopał złoto i zaniósł je królowi. Kolejnego dnia miał przy sobie kawałki diamentów.

"Skąd bierzesz te bogate dary? Kto mi przysyła takie wspaniałe prezenty?" – zapytał król.

Kot odpowiedział: "To mój pan, Domingo".

Król miał piękną córkę, więc pomyślał, że ten człowiek Domingo musi być najbogatszy w całym królestwie. Postanowił, że jego córka powinna natychmiast wyjść za niego za mąż. Zorganizował ślub za pośrednictwem kota.

"Nie mam żadnych ubrań na wesele" powiedział Domingo, kiedy kot powiedział mu, że ma się ożenić z córką króla.

"Zostaw to mnie" odparł kot.

Kot poszedł do króla i powiedział: "O królu, w warsztacie krawieckim, w którym szyli szaty weselne mojego pana, Domingo, wybuchł straszliwy pożar. Krawiec i wszyscy jego pomocnicy spłoneli, a cały strój mojego pana Domingo został zniszczony. Czy Wasza Królewska Mość nie ma czegoś, co mógłbyś mu pożyczyć na wesele?" Król przysyłał najbogatsze szaty, na jakie pozwalała mu jego garderoba. Domingo ubrany w strój gotowy był do ślubu.

"Nie mam pałacu, do którego mógłbym zabrać moją narzeczoną" powiedział Domingo do kota.

"Zaraz się o tym zajmę " odparł kot.

Poszedł do lasu do wielkiego zamku, w którym mieszkał olbrzym. Pomaszerował prosto do niego i powiedział: "O olbrzymie, pragnę pożyczyć twój zamek dla mojego pana Domingo. Czy nie byłby pan tak uprzejmy i nie pożyczyłby mi go na chwilę?"

Olbrzym poczuł się obrażony. "Nie pożyczę mego zamku ani tobie, ani twojemu panu Domingo, ani nikomu innemu" krzyknął swoim najstraszliwszym głosem.

"W takim razie bardzo dobrze" odparł kot. W mgnieniu oka zamienił olbrzyma w kawałek słoniny i pożarł go na miejscu.

Pałac olbrzyma był bardzo wspaniałym pałacem. Była tam jedna komnata wyłożona srebrem, druga złotem i jedna komnata ozdobiona diamentami. Przy bramie ogrodowej płynęła piękna rzeka.

Gdy Domingo i jego narzeczona płynęli w dół rzeki do bramy ogrodowej  na królewskiej barce, zobaczyli kota siedzącego w oknie i śpiewającego. Potem już go nigdy nie widzieli. Zniknął w dżungli i poszedł wzbogacić innego biedaka. Być może pewnego dnia pojawi się na twojej drodze. Kto wie? "Quem sabe?"  jak mówią w Brazylii.

"Domingo’s Cat" from https://www.worldoftales.com/South_American_folktales/South_American_Folktale_34.html#gsc.tab=0

'bajka#brazylia#kot#Domingo#olbrzym#


niedziela, 6 października 2024

Bajka indyjska

Kolacja Słońca, Księżyca i Wiatru 



Pewnego dnia Słońce, Księżyc i Wiatr poszli na obiad do swojego wuja i ciotki Pioruna i Błyskawicy. Ich matka (jedna z najodleglejszych gwiazd, jakie widzisz wysoko na niebie) czekała samotnie na powrót swoich dzieci.

Słońce i Wiatr były chciwe i samolubne. Cieszyli się wielką ucztą, którą dla nich przygotowano, ale nie myleli aby zabrać coś do domu dla matki. Natomiast łagodny Księżyc o niej nie zapomniał. Z każdej potrawy umieszczała małą porcję pod jednym ze swoich pięknych, długich paznokci, aby Gwiazda mogła również mieć udział w poczęstunku.

Gdy wrócili, ich matka, która przez całą noc czuwała, zapytała: "No cóż, dzieci, co mi przynieśliście do domu?" Wtedy Słońce (który był najstarszy) powiedział: "Nic dla ciebie nie przyniosłem do domu. Wyszedłem, żeby się dobrze bawić z przyjaciółmi, a nie po to, żeby przynieść mamie obiad!" Wiatr natomiast odpowiedział: "Nie przyniosłem też nic dla ciebie do domu, matko. Nie mogłaś się spodziewać, że przyniosę dla ciebie kolekcję, skoro wyszedłem tylko dla własnej przyjemności". Ale księżyc  powiedział: "Matko, przynieś talerz, zobacz, co ci przyniosłem". I potrząsnął rękami. Gwiazda zjadła wyborny obiad, jakiego nigdy przedtem nie widziano.

Wtedy Gwiazda odwróciła się do Słońca i przemówiła: "Ponieważ poszedłeś zabawiać się ze swoimi przyjaciółmi, ucztowałeś i bawiłeś się, nie myśląc o swojej matce w domu, będziesz przeklęty. Odtąd twoje promienie będą zawsze gorące i palące, i będą palić wszystko, czego dotkną. I będą cię nienawidzić, i nakrywać swe głowy, gdy się pojawisz".

(I dlatego Słońce jest tak gorące do dnia dzisiejszego.)

Potem odwróciła się do Wiatru i powiedziała: "Także ty, który zapomniałeś o swojej matce pośród swoich egoistycznych przyjemności, usłysz swoją zgubę. Będziesz zawsze w gorącą, suchą pogodę, będziesz suszył i suszył wszystko, co żyje. I od tego czasu ludzie będą  cię unikać".

(I dlatego wiatr w czasie upałów jest nadal tak nieprzyjemny.)

Lecz do Księżyca powiedziała: "Córko, ponieważ pamiętałaś o swojej matce i zachowałaś dla niej udział w swojej własnej radości, odtąd będziesz zawsze spokojna i jasna. Żaden trujący blask nie będzie towarzyszył twoim czystym promieniom, a ludzie zawsze będą cię nazywać 'błogosławioną'".

(I dlatego światło księżyca jest tak miękkie, chłodne i piękne aż do dnia dzisiejszego.)

"Sun, Moon and Wind go out to dinner" from https://www.worldoftales.com/Asian_folktales/Indian_folktale_27.html#gsc.tab=0

#bajka#indyjska#słońce#księżyc#wiatr#kolacja#gwiazda#


piątek, 4 października 2024

Bajka słowacka 

Historia, która nigdy się nie kończy



Dawno, dawno temu żył sobie pasterz, który miał wielkie stado owiec. Pasł je na łące po drugiej stronie strumienia. Pewnego dnia słońce już zaszło, zanim ruszył w drogę do domu. Niedawne deszcze wezbrały w strumieniu, tak że on i owce musieli przejść przez mały mostek. Most był tak wąski, że owce musiały przechodzić przez niego jedna po drugiej.

Teraz poczekamy, aż je wszystkie przeprowadzi. Potem przejdę do mojej historii.....

(Kiedy dzieci zaczynają się niecierpliwić i błagają o dalszy ciąg historii, dowiadują się, że owiec jest wiele i że do tej pory tylko kilka z nich przeszło. Nieco później, gdy znowu wybucha ich zniecierpliwienie, dowiadują się, że owce nadal przechodzą. I tak w nieskończoność. Pod koniec dodaje się)

W rzeczywistości owiec było tak dużo, że gdy nastał ranek, wciąż jeszcze przechodziły, a potem nadszedł czas, aby pasterz zawrócił i zapędził je z powrotem na pastwisko!

"The Story That Never Ends" from https://www.worldoftales.com/European_folktales/Czechoslovak_folktale_15.html#gsc.tab=0

#bajka#słowacja#historia#nigdy#koniec#owce#



środa, 2 października 2024

Bajka brazylijska

Chłopiec i skrzypce



Dawno, dawno temu żył mężczyzna, który miał jedynego syna. Kiedy zmarł, jego syn został sam na świecie. Nie posiadał zbyt wiele – tylko kota i psa, mały kawałek ziemi i kilka drzew pomarańczowych. Chłopiec oddał psa sąsiadowi, a ziemię i drzewa sprzedał. Wszystkie pieniądze zainwestował w skrzypce. Przez całe życie chciał je mieć, a teraz pragnął ich bardziej niż kiedykolwiek. Póki żył jego ojciec, mógł mu opowiadać o swoich myslach, teraz zaś miał tylko skrzypce. To one tworzyły najsłodszą muzykę na świecie.

Chłopiec chciał zacząć pracować jako pasterz owiec króla. Powiedziano mu jednak, że król ma już wielu pasterzy i nie potrzebuje kolejnego. Chłopiec wziął skrzypce, które przyniósł ze sobą i ukrył się w głębokim lesie. Tam grał słodką muzykę. Pasterze, którzy byli w pobliżu, usłyszeli dźwięki, ale nie mogli się dowiedzieć, kto tak gra. Owce również usłyszały tę muzykę. Kilka z nich opuściło stado i przy dźwiękach muzyki ruszyło w stronę lasu. Szły za nim, aż dotarli do chłopca, kota i skrzypiec.

Pasterze byli bardzo zaniepokojeni, gdy dowiedzieli się, że ich owce zniknęly. Poszli, aby ich sprowadzić z powrotem, ale nie znaleźli po nich żadnego śladu. Czasami zdawało się, że znajdują się całkiem blisko miejsca, z którego dobiegała muzyka, ale kiedy szli w tamtym kierunku, dźwięki muzyki dochodziły teraz z innego miejsca. Bali się, że sami się zgubią, więc poddali się.

Kiedy chłopiec zobaczył, jak owce przyszły, aby posłuchać jak gra, był bardzo szczęśliwy. Jego muzyka nie była już tym smutnym dźwiękiem, jakim była, gdy był samotny. Stawała się coraz bardziej wesoła. Po pewnym czasie zrobiło się tak wesoło, że kot zaczął tańczyć. Kiedy owce zobaczyły tańczącego kota, też zaczęły tańczyć.

Wkrótce przeszła tamtędy grupa małp i usłyszała muzykę. Od razu zaczęli tańczyć. Szczebiotali tak głośno, że prawie zagłuszyli muzykę. Chłopiec zagroził, że przestanie grać, jeśli będą tak hałaśliwi. 

Po chwili wesoły dźwięk usłyszał tapir. Natychmiast jego trójpalczaste tylne łapy i czteropalczaste przednie zaczęły tańczyć. Po prostu nie mógł ich powstrzymać od tańca. On również przyłączył się do chłopca, kota, owiec i małp.

Następnie pancernik usłyszał muzykę. Mimo ciężkiej zbroi też zaczął tańczyć. Wtedy do towarzystwa dołączyło stado małych saren. Potem mrówkojad tańczył razem z nimi. Dziki kot i tygrys też się pojawiły. Owce i jelenie strasznie się bały, ale dalej tańczyły. Tygrys i dziki kot były tak szczęśliwe tańcząc, że w ogóle ich nie zauważyły. Wielkie węże owijały się wokół pni drzew i żałowały, że nie mają stóp, na których mogłyby tańczyć. Ptaki próbowały tańczyć, ale nie potrafiły wystarczająco dobrze używać nóg i  odleciały. Każde zwierzę z dżungli, które miało stopy, na których mogło tańczyć, przyłączyło się do wesołego pochodu.

Wesołe towarzystwo wędrowało dalej i dalej, aż w końcu dotarli do wysokiego muru, za którym była kraina olbrzymów. Olbrzym stojący na murze jako strażnik śmiał się tak mocno, że omal nie spadł z muru. Natychmiast zaprowadził ich do króla. Ten roześmiał się tak mocno, że omal nie spadł z tronu. Jego śmiech zatrząsł ziemią. Nigdy przedtem ziemia nie zatrzęsła się na śmiech króla olbrzymów, choć często słyszała jego gniewny głos w grzmotach. Ludzie nie wiedzieli, co o tym sądzić.

Król krainy olbrzymów miał piękną córkę, która nigdy się nie śmiała. Cały czas pozostawała smutna. Król zaoferował połowę swojego królestwa temu, kto potrafi ją rozśmieszyć. Wszyscy giganci robili dla niej najzabawniejsze sztuczki, ale ani razu nie wywołały nawet odrobiny uśmiechu na jej ślicznej twarzy. "Jeśli moja córka powstrzyma się od śmiechu na widok tego śmiesznego widoku, poddam się z rozpaczy i zjem swój kapelusz" – powiedział król krainy olbrzymów, widząc wesołą małą postać grającą na skrzypcach i gromadę składającą się z kota, owiec, małp i wszystkiego innego zwierza tańczącego w rytm wesołej muzyki. Gdyby król olbrzymów umiał tańczyć, sam by tańczył, ale na szczęście dla ludzi na ziemi nie umiał tego robić. Gdyby tak było, nie wiadomo, co mogłoby się stać z ziemią.

Zaprowadził więc całą gromadkę do pałacu swojej córki, gdzie siedziała otoczona służącymi. Jej śliczna twarz była bardzo smutna. Kiedy zobaczyła ten zabawny widok, jej wyraz twarzy się zmienił. Po raz pierwszy w życiu usłyszał wesoły śmiech swojej córki. — Będziesz miał połowę mojego królestwa — rzekł do chłopca — tak jak obiecałem, gdyby ktoś rozśmieszył moją córkę.

Od tego czasu chłopiec panował nad połową królestwa olbrzymów. Nigdy nie miał najmniejszych trudności z utrzymaniem swojej władzy, gdyż najwięksi giganci natychmiast spełniali jego najmniejsze żądanie, gdyzagrał im na skrzypcach. Zwierzęta pozostawały w krainie olbrzymów tak długo, że wyrosły na gigantyczne postacie, ale chłopiec i jego skrzypce zawsze pozostawały takie, jakimi były, gdy wkroczyły do tej krainy.

"The Boy and the Violin" from https://www.worldoftales.com/South_American_folktales/South_American_Folktale_25.html#gsc.tab=0

#bajka#brazylia#chłopiec#skrzypce#olbrzymy#


Bajka chińska Wielka powódź Dawno, dawno temu żyła sobie wdowa, która miała dziecko. A chłopiec miał dobre serce i  wszyscy go kochali. Pe...